Było kilka dni deszczu i nowe roślinki ładnie się chyba przyjęły. Niedługo bym chciała kupić 2 worki ziemi i podsypać w skrzyni. W tym roku jednak już nic tam sadzić nie chcę. Zmieniłam też plany jeśli chodzi o remont. Teraz chcę zrobić u Adriana i na cmentarzu. Ocieplenie poczeka.
S chyba na moje urodziny nie przyjedzie. Niby jest dla niego trochę pracy, ale nie bardzo mam teraz ochotę na wizyty. Muszę sobie też to i owo w głowie ułożyć. Nigdy nie byłam wyrachowana, a muszę się tego nauczyć aby dalej spadać w życiu na 4 łapy. Muszę opanować sztukę przetrwania, bo młodsza nie będę i świata już nie zawojuję.
Wstaje bez problemu około 6:30-7 i bez problemu zasypiam przed 23. Jeden problem z głowy. Drugi to ćwiczenia rano i rytuały ajurwedy- woda z cytryną, prysznic i ssanie oleju oraz śniadanie. Wszystko jest ok. Wieczorem też o 21 rezygnuję z elektroniki. Też jest ok. Pozostały zaparcia i z tym sobie nie radzę. Muszę brać środki typu ziól i chemii. Nie wiem co dalej, bo pomysłu nie mam. Chyba tylko maślan sodu. Jadłam kapustę kiszoną i ogórki kiszone. Jadłam śliwki suszone. Są otręby i nic nie pomaga.
Wczoraj Rozi złapała w kuchni mysz. To była sekunda. Później usiłowała się nad nią znęcać, bo łapała i puszczała. Dopiero gdy Krzysiek podszedł by ją zabrać, mysz straciła życie. Rozi oddać nie chciała, bo syczała i broniła zdobyczy. Później jej szukała. Rozunia w tym roku skończy 12 lat. To już seniorka. Jest jednak sprawna.
Krzysiek trochę schudł... Jeszcze 4 kg i straci co nabrał...