Wczoraj się jednak zmobilizowałam i po południu popracowałam trochę. Szło mi wyjątkowo opornie i ciężko. Oczywiście mam na myśli pisanie. Tekstów na już nie było. Tylko stałe zlecenie na portalu z pożyczkami. Kilka razy też wróżyłam. Problemy mnie przytłoczyły. Niby wiem, że nie wolno myśleć negatywnie, bo to szkodliwe. Niby wiem, że negatywne myślenie może sprowadzić kłopoty, ale samo to, że wiem nie wystarcza. Samo mi się źle myśli i nie bardzo mi się udaje nad tym zapanować. Ja próbuję odganiać te czarne chmury, ale myśli wciąż mnie atakują. W końcu zaczęło się rozjaśniać, ale czy na pewno?
Od niedzieli klatka łapka była kilka razy dziennie zatrzaskiwana, a pokarm ze schodów znikał. Nabrałam nadziei, że coś się w końcu złapie. Tak sobie myślałam, że to Śnieżek. Wszystko wskazywało, że to on. Jedzenie wystawiałam regularnie. Trochę na schodach i trochę w klatce. To coś stawało się coraz śmielsze. Na początku pojawiało się tylko w nocy. Później także rano i wczesnym wieczorem. Trzymało się domu. To było pocieszające, bo na podwórku było bezpieczne. Niestety dziś dowiedziałam się od koleżanki, że od kilku dni jakiś nowy kot panoszy się po okolicy. Rządzi na całego i gryzie się z kotami. Jej kot był nieźle poturbowany. Nie wiem czy to mój, bo mój to przecież kastrat i nie zapowiadał się na dominanta i zbója. To jest też dziwne, że na wołanie nie reaguje. Instynkt instynktem, ale nie mógł chyba zdziczeć tak szybko... Wczoraj jakiś kot siedział u mamy na oknie, ale uciekł gdy podniosła firankę...Martwię się bo idą mrozy...
A na koniec nieudany obraz...