Po wczorajszym spadku wagi nastrój mam lepszy. Już myślałam, że trzeba będzie jakieś zmiany typu drastycznych wprowadzić, a tu nie. Idzie jednak na mojej ulubionej diecie. Pomogło chyba to dodanie nieco kalorii przez trzy dni. Może to jest sposób na mnie. Zobaczymy dalej. Na razie przygotowałam jadłospis do końca tygodnia. Będzie smacznie. Od piątku mam zamiar jeść więcej warzyw, bo zaczyna się sezon i już moi dostawcy zaczynają chyba jeździć. Wczorajszy dzień był wypełniony do południa różnymi zajęciami. Krzysiek był na zakupach i dodatkowo poszedł do sklepu po pszenicę dla ptaków. Sebastian sprzątał po zimie przed domem mamy i odkurzył podłogi, a ja zrobiłam kilka prań. Popołudnie było już luźne. Faceci poszli na tamę, bo Sebastian chciał zrobić zdjęcia. Później byli jeszcze nad jeziorem. Ja leżałam w domu i delektowałam się ciszą...Zrobiłam też sobie dłuższą medytację.
Dziś może Sebastian skopie ogród pod warzywa o ile się da i ziemia nie będzie zbyt zmarznięta. Krzysiek jedzie na zakupy zaraz po pracy. Ja mam dzień relaksowy. Będę leniuchować na kanapie jak zwykle. Pomyślę może o jakimś obrazie. Może tym razem anioły albo vedic art?
Menu: fasolka po bretońsku, pomarańcza, krokiety z pieczarkami, placki po węgiersku z otrębami. Z ruchu będzie oczywiście joga i ryty. Rytów robię 7 powtórzeń. Dałam radę...