Wczoraj cały dzień pisałam teksty i robiłam bombki, a raczej uczyłam się robić. Te typu medalion idą mi już nieźle. Te okrągłe też jest postęp, bo już tylu zmarszczek nie ma, choć z twardego papieru robiłam. Robię też już mniej więcej równe perełki. Dziś bombek część dalsza i może kartki. Trzeba nabierać wprawy. Kilka bombek chcę zrobić dla mamy i tu jest problem, bo mama chce bombki jaskrawe w żywych kolorach. Nie bardzo umiem trafić w jej gust. Oczywiście najpierw pisanie na forum. To w końcu moja praca. Ostatnio wstaje wcześniej i część pracy do południa kończę. Często popołudnie jest już dla mnie na moje przyjemności. Siedzę wtedy w pracowni i działam niemiłosiernie się przy tym paćkając. Ubrudzone są ciuchy, ręce i często twarz. Krzysiek na to parzeć nie może. Ostatnio jestem cała w brokacie i sztucznym śniegu. Wygląda to ciekawie. Czystych ciuchów już nawet nie wkładam. Po co...Mina obcych ludzi jest bezcenna...
Wczoraj koty dostały się do sypialni. Pogryzły mi kwiatki i zdemolowały toaletkę. Praca była wspólna, bo weszły prawie wszystkie. Problem był z wygonieniem ich, bo pochowały się po kątach. Onka wlazła pod szafę i wyjść nie chciała. Rozi i Morus weszły do szafy i zrzuciły to i owo. Myślałam, że Krzysiek się wścieknie. Wojował z nimi z pół godziny. Klął aż pewnie na ulicy było słychać...