Wczoraj po raz pierwszy poczułam jesień. Wyszłam na dwór malować drzwi i dotarło do mnie, że słońce niby świeci ale już słabo grzeje. Później siedziałam w domu w poncho i pod kocem nogi miałam bardzo chłodne. Moja mama wczoraj po raz pierwszy w tym sezonie rozpaliła w piecu. Było jej zimno i chodziła w swetrze. Niedługo już lata zostało i to czuć. Muszę się z pracami koło domu spieszyć. Dużo mi już ich nie zostało ale jednak. Zostały drobiazgi do ogarnięcia i tak po trochu w dwa tygodnie powinniśmy wszystko zrobić. Później pozostaną tylko prania i ogród.
Dziś zbiorę ziele na rytuał finansowy dla klientki. Rytuał zrobię dopiero w czwartek, bo to dzień Jowisza. Mam też kupić warzywa na przetwory i śliwki do suszenia. Przetwory będę robić, bo na regał do spiżarni już zarobiłam i mogę wkrótce go kupić. Dziś też mam skończyć malowanie drzwi. Krzysiek miał pomalować ostatnie przęsła ogrodzenia ale woli zamiast tego zrobić do końca rabatkę na zioła. Jego wybór choć mi on trochę nie na rękę, bo chciałam malowanie do końca tygodnia skończyć.