Wczoraj udało się zabezpieczyć okienka od piwnic i wąż do podlewania. Dziś trzeba przenieść trochę gałęzi i zebrać trociny. Trzeba wziąć wszystkie baterie z warsztatu do domu, bo muszą być w cieple. Trzeba sprzątnąć trochę w ganku od strony podwórza, bo nic już na dworze robić nie planuję tym roku.
W domu cieplutko. Moje ukochane futerka grzeją się przy piecu. Są szczęśliwe. Ja też gdy na nie patrzę. Taka pogoda jak teraz martwi mnie tylko z powodu Krzyśka. On pracuje na dworze i marznie. Mikuś na spacerach też drży. Gdy wracamy ładuje się pod kołdrę. Czekam na pierwszy śnieg. Kocham gdy prószy, płatki wirują a w domu cieplutko. :)
Znowu trochę przytyłam i trzeba to zrzucić. W tym tygodniu czyścimy lodówkę. Chcę wszystko wyjeść i moze od przyszłego tygodnia znowu dieta. Znowu miesiąc. Już się cieszę. Lubię być na diecie i czuć tą satysfakcję gdy widzę kolejny spadek na wadze.
Dla mnie całe praktycznie zycie było walką. Teraz postawię chyba na akceptację siebie, przeszłości, wieku itp. Stawiam teraz na pogodzenie się z sobą. :) Już jakiś czas temu zastąpiłam słowo muszę słowem chcę. Chcę mieć zadowolenie z każdego dnia, moze satysfakcję. Chcę mieć czas na przyjemności.
Przez jakiś czas nie ćwiczyłam jogi, bo miałam inny ruch. Czasu brakło. Teraz wracam. Wczoraj pierwsze asany i tragedia jak moja sprawność, elastyczność spadła. Teraz z jogą nie szaleję. Cwiczę dla przyjemności. Nie rywalizuję z nikim. Nie narzucam sobie celów do osiągnięcia typu szpagat.