Dzisiejsze malowanie to drugie podejście do wczorajszego tematu. myślę, że już bardziej udane, choć kolory nadal mi nie leżą... Coś muszę z tym zrobić...
I druga porcja nauki malowania drzewek...Trudno sie maluje gałązki grubym pędzlem. Oj trudno...
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1490342 |
Komentarzy: | 54555 |
Założony: | 12 kwietnia 2011 |
Ostatni wpis: | 20 listopada 2024 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Dzisiejsze malowanie to drugie podejście do wczorajszego tematu. myślę, że już bardziej udane, choć kolory nadal mi nie leżą... Coś muszę z tym zrobić...
I druga porcja nauki malowania drzewek...Trudno sie maluje gałązki grubym pędzlem. Oj trudno...
Ona wreszcie w domu. Przyszła do ogrodu i gdy zawołałam zaczęła przeraźliwie miauczeć, a później przybiegła. Do domu bała się wejść. Jest przerażona i strasznie głodna. Ciekawe czy jest kotna...Uf. Ulżyło mi, bo już spać nie mogłam i śniły mi się koszmary. Wykastruję ją jak nic. Nie wycofam się z tego pomysłu tym razem. Może dzięki temu straci skłonność do włóczęgostwa. Dobrze, że tak się skończyło, bo już miałam zamiar łapać klatką-łapką, co by ją pewnie śmiertelnie przestraszyło.
Dziś siedzę w domu. Może zrobimy porządek w spiżarni. Pewnie też coś namaluję, choć ani dobrych farb nie mam, ani cienkiego pędzelka...
Dieta ok. Stabilizcja działa jak trzeba. Wczoraj zjadłam kluski z sosem mięsnym, z tym że takim odchudzanym czyli najpierw mieso opieczone, tłuszcz odlany i zalane wodą. Schudłam 20 dkg. Dziś protal...
Dzisiejszy wytworek farbami dla dzieci. Zainspirowałam się obrazem z internetu. Nie podoba mi się z powodu wściekłych kolorów, które aparat jeszcze wzmocnił. Trzeba będzie zrobić drugie podejście, gdy lepsze farby przyjdą. Można obrazek namalować w subtelnych barwach, bo takie kolory ma oryginał...Poniżej dwie kartki- nauka malowania drzew...Będzie więcej, bo skoro kuszą mnie pejzaże drzewa muszę opanować i to różne i w kszałtach i z liśćmi i bez...
Koteczki nadal nie ma, a ja się coraz bardziej martwię. Chyba przez nią osiwieję. Żeby się tylko znalazła i wróciła do domu w całości. Dziś jedzenie nieruszone zostało. Po nocach mi sie śnią czarne koty wchodzące do domu, ale tylko do niej podobne. Ona mi się nie śniła ani raz. To nie jest dobry znak jak sadzę. Wczoraj wieczorem w kuchni wydawało mi się, że leży na stole. To jeszcze gorszy znak. Czy w ogóle jeszcze żyje?
Dziś byłam w mieście wysłać pieniądze za zakupy w sklepie dla plastyków. Kupiłam wreszcie farby akwarelowe. Farby są z gatunku średnich, choć niektórzy je chwalą. Marzę o białych nocach, ale mnie w tym momencie na cały komplet po prostu nie stać. Będę kupować na raty po kilka kostek, bo tak też można. Kilka już mam. Tym razem kupiłam też dwa pędzelki i zobaczymy jak się sprawdzą. Kupłam również klika farb akrylowych, choć po nocach śnią mi się farby olejne.
Waga bez zmian. Jest więcej niż na pasku o 70 dkg. Jutro myślę o dniu protal, żeby zrzucić.
Po południu będę malować i może coś wstawię...
Szerszenie i pierwsza próba pejzażu...
Przed chwilą pojechali strażacy, którzy skasowali szerszenie. Nie chcieli przyjechać, ale sąsiad miał w straży znajomego i udało się ich przekonać. Szerszeni było bardzo dużo. Musiały być w tym miejscu kilka lat, bo w jednym roku by takiej kolonii nie zbudowały. Jeden problem z głowy, choć mi ich trochę szkoda, bo w zasadzie mi nie przeszkadzały. Żyły sobie po prostu obok i szkody mi nie robiły. Teraz jeszcze tylko, żeby Ona wróciła to już będzie dobrze. Dziś cały dzień miałam, mimo deszczu, drzwi na dwór otwarte. Nic to nie pomogło. Jedzenie, które wystawiam znika, a Ona się pokazuje, o ile to ona zjada, a nie jakiś inny kot.
Dziś uczyłam się malować akwarelę. Chciałam stworzyć coś minimalistycznego i miało to być koniecznie drzewo, bo juz od dawna za mną chodziło. Coś, co powstało to inspiracja obrazkiem z internetu. Tamten był bez drzewa. To było tylko niebo i ziemia. Namalowany był za to profesjonalnymi farbami, które mają piękne, żywe kolory. Nie takie blade jak moje szkolne specyfiki. Pomimo tego i tak jestem ze swojego ,,dzieła" zadowolona, bo zaczęłam pojmować jak się pracuje z dużą ilością wody i niebo wyszło nienajgorsze. Jutro dalsza nauka...Na lepsze farby czekam. Już do mnie idą...
Wczoraj znowu przepadła Ona. Nie ma jej nadal. Jedzenie wystawione wieczorem zniknęło, ale nie wiem czy to ona zjadła. Co gorsze miała ruję. Strasznie się martwię co z nią, bo okolica jest niebezpieczna. To, że w końcu ucieknie było do przewidzenia, ponieważ ciągle kręciła sie pod drzwiami i domagała się wyjścia na dwór. Tak sobie myślę, że w poprzednim domu była kotem wychodzącym i teraz źle się czuła w mieszkaniu. O jedzenie się nie martwię, ponieważ jest bardzo łowna i sobie poradzi. Gorsze inne niebezpieczeństwa rypu samochody i psy. No i coraz zimniej się robi...
Wczorajsze rudbekie. Dziś będę malowała akwarelą.
Wagę trzymam, a raczej trochę wagi spadło mimo tego, że wczoraj zjadłam kluski śląskie z sosem grzybowym. Grzyby były z lasu, bo Krzysiek znalazł...
Pogoda fajna- słońce od rana. Powinnam wyjść do ogródka, ale strach, bo okazało sie, że mam w budynku gospodarczym gniazdo szerszeni. Lata ich po ogródku cała masa. Wczoraj dzwoniłam do straży miejskiej i do straży pożarnej i nikt nie pomoże. Gniazdo muszę zdjąć sama, a ja po prostu się boję. Krzyśkowi też nie pozwolę. Jest problem dodatkowy, bo do gniazda nie bardzo jest dostęp. No i nie wiem co zrobić. Chyba będę musiała z problemem poczekać do zimy aż szerszenie zginą. Wtedy gniazdo jakoś zdejmę, a otwory wentylacyjne, którymi do komórki na strych wlatują, zamknę...
Dziś malowania ciąg dalszy. Usiłuję opanować akryle, ale mi sie wymykają. Jeden malunek wychodzi fajnie, a drugi już niekoniecznie. Wczorajsze rudbekie- jedne wyszły nieźle, bo miękkie pociągnięcia pedzla, a drugie takie sobie. Te drugie i tak w oryginale lepsze niż na zdjęciu. Chyba niepotrzebnie im nadałam ostrości pociągnieciami cienkiego pędzelka...Zwłaszcza tło na zdjęciu brzydkie, bo jakieś takie brudne...Zauważyłam, że wszystko i obrazki i zdjecia wychodzą lepiej przy świetle dziennym. Chyba przestanę malować wieczorem...
Waga bez zmian...
Od rana pada deszcz. Pogoda prawdziwie jesienna. Siedzę w domu i maluję. Na razie skończyłam rudbekie. Co będzie po południu jeszcze nie wiem, ale pewnie też rudbekie. Później może trochę poszkicuję i pomaluję kwiatki, różne, żeby poćwiczyć rękę. Pooglądam też obrazy, żeby prześledzić światłocienie. Na razie doszłam do wniosku, że kwiaty malowane akrylami nie mają tego uroku co malowane farbami olejnymi. Piękne tez są akwarele. Mają lekkość i subtelność, czego akryle nie dają. A może się mylę? Może po prostu jeszcze nie trafiłam na artystę malującego lekkie jak mgiełka kwiaty akrylami.
Te rudbekie wyszły tak sobie. Nawet jestem z nich dość zadowolona w przeciwieństwie do tych nieszczęsnych anemonów. W rzeczywistości tło jest bardziej kontrastowe - zielonożółte...
Rano na wadze było 2 kg więcej, co jest niemożliwe. Pewnie spuchłam...
Szkice i malunki i nadal nic nie wiem...
Dziś było szkicowanie, ale nadal anemony. Szkice powstały różne i nadal nie wiem czy są dobre te cienie, bo wiadomości w książkach i internecie na temat szkicowania są różne. Obrazy te które oglądam też sa różne i mają różne światłocienie. Wcale nie jest więc pewne, że te obrazy które podziwiam mają dobre. Próbowałam też jeden szkic pomalować i wyszło źle, a czemu dwa zdjęcia tym samym aparatem tego samego malunku wyszły w różnych kolorach? Nie mam pojęcia...
Na malunku kolory są jak na pierwszym zdjęciu.
Dzisiaj od rana szkicuję z tym, że staram się zaznaczyć na szkicach światłocienie, żeby obrazki ożyły i stały się przestrzenne. Nie powiem, żeby to było łatwe. O ile w prostych bryłach typu kula czy prostopadłościan jest to łatwe, to już w bukiecie kwiatów takie proste nie jest. Proste by było gdybym rysowała na podstwie bukietu, ale z wyobraźni? Teoretycznie rysując czy malując należy patrzeć na obiekt, ale skąd ja mam zdobyć bukiet np. anemonów? O kupnie kwiatów mogę tylko porozmyślać, bo tak dobrze nie mam, żeby sobie codziennie kwiaty sprawiać. A zdjęcia z internetu? Tu raczej światłocienie wyraźne nie są i subtelna gra świateł i cieni po prostu mi umyka. Nie poddam się oczywiście i będę ćwiczyć dalej aż do skutku...Aż to będzie automatyczne...
Dieta ok, bo waga nie wzrasta. Dziś będą knedle ze śliwkami...Jutro pewnie juz protal...