Wczoraj siedzieliśmy z Krzyśkiem w domu. Podgoniliśmy sporo pracy. Wszystko już posprzątane. Zrobiłam też ostatnie pranie. Przygotowałam jadłospis i listę sprawunków na tydzień poświąteczny, sylwester i Nowy Rok. Trochę tych zakupów trzeba będzie zrobić. Część kupię ja gdy pojadę po Sebastiana. Resztę kupi Krzysiek. Po południu pisałam wiersze i robiłam kartki. Wieczorem medytowałam z minerałami na czakrach w gwieździe Dawida. Musiałam odprowadzić nadmiar energii z ciała, bo to on może być powodem stresu i zwiększonego pulsu. Już wolę być klapnięta ale puls mieć niższy...
Od kilku dni jem 1600 kalorii i o dziwo chudnę. Powoli ale stale. Nie ważyłam się ale pierścionki zrobiły się luźne. Jem to co lubię czyli np. wczoraj sałatkę z pora z majonezem. Gdybym miała chudnąć na tej kaloryczności to by było całkiem nieźle. O ćwiczeniach nie myślę. Co to to nie...Będę się obserwować dalej. Może to jest jakiś sposób...
Dziś już przygotowuję jedzenie. Po południu będę piec makowiec. Tym razem z polewą czekoladową i wiórkami kokosowymi. Wieczorem chcę upiec schab. Będzie na dziko z jałowcem.