Los
Dzień dla Stanisławy zaczął się
wcześnie, bo tuż po szóstej. Był pochmurny i deszczowy jak to zazwyczaj w listopadzie.
Obudził ją chłód i niewygoda. Spała zwinięta na brzegu łóżka, a na środku
drzemał spory, biały kot bez ucha. Ledwie otworzyła oczy uświadomiła sobie, że dziś
kończy 80 lat. Od młodości dzielą całe mnie wieki. Pomyślała ze smutkiem.
Ostatnio sił jej ubywało w zastraszającym
tempie. Do tego bolały ją kości i stawy, a serce łomotało jakby chciało
wyskoczyć z piersi. Nie miała już dość energii na pracę w domu i koło domu.
Dobrze, że choć umysł miała sprawny. Zaczęła się obawiać przyszłości.
Koło domu pomagał pan Jacek. Był pracowity
i uczynny. Miał dobre serce i niską
rentę. Dużo za pomoc nie żądał i dobrze, bo Stanisława zamożna nie była. W domu
niestety brud zaczął się panoszyć po kątach. Już nie mogła patrzeć jak jej
ukochane meble, książki i bibeloty giną pod warstwą kurzu. Pomóc nie miał kto.
Mąż zmarł kilka lat wcześniej, a dzieci nie mieli. Siostra też odeszła, gdy
jeszcze młoda była. Pozostał siostrzeniec Marek, ale trunkowy był i pazerny.
Już po pogrzebie Wacława męża Stanisławy, próbował jej dom starców załatwić i
majątek przejąć choć sprawna jeszcze była i żywotna. Wiele tego nie było. Ot
stary dom po przodkach z drewnianym płotem, chylącym się ku ziemi i kawałek
działki, zarastającej stopniowo chwastami. Stanisława domu opuszczać nie
chciała.
-Tu się urodziłam i tu zemrę- mawiała.
Nie bardzo też mogła, bo miała cztery ukochane,
rozpieszczone koty i karmiła jeszcze dwanaście bied dochodzących. Koty i dom to
było całe jej życie.
Stanisława wstała i podreptała do
kuchni. Nastawiła wodę na herbatę i nakarmiła koty, bo kręciły się jej pod
nogami i nadstawiały główki do pieszczot. Były takie żywe, ciepłe i przymilne. Poczuła
ciepło w sercu.
- Myszki moje kochane, pieszczoszki
słodkie. Jedzcie, jedzcie. Na zdrowie- szeptała do nich czule, sypiąc karmę do
misek.
W
kuchni było chłodno. Szyby pokryły się parą, gdy gotowała wodę, a bazylia na
parapecie zaczęła gubić listki. Napalę w piecu, gdy wrócę ze sklepu. Pomyślała.
Te wyprawy znosiła ostatnio z trudem. Chodziła jeszcze bez laski, ale kroki
stawiała ostrożnie, sunęła powoli jakby z namysłem. Dobrze, że sklep był blisko.
Bała się nadchodzącej zimy i śliskich chodników. Kupowała na raz niewiele, żeby nie dźwigać.
Czasem pan Jacek cięższe zakupy przynosił.
Do sklepu dotarła tuż po ósmej. Zastała
dwie sąsiadki – Wandę, korpulentną brunetkę z kokiem i Baśkę zza rzeki. Trajkotały
jak zwykle.
- A Ty Staśka to znowu ledwie świt po
jedzenie dla kotów- zagaiła Wanda sąsiadka z naprzeciwka.
- A nie tym razem po chleb i jajka dla
siebie- odpowiedziała.
- A te dzikie koty nadal karmisz?-
ciągnęła Wanda.
- Tak i nie przestanę, bo mają tylko
mnie. Ciekawe co z nimi będzie, gdy zamknę oczy- dodała.
- A Pewnie Marek dom sprzeda i kijem je
pogoni- odpowiedziała sąsiadka.
- Ale jakże to? Nie może być. Przecież
je uratowałam i dbam o nie- załamała ręce Stanisława.
- A będzie on na to zważał. Już to widzę.
Tydzień temu znowu go z pracy zwolnili, bo pijany poszedł. Nigdzie miejsca nie
zagrzeje. Tobie nie pomaga, ale weźmie chętnie po tobie, bo mu się będzie
należało- dodała sąsiadka.
- A guzik dostanie! Wydziedziczę go. Na
fundację w K zapiszę – zaperzyła się Stanisława.
Jak powiedziała tak zrobiła. Po południu
zadzwoniła do fundacji zajmującej się pomocą dla kotów i przedstawiła sprawę.
Znali ją tam, bo pomagali koty sterylizować i wozić do weterynarza, gdy była
taka potrzeba. Następnego dnia przyjechała do niej Ewa, postawna brunetka w
okularach. Przywitała się serdecznie. Gdy tylko weszła do mieszkania i usiadła
na kanapie wśród haftowanych poduszek od razu Maciek, bury pręgowany kot,
wskoczył jej na kolana. Przytuliła go czule pieszcząc. Maciek zaczął mruczeć i
ugniatać łapkami.
- Długo u pani nie byłam. Trochę tu
zmian. Na gorsze niestety. Lekko chyba pani już nie jest. A może pomocy pani
potrzebuje?- spytała Ewa. Zakupy mogę załatwić, a dziewczyny z fundacji chętnie
w ogarnięciu domu pomogą- uśmiechnęła się.
- A chętnie pomoc przyjmę- ucieszyła się
Stanisława.
Od tego dnia Stanisława odetchnęła.
Energiczna Ewa zajęła się wszystkim. Dom został wkrótce przepisany, a Stanisława
zyskała pomoc. Ukochane koty były bezpieczne, a ona ze spokojnym sercem mogła już
oczekiwać na to co przyniesie dzień jutrzejszy.