Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1491693
Komentarzy: 54555
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 stycznia 2019 , Komentarze (10)

Tydzień był dobry jeśli chodzi o spadki. Zrzuciłam ponad 1 kg. To dużo, ale dieta na mnie działa dobrze. Mój apetyt na 79 kg w święta nie minął. Dziś dzień z większą ilością kalorii. Spadku jutro raczej nie będzie. Będą 4 porcje zupy. Chcę przygotować grzybową z makaronem i kapuśniak z kiszonej kapusty z ziemniakami. Jutro może będę miała bataty. Jeszcze się nie mierzę. Zmierzę sie po miesiącu. Chciałabym już zejść poniżej 120 cm w biuście, ale muszę na to jeszcze poczekać.

Kupiłam kolejną torebkę w sklepie z używanymi rzeczami, ale nową. Tym razem jest letnia z tkaniny. Ma uszy z duzych drewnianych korali i to właśnie mi sie spodobało. Tym razem zapłaciłam 9 zł. Myślę, ze będę miała z niej pociechę. Tą co mam teraz też kupiłam niby używana, ale nową. Zapłaciłam 6 zł chyba. Jest zimowa, bo ze sztucznego futerka w panterkę. Mam słabość do tego typu torebek. Typowych ze skóry ekologicznej nie lubię. Za eleganckie są, a ja za klasyka nie przepadam. Skórzanych nie kupuję, podobnie jak butów. Chodzi o zwierzęta oczywiście.

Mrozy zelżały. Dziś może znowu coś namaluję, bo w pracowni powinnam wytrzymać, jeśli grzejnik włączę. Może skończę obraz. Maluje sie trudno, bo nie chce z zimna schnąć i ręce marzną. Idzie jednak dobrze i powinnam być z niego zadowolona. Powinnam wymienić okno, ale mnie zniechęca sprzatanie. Tam jest masa rzeczy i wymiana by była bardzo kłopotliwa. No i ten pył wszędzie...

Kupiłam książki. Miałam oszczędzać, ale mnie skusiły. :)

27 stycznia 2019 , Komentarze (12)

Dieta ok. Motywacja bardzo wysoka. Zero głodu i tyle samo ochoty na podjadanie. Tak będzie póki będą spadki. Ostatnio znowu odeszłam od mięsa. Nie muszę go jeść. Białko nadganiam strączkowymi. To mi pasuje. Dziś tylko trzy zupy, a w zasadzie jedna, ale trzy posiłki. Gotuje sie właśnie z czarnej fasoli.

Od kilku dni pracuję z książką o empatii. Dziś może ją skończę, ale pewne to nie jest. Pozycja jest nawet niezła. Otworzyła mi oczy na niektóre problemy. 

Mróz chyba zelżał. My nadal w piecokuchni nie palimy i jest w sypialni zimno. To wina Krzyśka, bo mu sie  węgla nie chce nosić. Inna sprawa, że węgiel sie kończy, a z przywiezieniem będzie problem, bo podwórko zasypane śniegiem. Nie ma komu zapłcić, żeby odgarnął, a Sebastian daleko. Jak Krzysiek nieda rady, to chyba przyjedzie wcześniej. Na razie marznę w nocy. Śpię w skarpetkach i nawet spodnie od piżamy załozyłam. Trzeba by kupić piżamę z długim rękawem chyba. Była by na takie awaryjne sytuacje. Marznie tez Pikuś i od kilku dni w sypialni spać nie chce. Marznie Józek i wciska siepod kołdrę. Nadal za latem nie tęsknię. Wolę zmarznąć niż się pocić.

Muszę w najblizszym czasie zamówić pieczatkę i wizytówki z kontaktem do galerii. To chyba niezbędne jeśli chcę więcej kartek i obrazów sprzedawać...

Wczoraj zaczęłam malować pejzaż jesienny. Dziś tez nad nim posiedzę. Jutro mi ma Krzysiek wydrukować kolejne pejzaze. Mam jeszcze cztery podobrazia to podziałam. Po piątym lutego kupię kolejne. Oby tylko dużego mrozu nie było to będę malować. W okresie ferii ma być podobno warsztat akwarelii. Już się cieszę. Chcę się zapisać, bo niby akwarela maluję, ale jestem samoukiem i warsztat mi się przyda.

***

starość narzuca brzemię

 nie głaszcze

rzuca na kolana pod pręgierzem

rozlicza z czynów

przeszłość wskazuje jej drogę

sumienie bywa katem

sprawiedliwość karą

 

26 stycznia 2019 , Komentarze (6)

Dietę trzymam. Grzeszków nie ma. W tym momencie waga ciągle spada. Chyba znalazłam sposób na siebie, czyli pól roku diety i pól roku normalnego jedzenia z majonezem i frytkami. Te pól roku ze zwykłym jedzeniem to stopniowe podnoszenie kaloryki. Mnie pomogło to na metabolizm i waga ruszyła w dół z powrotem. Nie potrafię przetrwać przestoju. Taka już jestem. Wolę dietę przerwać i odchudzać się etapami. Dziś zupa z płatkami owsianymi. Jeszcze jej nie gotowałam, ale płatki trzeba wyjeść, bo już trochę leżą. Teraz czekam na 85 kg. Zanim przyjedzie Sebastian to juz moze do tej wagi zejdę...:) To jeszcze ponad trzy tygodnie. Mam czas:)

Sebastiana mi brakuje. Lubię, gdy jest. Teraz ma przyjechać na mniej więcej tydzień. Pomaluje mi biblioteczkę, powiesi półkę, otuli rury od wody w piwnicy, naprawi chlebak i szufladę. Ma też naciąć mamie drewna. Odkąd Sebastian mi pomaga, Krzysiek juz kompletnie nic robić nie chce. Wcześniej były awantury, że nie robi i teraz chyba mu pasuje, że jest Sebastian. Ma spokój i sobie to ceni.

Siedzę nad kursem corela. Jest ciekawy dla mnie i sporo nowych rzeczy sie uczę. Przyznam jednak, że sporo odkryłam sama. Niektóre czynności wykonuję w inny sposób. Mam troche problemów z zapamiętaniem skrótów klawiaturowych, ale sie tym nie przejmuję, skoro można do tego co oferują, dojść inną drogą. Jestem wzrokowcem i ta inna droga jest dla mnie łatwiejsza. Na razie to podstawy i idzie bez problemu. Później będzie robienie ilustracji. Spodziewam sie trudności. Chcę dokońca roku wszystkie kursy z grafiki, a raczej corela przerobić. Za inne programy sie nie zamierzam brać, bo pełnoetatowej pracy grafika nie szukam.

W czwartek mój wiersz zdobył drugie miejsce na warsztatach...:)

Zanim powiedziałam tak

 

szukałam  schronienia

 nim powiedziałam tak

chciałam zbudować dom

na granitowej skale

miał tchnąć ciepłem i miłością

szukałam spokoju

chciałam pomilczeć z tobą

zaznać ukojenia i ugasić pożar wspomnień

pamiętam

noce krzyczące rozkoszą

czułość i tęsknotę gdy znikałeś choć na chwilę

i pewność jutra o poranku

wtedy powiedziałam tak

25 stycznia 2019 , Komentarze (10)

Dziś dwa tygodnie diety. Trochę schudłam i mam już prawie ta wagę co przed ostatnim przytyciem.:D Super... Dziś wczorajszy kapuśniak i zupa z fasoli adzuki z koncentratem pomidorowym i makaronem. Jutro znowu atak i tylko trzy porcje zupy. Może coś jeszcze do poniedziałku spadnie. Fajne jest to, że chudnę bez ćwiczeń. Mogę sobie na to pozwolić, ponieważ wygląd ciała jest dla mnie w zasadzie nieistotny. Nigdy nie miałam ładnego ciała. Biust stracił grawitację już pod koniec szkoły podstawowej, bo staników nie lubię i brzuch był wypukły nawet gdy 47 kg ważyłam. Przywykłam więc i już na wygląd nie narzekam. :)

W tym tygodniu czuję sie trochę zmęczona. Nie wiem czym, ale chętnie w weekend odpocznę. Chcę dłużej pospać, również w dzień. Krzysiek ma jutro wolne. Teoretycznie pracuje do końca miesiąca. Czy mu umowę przedłużą, nie wiem. Radzi sobie i praca jest w porządku, tylko te nocki go męczą. Ja też nie lubię być w nocy sama w domu. Lubię za to sie do niego przytulić, gdy zasypiam.

Dziś muszę zacząć się rozgladać za materiałami do wyrobu kartek wielkanocnych. Muszę kupić papier, ze dwa wykrojniki, stemple, napisy i moze serwetki albo papiery ryzowe. Kilka kartek z tego zrobię. Jakbym jeszcze w lutym dokupiła cienkopisy do tych stempli to by było już super:)

Zrobiłam sobie wizytówkę...:) 

24 stycznia 2019 , Komentarze (4)

Dziś i jutro ma być więcej jedzenia. Na razie jest dobrze ze spadkami. Chudnę tak samo szybko jak w zeszłym roku. Dziś kapuśniak z pieczarkami ze słodkiej kapusty i zupa curry z fasolką szparagową. Mają być cztery porcje plus pomarańcza i kefir. Strasznie mi ulżyło, że waga spada. Zaczynam mieć nadzieję na te 79 kg, a może i mniej. Marzy mi sietak po cichutku na razie 76 pod koniec lata. Jakby to było cudownie gdybym miała juz tylko nadwagę, a nie otyłość. Ponoć wtedy zmienia sie model na Vitalii. Chciałabym to zobaczyć jeszcze w tym roku.

 Od kilku dni działam znowu na Giełdzie tekstów. Nie uczestnicze w pisaniu na zlecenie, bo ceny są żenujące, ale wstawiam artykuły. Kiedyś wstawiałam teksty zapleczowe i wszystkie sie sprzedały. Teraz wstawiam tylko artykuły, a więc teksty droższe. Nie mam więc pewności, że sie będą sprzedawać. Mam jednak czas na pisanie i lubię to robić. Mogę więc trochę tekstów wstawić. Zobaczymy... W najbliższym czasie moze zacznę prowadzić fanpage z pijawkami leczniczymi. Jeśli się mój pracodawca nie rozmyśli to może to być ciekawe wyzwanie. Dziś mam też do skończenia horoskop urodzeniowy. Jestem trochę zmęczona...

Z wydatków mam w tym momencie kupić coś Sebastianowi, bo miał imieniny, opłacić antologię i może kupić abażur do pokoju dziennego. Obecnie mam gołą żarówkę. To jest praktyczne, bo choć Krzysiek siedzi daleko od lampy ma na tyle widno, że moze czytać. Mnie sie jednak zamarzył abażur, bo liczę, że doda wnętrzu przytulności. Chcę kupić taki na stary styl, klasyczny, moze z frędzlami. Chcę złoty. :) Znalazłam bardzo urokliwy z kokardą...

Wczoraj po raz pierwszy robiłam kartkę z maską. Zakochałam się w tej technice. Muszę porobić porządek w kartkach, bo miejsca na nie mam. Część wystawię do sprzedaży, a część prześlę na bazarki kocie. Do końca tygodnia będę robić, a później chyba przerwa do czasu aż sie nieco luźniej zrobi. Dziś chyba kartka z maską i serwetką.

23 stycznia 2019 , Komentarze (3)

Ostatnie mrozy mi specjalnie nie dokuczyły. Dało się wytrzymać, choć rano siedziałam na kanapie z nogami na termoforze. Na razie jednak jeszcze zimy nie mam dość. Na wiosnę nie czekam choć ją lubię. Zawsze jednak wiosną myślę o nadchodzącym lecie, a to dla mnie zgroza. Nigdy lata nie lubiłam. Czekałam na nie, gdy byłam w szkole, ale tylko ze wzgledu na wakacje. Upałów nie tolerowałam nigdy.

Ostatnio gdzieś przeczytałam, że książeczki dla dzieci lepiej się sprzedają niż dla dorosłych. Kusi mnie by wreszcie skończyć pozycję z wierszykami. Trochę zmian wprowadzę, bo chcę zamieścic w niej tylko wiersze rytmiczne z rymami. Moze same 12 zgłoskowce. Pomyślę też nad ilustracjami do niej skoro można ilustracje przygotowywać nie tylko w programie, ale i malowane. Projekt będę przygotowywać spokojnie, bo czas mnie nie goni. O wydawnictwie pomyślę w przyszłym roku. Może wydawca się znajdzie. Debiutantką nie jestem, bo moje wiersze dla dzieci ukazały sie w dwóch antologiach. Pisanie i malowanie to frajda. Nie będzie więc to czas stracony, nawet jeśli wydawcy tak łatwo nie znajdę.

Jeśli chodzi o dietę to trwam. Wczoraj mężnie odmówiłam zjedzenia wafelków kokosowych. Kusiła mnie mama, która też juz szczupła nie jest, ale je tony. Odchudzać się nie zamierza i mnie się dziwi. Dziś zupa fasolowa z fasoli adzuki i zupa curry z fasolką szparagową. Dziś waga spadła do 88,2 kg. Jest dobrze. :)

o starości /miniaturka/

 

lata umykają w pędzie

jak tabun dzikich koni

czas maluje srebrem skronie

to nic że energii coraz mniej

że zmarszczki  rozkwitają na czole

uchwyć marzenia utkane ze snu

one nigdy się nie starzeją

22 stycznia 2019 , Komentarze (9)

Coś do diety podchodzę tym razem jakoś tak inaczej niż zwykle. Brakuje mi entuzjazmu. Waga spadła ponad 2 kg w trzy tygodnie, a ja sie z tego specjalnie nie cieszę. Nie wiem czemu tak jest. Chyba to, że przytyłam w święta mnie zdołowało. Może też jestem ociężała, bo zima, a moze waga zbyt wolno spada tym razem? Oby spadała dalej. Może jak spadnie kilka kilo jeszcze, wreszcie sie obudzę. Chyba stałam sie bardziej świadoma i męczy mnie to, że dieta mi zajmie kilka lat. Chciałabym szybciej mieć widoczne efakty, a tu nadal ponad 120 cm w obwodach.:( Nawet zdjęć nie robię.

Dziś kolejny dzień z trzema zupami. Będzie żurek z jajkiem.Waga dziś trochę spadła. Oby i w tym tygodniu 80 dkg spadła. Czas uciec jak najdalej od 90 kg. To takie frustrujące, gdy po całym dniu waga skacze na 90 kg. Nie chcę już tej 90 widzieć.

Jeśli chodzi o moje działania to jest postęp. Moje obrazy podobają sie malarzom, kartki scraperkom, a wiersze poetom. Najgorzej wypada grafika. Jeszcze niewielu grafików chwali moje projekty. To nie świadczy o nich dobrze. No ale doświdczenie przyjdzie z czasem. Od jakiegoś czasu biorę udział w konkursach na forum graficznym. Na końcu nie jestem. Dobre i to.

Wczoraj mi przyszły maski do scrapbookingu. Dziś powstanie pierwsza kartka z użyciem pasty. Myślę, że wyjdzie fajna i technika mi się spodoba. Będę takie kartki robić. W lutym kupię wszystko do embossingu albo cienkopisy... :)

21 stycznia 2019 , Komentarze (5)

Wina i kara

 

Spotkałam go wczesną jesienią. Dzień był wyjątkowo piękny i słoneczny. Wiał lekki wiaterek i liście, które dopiero zaczęły zmieniać barwę, szumiały i szeptały. Zbierałam kasztany w parku, a on podszedł i podał mi kilka. Tak po prostu. Spojrzałam na niego i straciłam od razu głowę – wysoki, atrakcyjny i ciemnowłosy mógł się podobać. Rozmawialiśmy chwilę i okazał się czarujący , a także inteligentny. Nie przedstawił się wtedy, jeszcze nie. To by nie było w jego stylu. On wolał wszystko rozegrać powoli, na zimno o czym wtedy jeszcze nie wiedziałam.

Od tego dnia zaczęliśmy na siebie wpadać, a to w parku, a to w bibliotece, a to w sklepie. Uśmiechał się, rzucał kilka słów i odchodził, a ja coraz częściej o nim myślałam. Zastanawiałam się czy o mnie myśli, czy chce poznać bliżej. Czasem nawet w marzeniach widziałam nas jako parę.

- Tylko nie rób sobie nadziei, skoro jest taki atrakcyjny, to pewnie nie jest sam- stwierdziła moja koleżanka Beata, gdy jej o nim opowiedziałam. Poza tym spotykasz się chyba z Piotrem?

- Z Piotrem mi się nie układa. Brak chemii po prostu. Jesteśmy jak rodzeństwo- wzruszyłam ramionami, a on wcale nie musi być zajęty. Zawsze jest sam.

- To, że go z kobietą nie widziałaś, nie oznacza, że jest sam. Nie bądź naiwna- skrzywiła się Beata. No, ale życzę powodzenia. Obyś się tylko na tych swoich mrzonkach nie przejechała – dodała z przekąsem.

- Oj wiem, wiem że czasem jestem romantyczką, ale mnie lubisz?- uśmiechnęłam się.

- Twoje szczęście, że cię lubię, bo bym nie była tak miła.

Tego dnia wstałam wcześnie. Obudził mnie mój kot- Filuś, domagający się jedzenia i przejmujące zimno w sypialni. Nocą spadł pierwszy śnieg. Ucieszyłam się, gdy go zobaczyłam za oknem. Widok był jak z bajki. Wszystko zasypane i chodnik koło mojego domu i ławka i schody. Nawet parapet. Sosna koło tarasu zwieszała uroczo gałęzie pod jego ciężarem. Gołębie sąsiada wysoko unosiły nóżki, gdy dreptały usiłując wyjeść ziarno wysypane przed gankiem. Wstałam, nakarmiłam koty, wypiłam kawę i wyszłam do sklepu. W sklepie  niespodziewanie spotkałam mojego tajemniczego bruneta. Uśmiechnął się jak to on i zagaił.

- A co ty tu robisz?

- Zakupy i to od zawsze, bo mieszkam w pobliżu, a ty?- zapytałam. Chyba nie jesteś stąd?

- A nie, przejeżdżałem tylko i zatrzymałem się, żeby kupić coś do jedzenia- odpowiedział. Daleko masz do domu? Odniosę ci te zakupy, bo chyba są ciężkie, a ślisko dzisiaj. Marek jestem.

- Ania i mieszkam tuż za rogiem. Jeśli chcesz mi zakupy zanieść to więcej jedzenia dla kotów kupię. Jest ciężkie - uśmiechnęłam się, ale ty dasz radę.

- No to chyba się wproszę na kawę. Co ty na to?- spytał.

- A chętnie ci ją postawię. Mam bardzo smaczną z cynamonem. Akurat na dzisiejszy chłód.

Rozmawiając wyszliśmy ze sklepu i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Było faktycznie ślisko, a śnieg cały czas padał grubymi płatami, zasnuwając wszystko w około. Zamarznięte kałuże na chodniku, zmieniły się w małe lodowiska. W pewnym momencie poślizgnęłam się i byłabym upadła jak długa, gdyby mnie nie podtrzymał. Po chwili byliśmy w domu. Zaprosiłam go do pokoju, wskazałam kanapę stojącą przy kominku i postawiłam przed nim filiżankę parującego napoju. Podziękował i rozsiadł się wygodnie. Zaczęliśmy rozmawiać, a ja utonęłam w jego brązowych oczach. Były jak te kasztany, które mi podał. Biło od niego ciepło, głos miał miękki, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Przegadaliśmy kilka godzin. Okazał się bardzo interesujący i zanim wyszedł, wymieniliśmy się numerami telefonów. Byłam zadowolona i targały mną emocje, a dylematy i pytania mnożyły się w głowie.

Po kilku godzinach zadzwonił Piotr i zakomunikował mi, że  mną zrywa. Głos miał zbolały. Nie podał powodu, ale uznał, że tak musi być. Byłam zaskoczona, ale w zasadzie mi ulżyło. Poczułam się wolna, a nastrój mi się poprawił jeszcze bardziej, gdy za chwilę zadzwonił Marek. Zaprosił mnie do siebie. Chciał przygotować kolację. Miały być szaszłyki, sałatka i wino. Zgodziłam się oczywiście.

Następnego dnia ubrałam się starannie. Wybrałam seksowną, obcisłą sukienkę. Zrobiłam lekki makijaż, użyłam ulubionych perfum. Wyglądałam dobrze, wręcz kwitnąco. Marek przyjechał  koło siódmej i zabrał mnie do swojego domu. Mieszkał w wygodnej willi tuż za miastem. Budynek był nowoczesny, a koło tarasu rosły świerki. Zaprosił mnie do pokoju. Znalazłam się w innym świecie niż ten znany do tej pory. Pokój był urządzony w stylu minimalistycznym aż do przesady. Było dużo szkła, przestrzeni, metalu. Przeważała biel i czerń. Nad kominkiem  o nowoczesnej linii wisiała kolekcja broni.  Pokój wydał mi się zimny i nieprzytulny. Nie pasował chyba do niego. Ja kochałam styl rustykalny - miękkie poduszki, drewno, bibeloty, ciepłe kolory i dużo roślin ozdobnych. Kolacja była za to wyśmienita. Wino szybko mi zaszumiało w głowie. Poruszyłam temat broni.

- Jesteś myśliwym - spytałam. Nie lubię myśliwych. Nie uznaje zabijania zwierząt. Kocham je i chronię.

-  Jesz przecież mięso - wycedził zimno. To też przyczyniasz się do zabijania zwierząt, ale nie jestem myśliwym. Już nie. Strzelanie mnie już nie bawi.

Ta rozmowa powinna mi dać do myślenia, ale nie dała i od tego dnia zaczęliśmy się spotykać. Po tygodniu wylądowaliśmy w łóżku. Spodziewałam się fajerwerków, a to była porażka. Był nieczuły, zimny i bardzo dominujący. W dodatku miał problemy i nijak nie mógł stanąć na wysokości zadania. Wymęczył mnie kilka godzin i zasnął, nie przejmując się brakiem mojego zaspokojenia. Przez pół nocy biłam się z myślami i połykałam łzy. Rano jak gdyby nic sienie stało, zrobił kawę, podał mi ja do łóżka i stwierdził:

- No teraz już mnie poznałaś i jesteś moja. Będę o ciebie dbał, ale oczekuję tego samego. Po pierwsze koniec z makijażem, mini i samotnymi wyjściami z domu. Wkrótce zamieszkamy razem, a wtedy koty mają zniknąć, bo nie znoszę kotów. Psów też nie. Zwierzęta brudzą, cuchną i są absorbujące. Masz poświęcać czas tylko mnie. Zupełnie mnie zaskoczył, ale nie straciłam rezonu.

- A mowy nie ma – zaprotestowałam. Koty zostaną, a my się więcej nie spotkamy, bo do siebie nie pasujemy.

- A już nie masz wyjścia. Nie po to chodziłem za tobą przez kilka miesięcy. Nie po to przegoniłem twojego fagasa, żeby teraz rezygnować. Jeśli ty z kotami porządku nie zrobisz to ja to zrobię. Załatwiłem ich już trochę - dodał z dumą. Lubię zapach ich ciepłej krwi.

W pośpiechu się ubrałam i przerażona wybiegłam z domu. Gonił mnie jego szyderczy śmiech. Nie mogłam zrozumieć tego co się stało. Czemu się tak zmienił. Czułam się oszukana, brudna, zbrukana. Wstydziłam się swojego zadurzenia. Bałam się tego co zrobi. Gdy znalazłam się w domu wręcz drżałam.  Zadzwonił za godzinę.

- Pamiętaj, że decyzję zawsze podejmuje ja – wyrzucił. Koniec będzie gdy ja to powiem. Jeśli się zbuntujesz już zawsze będziesz sama. Nie pozwolę się do ciebie nikomu zbliżyć. Mam swoje sposoby.

- Daj mi spokój, bo pójdę na policję - zagroziłam.

- I co im powiesz? – wysyczał. Nic ci nie zrobiłem i nie zrobię. Tobie nie.

Rozłączyłam się i zablokowałam jego numer. Dzwonił kilkadziesiąt razy, ale przestał. Następnego dnia znalazłam przed domem martwego kota. Miał podcięte gardło, a w otwartych zielonych oczach zastygło przerażenie. Zmierzwione białe futerko było pokrwawione. Kociak był raczej młody i tylko Bóg raczy wiedzieć co przed śmiercią przeszedł. Rozpłakałam się i uciekłam do domu. Wezwałam policję. Patrol przyjechał po godzinie. Szlochając złożyłam zeznania. Policjanci były bardzo mili i pełni zrozumienia. Mieli pojechać do niego, ale uprzedzili mnie, że jeśli świadków zdarzenia nie było raczej nic nie można zrobić. Jak przebiegła rozmowa nie wiedziałam, ale Marek zniknął  z mojego życia. Mnie martwy kot śnił się po nocach. Miał pyszczek jak mój Filuś. Zginął przeze mnie. Przez kilka miesięcy bałam się wyjść z domu. Bałam się też zasnąć.

Przyszła wiosna. Wszystko się zazieleniło, a koło mojego ganku zakwitły żonkile i szafirki. O Marku starałam się zapomnieć. To nie było jednak łatwe. Po tym co mi zrobił zamknęłam się w sobie i ciągle jeszcze oglądałam się za siebie.  Wtedy poznałam Andrzeja. Poznałam go w bibliotece, ale widywałam już wcześniej, ponieważ mieszkał niedaleko. Szukał pozycji o starożytnym Egipcie, a mnie tego typu książki także interesowały. Nie był zabójczo przystojny, ale był za to bardzo miły, spokojny i inteligentny. Gdy po raz pierwszy przyszedł do mnie, Filuś wskoczył mu na kolana, a Kacper ułożył się obok. Uznałam to za dobry znak. Spotkaliśmy się jeszcze dwa razy. Później nagle zaczął mnie unikać.

- Co się stało- spytałam.

- Nic. Tak będzie lepiej- spuścił głowę i odszedł w pośpiechu.

Później był Karol i Darek. Obie znajomości były obiecujące i obie się podejrzanie szybko skończyły. Zaczęło mi coś świtać, ale pewna nie byłam. Widmo samotności zajrzało mi w oczy. Gdy poznałam Janusza już na drugiej randce opowiedziałam mu o Marku. Roześmiał się serdecznie.

- A wiem, wiem, bo wczoraj jakiś twardziel próbował mnie zastraszyć. Nie udało mu się. Naciął się. Ćwiczę karate od dziecka i łatwo mu broń z ręki wytrąciłem. Oberwał przy tym trochę, ale jak widzę należało mu się za to co ci zrobił.

- O Boże naraziłam cię na niebezpieczeństwo - wykrzyknęłam wzburzona. On jest szalony i niebezpieczny.

- Nie martw się. Dam sobie z nim radę o ile jeszcze raz spróbuje, ale nie sadzę. Wychodzi z niego mięczak, gdy trafi na silniejszego. Wczoraj prawie płakał. Dla pewności jednak zadzwoniłem po patrol. Będzie miał sprawę za napaść z nożem. Przyznał się, co mnie nawet trochę zdziwiło.

Z Januszem spotykam się nadal i mamy nawet plany na przyszłość. Marek ma sprawę za miesiąc. Liczę, że zostanie surowo osądzony. Mam nadzieję, ze go już nigdy nie spotkam i po sprawie nie usłyszę o nim więcej. Chcę zapomnieć.

 

-

 

21 stycznia 2019 , Skomentuj

Nic minęła spokojnie. Spał Pikuś i spałam ja. Rano przyszedł Krzysiek. Dziś Krzysiek ma wolne. Chcę, żeby odespał, bo ostatnio śpi tylko po sześć godzin. Nie wiem czy się zgodzi. Ponoć mu szkoda czasu na spanie. Ważniejsze jest dla niego rozwiązywanie krzyżówek.

Waga spadła chyba na stałe, bo dziś nie wzrosła. Niestety musiałam zdjąć jeden posiłek. Będę jadła trzy zupy na przemian z czterema. Na 4-5 waga nie spada niestety. W zeszłym roku było tak samo. Moze to tarczyca, a moze insulinooporność, albo i coś innego. Szukać jednak nie będę, bo czuję się dobrze. To dla mnie najważniejsze. Dawniej badań nikt bez powodu nie robił i ja tej metody sie trzymam. Dziś krupnik z kaszy jaglanej z pieczarkami i fasolą i grochówka. Muszę kupić kaszę orkiszową.

Dziś będzie praca i jeszcze nie wiem co. Moze obraz? Trzeba czas wykorzystać, bo idą mrozy i w pracowni nie wysiedzę. Przyjdzie czas na akwarele i pastele. Chcę kupić kilka farb w kostkach i może papier. Potrzebuję też nowych pędzli, bo te co mam już sie zużyły i włosie gubią.

Zima

sypie śnieżek sypie mrozik nie rozpieszcza

Kasie szczypie w uszka niedobry koleżka

bałwan pod oknem jeszcze miotłę dzierży

piesek marznie na mrozie i wciąż w budzie leży

 

poleży do marca czeka na słoneczko

Kasia też już czeka gdy zdejmie palteczko

jeszcze czekać trzeba na wiosenne kwiaty

na razie karnawał jak zawsze bogaty

 

Kasia na bal idzie w towarzystwie taty

fartuszek odłoży włoży piękne szaty

tańczyć będzie ładnie oczaruje dzieci

karnawał się skończy czas szybko poleci

 Za wczorajszy wiersz o babci dostałam wyróżnienie...:)

20 stycznia 2019 , Komentarze (5)

Dziś w nocy ktoś obcy kręcił się koło domu, bo Pikuś warczał. Byłam sama i okropnie się bałam. Nie wyszłam do okna, ale nie mogłam przez to spać. Krzysiek by wiele w przypadku zagrozenia nie pomógł, ale by był i czułabym się lepiej. Dziś znowu idzie na noc. Obym tylko nocy z głowy nie miała :( Z drugiej strony po co by mnie ktoś miał napadać? Za bogatych nie uchodzimy. To juz nie te czasy i dom zaniedbany. Wtedy, gdy pieniedzy było dużo żył jeszcze tata i czułam sie bezpieczna. Był bokserem, swego czasu nawet niezłym. Poza tym dom był pełen ludzi.

Wczoraj po południu siedziałam nad grafiką i zrobiłam kilka logo. Później zrobiłam kartkę i napisałam dwa wiersze. Wieczorem zabrałam sie za horoskop, bo miałam do zrobienia urodzeniowy. Dzis będę kończyć. 

Menu: pomarańcza, kefir, zupa fasolowa i kapuśniak. Dziś spadek 70 dkg, ale sie jeszcze nie cieszę. Kiedyś też spadło, a potem wzrosło z powrotem:(

Wspomnienie o babci

 

jeszcze wczoraj

dotykałam twoich papierowych dłoni

dziś odeszłaś

do krainy pachnącej wiecznością

zabrałaś spokój bliskość opowieści

ciepło nie pieści już serca

nie wysłuchasz  nie pocieszysz

zwierzenia

przekułam w ciszę

smutek zapuścił korzenie

i tylko czasem gdy próbuję

schwytać wspomnienia

dostrzegam twoje oczy

 

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.