Dziś wstałam szybko i dość nerwowo, bo Krzysiek nie miał cierpliwości po raz któryś z kolei mnie budzić, tylko zabrał mi kołdrę. Tak po prostu. W sypialni jest zimno, a ja śpię nago, więc pobudka była brutalna. Nie kłóciłam się, bo po co? Czas było wstawać. Wstałam, wypiłam kawę i zabrałam się za ćwiczenia cesarzy chińskich. Później będę leniuchować. Może coś poczytam albo namaluję. Na pewno sporo czasu spędzę jak zwykle na kanapie. Po obiedzie będzie druga seria ćwiczeń tym razem jogi z tym, że specjalne ćwiczenia na kręgosłup. Książkę kupiłam w lecie i dopiero teraz od kilku dni ćwiczę. Ćwiczenia krokodyla, bo tak się nazywają są bardzo fajne. Niby łatwe, a nawet bardzo łatwe, a kręgosłup je czuje. Jeszcze długo po wykonaniu serii jest rozgrzany. Zobaczymy co mi dadzą. Powinnam ćwiczyć codziennie po 10 -15 minut. Na razie ćwiczę najprostszy zestaw po trzy powtórzenia, a powinno się wykonywać od 3 do 6. Dojdę do tego stopniowo. Muszę też w czasie ćwiczeń opanować oddech. Niby umiem oddychać przeponowo, ale w spoczynku. Tu to trzeba zgrać. Zobaczymy.
Wieczorem mam zamiar zrobić sobie dłuższą medytację. Spróbuję dotrzeć do wczesnego dzieciństwa, a może do poprzednich wcieleń jak się uda.
Jutro Krzysiek jedzie na zakupy. To będzie dla mnie sprawdzian z silnej woli i opanowania apetytu. Zazwyczaj rzucałam się na jedzenie jakbym tydzień nie jadła. Jutro planuję się powstrzymać i zjeść zgodnie z przygotowanym jadłospisem. Myślę, że się uda, bo jem ostatnio rozsądnie i nie podjadam. Inna sprawa, że nie kupi nic takiego na co bym była jakoś specjalnie łakoma. Zabroniłam też kupowania słodyczy. Niech kupi dla siebie i zje po drodze.