Od jakiegoś czasu robię sobie nową medytacje z opiekunem duchowym. Założenie było takie by go zobaczyć i kilka dni temu udało mi się po praz pierwszy. Do tej pory odczuwałam tylko jego obecność. Mój opiekun jest mężczyzną w wieku trzydziestu paru - czterdziestu lat. Ma długie nie za ciemne włosy i mądre, dobre oczy. Ukazał mi się w stroju ciemnobrązowym z okresu wczesnego średniowiecza z opaska na czole. Moment był magiczny i świetnie się przy moim opiekunie czułam - spokojna i bezpieczna. Na pewno będę tą medytacje robić nie raz, bo nabrałam ochoty na więcej kontaktów. Czuję, że kiedyś na tym świecie był mi bardzo bliski. Oprócz tej medytacji ćwiczę nadal nawiązywanie kontaktów z moim bliskimi po drugiej stronie. Wczoraj zaczęłam też czytać książkę o obronie psychicznej. Też są w niej ciekawe medytacje. Będę miała co robić. Teraz jest dobry czas na medytacje, bo latem gdy okna są otwarte czasem przez hałas trudno mi się skupić.
Dziś jako, że jest niedziela nie mam nic konkretnego do roboty. Może jednak skończę chlebak i zacznę chustecznik. Krzysiek nie powinien nosem kręcić na taka pracę. Swoja drogą zaniedbał ostatnio całkiem swoje życie duchowe. Uważa się za katolika, a w kościele był ostatnio wieki temu. Myślałam, że teraz w czasie urlopu pójdzie ale gdzie tam. Ani nie wspomniał na ten temat. Nie ogląda też mszy w telewizji ani w internecie. Nie modli się. Nie wiem czemu tak jest. Puki żyła jego mama jeszcze jakoś swoja wiarę kultywował. Teraz przestał. Moim sposobem też do Boga dotrzeć nie próbuje. Ani żadnym innym. Martwi mnie to, bo zachowuje się jak ateista. Nie wiem co mam z tym fantem począć.
Wczoraj kupiłam kalendarz...