Wczoraj miałam kryzys w diecie. Cały dzień byłam głodna i zła. Marzyłam o frytkach z majonezem, plackach ziemniaczanych i chipsach. Chodziła za mną czekolada z orzechami, malaga i ptasie mleczko. Nie uległam, ale ciężko było. Oby takich dni jak najmniej, bo walczyć z sobą nie lubię. Siły też za bardzo na to nie mam. Od dziś zmniejszam kaloryczność diety. Zobaczymy czy waga poleci szybciej. Oby...
Dziś wstałam wcześnie. Teraz piję kawę i buszuję po internecie. Dzień mi się tak na dobre jeszcze nie zaczął. Trochę pracy dziś będzie - kilka tekstów. Jutro koniec tygodnia pracy, ale niekoniecznie, bo mi się szykuje horoskop do roboty. Pewne to jeszcze nie jest, ale gdyby tak to musiałabym go skończyć do poniedziałku. Nie będzie siedzenia na Interpalsie, bo czasu braknie. Już mnie z resztą zaczyna to trochę nudzić. Żadnych głębszych rozmów nie można prowadzić, bo bariera językowa. No i Krzysiek zaczął się trochę denerwować... Tym samym moja ostania pasja chyba umrze śmiercią naturalną... Trochę mi szkoda... Ech...
Wczoraj byłam u koleżanki. Była też jej córka. Gadałyśmy o kosmetykach i pielęgnacji urody. Sporo się dowiedziałam. Wypróbowałam róż, podkład, korektor rozświetlający. Róż mi przypasował i chyba sobie kupię. Podkładu nie chcę, bo mam krem BB. Nad korektorem pomyślę. Depilacja się udała choć bolało jak diabli... Warto czasem wyjść do ludzi...