Sporo ostatnio pracuję, bo miesiąc się kończy i to ostatni moment na zarobek na ten czas. Ja mam wypłatę raz w miesiącu. Nie planuję zakupów teraz. Miałam mieć warsztat malarstwa wstążkowego, ale jest przeniesiony na marzec to i zapłacę w marcu.
Przez kilka ostatnich dni miałam problem z kontaktami. Krzysiek mnie drażnił i S. Drażnił mnie ludzki głos, gadanie o bzdurach, śpiewy Krzyśka. Drażnił mnie telewizor i agresja w programach, które ogląda Krzysiek. On tylko wojny i sport. Pragnęłam ciszy i spokoju, a nie miałam tego. W niedzielę już byłam bardzo zmęczona psychicznie i wściekła jak osa. Krzysiek siedział w domu cały dzień i mnie męczył dodatkowo. Później zaczął szukać dokumentów i usiłował mnie skłonić do wspołpracy. Jeszcze był problem z Kajtkiem, bo znowu nie chce jeść swojej karmy. Podjada innych kotów i znowu pojawiła si e biegunka. Miałam dość. Odpoczęłam w poniedziałek w ciszy gdy Krzysiek był w pracy.
Nie wiem czy nie będzie problemów ze sprzedażą mieszkania w Warszawie. Krzysiek nie znalazł wszystkich dokumentów. Potrzeba chyba do wystawienia pełnomocnictwa zaświadczenia o zapłaceniu podatku oraz wypisu z ksiąg wieczystych. On tego nie ma. Ma tylko odpis wyroku. To może być za mało. Nie wiem czy uda się to załatwić na odległość. Nic jeszcze nie wiem. Tym zajmuje się brat Krzyśka i on ma iść do notariusza. Ja może dziś zadzwonię.
Krzysiek komórkę tylko odbiera ale nie potrafi dzwonić. W poniedziałek przyniosłam aparat telefoniczny od mamy i podpięłam. Teraz może dzwonić i on...Aparat jest bardzo prosty w obsłudze.
Jest problem, bo dwa dni temu urwały się drzwi od biblioteczki. Były uszkodzone już jakiś czas i S chciał naprawić, ale Krzysiek się nie zgodził, bo by musiał zostać dłużej. Teraz stoją oparte o biblioteczkę i oby stały. Na razie koty nie zauważyły.
Kociaki się oswajają. Ten brany na ręce już się przewraca czasami i pokazuje brzuszek. Ten najbardziej wrażliwy bez problemu daje się głaskać, a ten najpóźniej złapany juz przy mnie je. Będzie dobrze... Na razie są w pomieszczeniu gospodarczym. Pomieszczenie jest nieduże ale z oknem. Zauważyłam, że nie są zżyte ze sobą. W miejscu gdzie siedzą jest duża poduszka. Myślałam, że sie przytulą, ale nie. Każdy lezy osobno i w oddaleniu od siebie.
Coraz bardziej myślę o założeniu fundacji kociej- adopcyjnej. Nie mam komu zapisać domu i mogłabym go zapisać kiedyś fundacji. Mam mieszkanie około 70 m2 po babci i można by w nim zrobić pomieszczenia dla kotów. To wszystko jednak wymaga remontu i sama nie podołam. Nie jestem jakaś przebojowa, energiczna, otwarta i mam blokady jeśli chodzi o ludzi. Mogę koty karmić. Mogę czyścić kuwety ale prosić o nic w tym o pieniądze nie potrafię. Nie mam samochodu i mam prawie 61 lat... Całe życie pomagałam kotom jak mogłam, ale byłam z tym sama. Nie mam przyjaciól myślących podobnie. Nie mam protektorów. WSzyscy moi bliscy mnie zawsze krytykowali. Teraz jest tak samo, a moje serce to koty...