Dziś bym chciała przenieść resztę drewna i ułozyć cegły, które zostawiłam. Trochę tego jest, ale dłużej niz godzinę mi to nie zabierze. Do tego jest wyjazd na cmentarz. Kolejną godzina. Moje stałe zajęcia typu joga, medytacje, Reiki itd to jakieś 1,5 godziny. Trochę praca. Trochę gotowanie i około 2 godzin luźnych, których nie chcę trwonić na bezmyślne działania w internecie. Nie wiem jak je zagospodarować sensownie i przyjemnie jednocześnie. To powinno być coś pasjonującego. Niestety teraz wszystko mnie nudzi:(
Wczoraj nie udało się zrealizować wszystkich planów. Rano byłam ciąć drewno i miałam wyjść też po południu, ale się rozpadało. Do tego nie bardzo mam czym ciąć. Pilarka nowa z długą prowadnicą ma tępy łańcuch. Dziś go chyba pojadę naostrzyć. Cięłam starą i ciężko szło. Na podwórku jeszcze rozgardiasz. Moi bliscy się w grobach przewracją, że taki bałagan na święto. Leży niesprzątnięte drewno i leży resztka gruzu, cegły. Może 5 wiader. W domu też nie posprzątane. Trąba ze mnie, a nie gospodyni.
Wczoraj nie wyszło też łapanie myszy. Wystawiałam łapkę w kilku miejscach. Dałam świeży wabik, a nic się nie złapało. Mysz co najmniej jedna jeszcze jest, bo biega po zlewie. Złapałam 18 myszy i wyniosłam. Sebastian wściekły i wrzeszczy, że gdyby był to by je pozabijał. To dla mnie okrucieństwo. Wyzwałam go od sadysty. Rządzić u mnie nie będzie. Krzysiek też jest wściekły na te myszy i jego brat. Mężczyźni chyba tak mają.
W piecu nadal nie palimy. Ciepło nam. Czasem podgrzewam grzejnikiem. Koty jednak szukają ciepła i wylegują na nas. Jesteśmy podgrzewane kanapy. Mikuś leży pod kołdrą.