21 dzień. Dietę trzymam. Dziś waga pokazała o 40 dkg mniej niż wczoraj. Idzie na dół, ale powoli. Do wyczekiwanej ósemeczki pozostało 1,3 kg, a do końca otyłości klinicznej 3,2 kg. Jeszcze kilka tygodni ścisłej diety przede mną. Co później zrobię czas pokaże. Albo pociągnę dalej i zrzucę jeszcze te 3 kg do 85 kg - celu na ten rok, albo zrobie przerwę czyli stabilizację i dopiero za kilka miesięcy rozpocznę diętę od nowa, a wtedy te 3 kg spadną szybciej. Wszystko będzie zależało od tego czy waga będzie ładnie schodzić czy nie.
Menu na dziś: jogurt owocowy, surówka z kapusty kiszonej i marchwi, schab z ziołami plus surówka z marchwi i selera, ciasto z rabarbarem/ze słodzikiem/, surówka z papryki, 1/2 pomarańczy. Kalorii 1245. Zastanawiałam się nad ciastem, ale co tam. Raz się żyje. A w sobotę będzie budyń na słodziku i chudym mleku bez dodatków w postaci soku, żółtka czy masła. To wiele kalorii nie jest. Wiem, że potrawy, które jadam należą do gatunku tych, które modne nie są. Ponoć są niezdrowe i nie powinnam się przyznawać, że je jem, by nie narazić się na krytykę. Ja nie mam jednak zamiaru z nich zrezygnować. Będę jadać brązowy ryż, ale ze zwykłego nie zrezygnuję, będę jadać jogurty owocowe ze sklepu choć to chemia i zabielane zupy, a także sosy podprawiane mąką. Będę jadać, bo lubię, a i tak schudnę w ten czy inny sposób. Dawniej wszyscy takie potrawy jedli i nie wszyscy byli grubi czy chorzy, a jak trzeba niekórzy potrafili schudnąć. Teraz też nie wszyscy chudną na tych nowomodnych potrawach. Mogę się dostosować do innego jadłospisu w trakcie diety, ale nie na stałe...Wolę jeść mniej, ale to co lubię... Nie zacznę też raczej więcej ćwiczyć, bo nie chcę. Nie mam zamiaru być fit i to jest mój wybór...Zupełnie świadomy wybór do którego mam prawo...