Wina i kara
Spotkałam go wczesną jesienią. Dzień był
wyjątkowo piękny i słoneczny. Wiał lekki wiaterek i liście, które dopiero
zaczęły zmieniać barwę, szumiały i szeptały. Zbierałam kasztany w parku, a on
podszedł i podał mi kilka. Tak po prostu. Spojrzałam na niego i straciłam od
razu głowę – wysoki, atrakcyjny i ciemnowłosy mógł się podobać. Rozmawialiśmy chwilę
i okazał się czarujący , a także inteligentny. Nie przedstawił się wtedy,
jeszcze nie. To by nie było w jego stylu. On wolał wszystko rozegrać powoli, na
zimno o czym wtedy jeszcze nie wiedziałam.
Od tego dnia zaczęliśmy na siebie
wpadać, a to w parku, a to w bibliotece, a to w sklepie. Uśmiechał się, rzucał
kilka słów i odchodził, a ja coraz częściej o nim myślałam. Zastanawiałam się
czy o mnie myśli, czy chce poznać bliżej. Czasem nawet w marzeniach widziałam
nas jako parę.
- Tylko nie rób sobie nadziei, skoro
jest taki atrakcyjny, to pewnie nie jest sam- stwierdziła moja koleżanka Beata,
gdy jej o nim opowiedziałam. Poza tym spotykasz się chyba z Piotrem?
- Z Piotrem mi się nie układa. Brak
chemii po prostu. Jesteśmy jak rodzeństwo- wzruszyłam ramionami, a on wcale nie
musi być zajęty. Zawsze jest sam.
- To, że go z kobietą nie widziałaś, nie
oznacza, że jest sam. Nie bądź naiwna- skrzywiła się Beata. No, ale życzę
powodzenia. Obyś się tylko na tych swoich mrzonkach nie przejechała – dodała z
przekąsem.
- Oj wiem, wiem że czasem jestem
romantyczką, ale mnie lubisz?- uśmiechnęłam się.
- Twoje szczęście, że cię lubię, bo bym
nie była tak miła.
Tego dnia wstałam wcześnie. Obudził mnie
mój kot- Filuś, domagający się jedzenia i przejmujące zimno w sypialni. Nocą
spadł pierwszy śnieg. Ucieszyłam się, gdy go zobaczyłam za oknem. Widok był jak
z bajki. Wszystko zasypane i chodnik koło mojego domu i ławka i schody. Nawet
parapet. Sosna koło tarasu zwieszała uroczo gałęzie pod jego ciężarem. Gołębie
sąsiada wysoko unosiły nóżki, gdy dreptały usiłując wyjeść ziarno wysypane
przed gankiem. Wstałam, nakarmiłam koty, wypiłam kawę i wyszłam do sklepu. W
sklepie niespodziewanie spotkałam mojego
tajemniczego bruneta. Uśmiechnął się jak to on i zagaił.
- A co ty tu robisz?
- Zakupy i to od zawsze, bo mieszkam w
pobliżu, a ty?- zapytałam. Chyba nie jesteś stąd?
- A nie, przejeżdżałem tylko i
zatrzymałem się, żeby kupić coś do jedzenia- odpowiedział. Daleko masz do domu?
Odniosę ci te zakupy, bo chyba są ciężkie, a ślisko dzisiaj. Marek jestem.
- Ania i mieszkam tuż za rogiem. Jeśli
chcesz mi zakupy zanieść to więcej jedzenia dla kotów kupię. Jest ciężkie -
uśmiechnęłam się, ale ty dasz radę.
- No to chyba się wproszę na kawę. Co ty
na to?- spytał.
- A chętnie ci ją postawię. Mam bardzo
smaczną z cynamonem. Akurat na dzisiejszy chłód.
Rozmawiając wyszliśmy ze sklepu i
ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Było faktycznie ślisko, a śnieg cały czas
padał grubymi płatami, zasnuwając wszystko w około. Zamarznięte kałuże na
chodniku, zmieniły się w małe lodowiska. W pewnym momencie poślizgnęłam się i
byłabym upadła jak długa, gdyby mnie nie podtrzymał. Po chwili byliśmy w domu.
Zaprosiłam go do pokoju, wskazałam kanapę stojącą przy kominku i postawiłam
przed nim filiżankę parującego napoju. Podziękował i rozsiadł się wygodnie.
Zaczęliśmy rozmawiać, a ja utonęłam w jego brązowych oczach. Były jak te
kasztany, które mi podał. Biło od niego ciepło, głos miał miękki, a uśmiech nie
schodził mu z twarzy.
Przegadaliśmy kilka godzin. Okazał się
bardzo interesujący i zanim wyszedł, wymieniliśmy się numerami telefonów. Byłam
zadowolona i targały mną emocje, a dylematy i pytania mnożyły się w głowie.
Po kilku godzinach zadzwonił Piotr i
zakomunikował mi, że mną zrywa. Głos
miał zbolały. Nie podał powodu, ale uznał, że tak musi być. Byłam zaskoczona,
ale w zasadzie mi ulżyło. Poczułam się wolna, a nastrój mi się poprawił jeszcze
bardziej, gdy za chwilę zadzwonił Marek. Zaprosił mnie do siebie. Chciał
przygotować kolację. Miały być szaszłyki, sałatka i wino. Zgodziłam się
oczywiście.
Następnego dnia ubrałam się starannie.
Wybrałam seksowną, obcisłą sukienkę. Zrobiłam lekki makijaż, użyłam ulubionych
perfum. Wyglądałam dobrze, wręcz kwitnąco. Marek przyjechał koło siódmej i zabrał mnie do swojego domu.
Mieszkał w wygodnej willi tuż za miastem. Budynek był nowoczesny, a koło tarasu
rosły świerki. Zaprosił mnie do pokoju. Znalazłam się w innym świecie niż ten
znany do tej pory. Pokój był urządzony w stylu minimalistycznym aż do przesady.
Było dużo szkła, przestrzeni, metalu. Przeważała biel i czerń. Nad kominkiem o nowoczesnej linii wisiała kolekcja broni. Pokój wydał mi się zimny i nieprzytulny. Nie
pasował chyba do niego. Ja kochałam styl rustykalny - miękkie poduszki, drewno,
bibeloty, ciepłe kolory i dużo roślin ozdobnych. Kolacja była za to wyśmienita.
Wino szybko mi zaszumiało w głowie. Poruszyłam temat broni.
- Jesteś myśliwym - spytałam. Nie lubię
myśliwych. Nie uznaje zabijania zwierząt. Kocham je i chronię.
-
Jesz przecież mięso - wycedził zimno. To też przyczyniasz się do
zabijania zwierząt, ale nie jestem myśliwym. Już nie. Strzelanie mnie już nie
bawi.
Ta rozmowa powinna mi dać do myślenia,
ale nie dała i od tego dnia zaczęliśmy się spotykać. Po tygodniu wylądowaliśmy
w łóżku. Spodziewałam się fajerwerków, a to była porażka. Był nieczuły, zimny i
bardzo dominujący. W dodatku miał problemy i nijak nie mógł stanąć na wysokości
zadania. Wymęczył mnie kilka godzin i zasnął, nie przejmując się brakiem mojego
zaspokojenia. Przez pół nocy biłam się z myślami i połykałam łzy. Rano jak
gdyby nic sienie stało, zrobił kawę, podał mi ja do łóżka i stwierdził:
- No teraz już mnie poznałaś i jesteś
moja. Będę o ciebie dbał, ale oczekuję tego samego. Po pierwsze koniec z
makijażem, mini i samotnymi wyjściami z domu. Wkrótce zamieszkamy razem, a
wtedy koty mają zniknąć, bo nie znoszę kotów. Psów też nie. Zwierzęta brudzą,
cuchną i są absorbujące. Masz poświęcać czas tylko mnie. Zupełnie mnie
zaskoczył, ale nie straciłam rezonu.
- A mowy nie ma – zaprotestowałam. Koty
zostaną, a my się więcej nie spotkamy, bo do siebie nie pasujemy.
- A już nie masz wyjścia. Nie po to
chodziłem za tobą przez kilka miesięcy. Nie po to przegoniłem twojego fagasa,
żeby teraz rezygnować. Jeśli ty z kotami porządku nie zrobisz to ja to zrobię.
Załatwiłem ich już trochę - dodał z dumą. Lubię zapach ich ciepłej krwi.
W pośpiechu się ubrałam i przerażona
wybiegłam z domu. Gonił mnie jego szyderczy śmiech. Nie mogłam zrozumieć tego
co się stało. Czemu się tak zmienił. Czułam się oszukana, brudna, zbrukana.
Wstydziłam się swojego zadurzenia. Bałam się tego co zrobi. Gdy znalazłam się w
domu wręcz drżałam. Zadzwonił za
godzinę.
- Pamiętaj, że decyzję zawsze podejmuje
ja – wyrzucił. Koniec będzie gdy ja to powiem. Jeśli się zbuntujesz już zawsze będziesz
sama. Nie pozwolę się do ciebie nikomu zbliżyć. Mam swoje sposoby.
- Daj mi spokój, bo pójdę na policję -
zagroziłam.
- I co im powiesz? – wysyczał. Nic ci
nie zrobiłem i nie zrobię. Tobie nie.
Rozłączyłam się i zablokowałam jego numer.
Dzwonił kilkadziesiąt razy, ale przestał. Następnego dnia znalazłam przed domem
martwego kota. Miał podcięte gardło, a w otwartych zielonych oczach zastygło
przerażenie. Zmierzwione białe futerko było pokrwawione. Kociak był raczej młody
i tylko Bóg raczy wiedzieć co przed śmiercią przeszedł. Rozpłakałam się i uciekłam
do domu. Wezwałam policję. Patrol przyjechał po godzinie. Szlochając złożyłam zeznania.
Policjanci były bardzo mili i pełni zrozumienia. Mieli pojechać do niego, ale
uprzedzili mnie, że jeśli świadków zdarzenia nie było raczej nic nie można
zrobić. Jak przebiegła rozmowa nie wiedziałam, ale Marek zniknął z mojego życia. Mnie martwy kot śnił się po
nocach. Miał pyszczek jak mój Filuś. Zginął przeze mnie. Przez kilka miesięcy
bałam się wyjść z domu. Bałam się też zasnąć.
Przyszła wiosna. Wszystko się zazieleniło,
a koło mojego ganku zakwitły żonkile i szafirki. O Marku starałam się zapomnieć.
To nie było jednak łatwe. Po tym co mi zrobił zamknęłam się w sobie i ciągle
jeszcze oglądałam się za siebie. Wtedy
poznałam Andrzeja. Poznałam go w bibliotece, ale widywałam już wcześniej,
ponieważ mieszkał niedaleko. Szukał pozycji o starożytnym Egipcie, a mnie tego
typu książki także interesowały. Nie był zabójczo przystojny, ale był za to
bardzo miły, spokojny i inteligentny. Gdy po raz pierwszy przyszedł do mnie,
Filuś wskoczył mu na kolana, a Kacper ułożył się obok. Uznałam to za dobry
znak. Spotkaliśmy się jeszcze dwa razy. Później nagle zaczął mnie unikać.
- Co się stało- spytałam.
- Nic. Tak będzie lepiej- spuścił głowę
i odszedł w pośpiechu.
Później był Karol i Darek. Obie
znajomości były obiecujące i obie się podejrzanie szybko skończyły. Zaczęło mi
coś świtać, ale pewna nie byłam. Widmo samotności zajrzało mi w oczy. Gdy
poznałam Janusza już na drugiej randce opowiedziałam mu o Marku. Roześmiał się
serdecznie.
- A wiem, wiem, bo wczoraj jakiś
twardziel próbował mnie zastraszyć. Nie udało mu się. Naciął się. Ćwiczę karate
od dziecka i łatwo mu broń z ręki wytrąciłem. Oberwał przy tym trochę, ale jak
widzę należało mu się za to co ci zrobił.
- O Boże naraziłam cię na
niebezpieczeństwo - wykrzyknęłam wzburzona. On jest szalony i niebezpieczny.
- Nie martw się. Dam sobie z nim radę o
ile jeszcze raz spróbuje, ale nie sadzę. Wychodzi z niego mięczak, gdy trafi na
silniejszego. Wczoraj prawie płakał. Dla pewności jednak zadzwoniłem po patrol.
Będzie miał sprawę za napaść z nożem. Przyznał się, co mnie nawet trochę
zdziwiło.
Z Januszem spotykam się nadal i mamy
nawet plany na przyszłość. Marek ma sprawę za miesiąc. Liczę, że zostanie
surowo osądzony. Mam nadzieję, ze go już nigdy nie spotkam i po sprawie nie
usłyszę o nim więcej. Chcę zapomnieć.
-
-