Dziś wstałam dość wcześnie zmarznięta jak ostatnio zawsze. Krzysiek stwierdził, że ciepło i rozpalić w piecu nie chciał. Musiałam ja. On klął na czym świat stoi, bo węgiel się kończy. Trzeba zamówić, a śnieg leży i nie wiadomo jak kierowca wjedzie, bo jest wjazd pod górkę. Ostatnim razem gdy były takie warunki zrzucił bliżej drogi i Krzysiek musiał nosić wiadrami. Pracuję od godziny. Idzie mi nawet mimo skostniałych dłoni. Po południu muszę wyciągnąć maszynę i szyć. Kupiłam pościel w internecie. Zbyt tania była i po kilku dniach rozlazła się na szwach. Później może coś podziałam artystycznie. Może jakąś akwarelkę albo obrazek pastelami poczynię.
Od kilku dni łykam kapsułki z forskaliną. Po pierwszej poczułam się źle ale to chyba z nerwów, bo się bałam reakcji organizmu. Schudłam ale jestem też na diecie. Głodu oczywiście nie czuję. Apetytu też nie mam, a powinnam mieć, bo jem mało. Może to po nich? Zobaczymy co dalej będzie. Razem z forskaliną firma przysłała mi za darmo wyciąg z acai. Nie zamawiałam, ale zapomnieli mi wysłać przesyłkę, a opłaciłam. To było w prezencie. Muszę o tym preparacie poczytać...
Dziś znowu 20 dkg mniej. Codziennie schodzi co najmniej tyle od początku diety. Czuję się jak na Dukanie. Dziś 7 dzień i ponad kilogram pożegnałam. Jeszcze troszkę i świąteczny nadbagaż zrzucę. Oprócz diety niskowęglowodanowej przestrzegam też jednocześnie diety 8 godzinnej. Nie jem śniadań. Uważam je za zbędne, bo moja największa jako sowy aktywność, przypada na późne popołudnie i wieczór. W zasadzie nigdy prawie nie jadłam. Już jako dziecko nie chciałam jeść. Zaczęłam jeść dopiero gdy poznałam Krzyśka. Podobnie było ze słodyczami. Teraz wyglądam na 95 kg jak na zbawienie. Następny próg to ósemka z przodu. Ciekawe kiedy? Pewnie poczekam trochę. Kurczę, a już ją w lipcu miałam i co...Przyszła jesień, a ja dietę przerwałam...
Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej. - Paulo Coelho