Wczoraj spędziłam bardzo przyjemny dzień. Prawie cały. Spaliśmy do drugiej. Później zrobiłam obiad i miałam cały dzień wolny. Wieczorem czytałam książkę. Nawet niezła była i odprężyłam się. Po południu byliśmy na krótkim spacerze, bo chciałam zebrać sok z brzozy. Niestety nic z tego, bo to było niewykonalne technicznie. Zmęczyłam się tylko i zdenerwowałam niepotrzebną wycieczką. Nie rozumiem jak można odczuwać radość ze spaceru. Toż to tortury.:(
Późnym popołudniem i wieczorem trochę pracowałam i uczyłam się. Wysłałam też prośbę o wypłatę i dzień zszedł. Dziś pracy nie będzie zbyt dużo, ale mam do załatwienia kilka spraw jak to na początku tygodnia. Będzie trochę telefonów i rozmów. Krzysiek idzie do pracy to będę sama w domu. Już się niby przyzwyczaiłam do tego, ale mi smutno. Lubię jak jest w domu nawet wtedy gdy się złości i marudzi. :)
Dietę trzymam. Jem mało i liczę na spadki wagi. Chyba kupię jod i selen, by wspomóc tarczycę. Preparaty trochę kosztują ale ponoć są skuteczne.
Menu: bób z warzywami i pieczarkami, jabłko, surówka z kapusty pekińskiej, marchwi, selera, pora, ogórka kiszonego i majonezu, serek homogenizowany. Chyba coś waga spadła ale pewna będę może jutro...