Zapraszam do wyzwania 3 kg do końca czerwca mniej http://vitalia.pl/index.php/mid/139/fid/1793/wyzwa...
Kto ze mną?
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1490397 |
Komentarzy: | 54555 |
Założony: | 12 kwietnia 2011 |
Ostatni wpis: | 20 listopada 2024 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Zapraszam do wyzwania 3 kg do końca czerwca mniej http://vitalia.pl/index.php/mid/139/fid/1793/wyzwa...
Kto ze mną?
O mało co, a miałabym pożar w domu. Przedłużacz tylko syczał i sypał iskrami. Dobrze, że rano, nie w nocy i Krzysiek zauważył. Swoją drogą ciekawe czemu korków nie wybiło. Jakieś dobre duchy czuwaja nad domem, że do nieszczęścia nie doszło. Wdzięczna im jestem...
Dziś czeka mnie dużo pracy w ogrodzie. Muszę wsadzić resztę zakupionych wczoraj roślin. Będzie całkiem niezła gimnastyka, skłony i przysiady. Pracę w ogrodzie bardzo polubiłam. Aż dziwne, że wcześniej warzywnika nie założyłam. Tylko paznokci mi czasem szkoda. Ręce też troche zaniedbane mimo rozpieszczania ich olejkami.
Dieta w porządku. Spadek 30 dkg. Dziś będę jadła jogurt owocowy/200 kal/, zupę z kukurydzą 20 dkg,/200 kal/ omlet z marchwią/250 kal/, pomidor z cebulą i ogórkiem kiszonym z majonezem,/210 kal/ pomarańcza/100 kal/ i jabłko/140 kal/. Wyszło około 1110 kalorii. Trochę mało, ale innego dnia są kotlety, bułki i śledzie, a te mają dużo.
Dodałam kilka przepisów do Vitalii, bo to całkiem fajny sposób na liczenie kalorii. Nawet sobie nie zdawałam sprawy jakie te bułki co piekę są kaloryczne - ponad 300 kalorii jedna.
7 dzień. Dieta w porządku. Trzymam się. Już głodna nie jestem i o jedzeniu nie marzę. Dzisiejsze menu to: jogurt naturalny z cynamonem i słodzikiem, 2 kotlety sojowe w panierce z otrąb plus 1 ziemniak plus surówka z marchwi i selera z olejem lnianym, pomarańcza, śledź z octu, surówka z marchwi, jabłka i pora z odrobiną majonezu. Do tego zioła, błonnik witalny, ocet jabłkowy i tabletki z morwą i fasoloaminą, gdy jem węglowodany. Może też przejadę na rowerze stacjonarnym z 3 km w szybkim tempie jak wczoraj...To w końcu tylko 5 minut...
Dziś jadę na targ po sadzonki. Mam zamiar kupić 6 pomidorów, 4 papryki, poziomki, sałatę, ogórki, kabaczki i dynię jak będzie. Kupię też goździki kamienne, begonie stale kwitnące i może białe pelargonie i koleus. Powinnam też kupić getry w których chodzę po domu. Wyglądam oczywiście groteskowo - masa ciała na cienkich nogach. Szczególnie duży mam biust i brzuch. Masakra. Gdzie te czasy gdy miałam 60 cm w tali. Cóż wiek ma swoje prawa. Jak schudnę jeszcze z 20 kg i nie daj boże zrzucę też z rąk, które są szczupłe i nóg będę wyglądała jak pająk. No ale cóż. Odchudzam się przecież dla zdrowia nie dla urody. Choć jeszcze odrobina próżności się we mnie tli. No przynajmniej czasem...
Będzie problem, bo ma być kurier...
Wczoraj o mało co, a byłaby zaginęła Ona. Uciekła nie wiadomo kiedy i siedziała na dworze z 2 godziny. Nie wiem co w tej kotce siedzi, że tak się wyrywa z domu...U tych ludzi co ja wyrzucili musiała chyba wychodzić na dwór...
Tylko nie otyłość kliniczna...
Chudnę i oby jak najszybciej waga mi spadła do 88 kg, bo wtedy pozbędę się otyłości klinicznej. Dietę trzymam. Jem na razie około 1200 kalorii. Dziś będzie, jogurt, ryba pieczona w folii z sosem musztardowo- ziołowym z jogurtu, pasta z 2 jajek z cebulą i ogórkiem kiszonym, jabłko i krokiet z pieczarkami. Troche tego jogurtu za dużo, ale pomysłu na coś innego nie miałam. Błonnik witalny jest rewelacyjny. Super się po nim trawi i nic w jelitach nie zalega. Jest lepszy niż tradycyjne otręby. Czekam na zakupione wspomagacze, ale póki chudnę na diecie 1200 będę się tego trzymać. Wspomagacze zostawię na później. Na razie używam tylko zioła i ocet jabłkowy...Energię po chorobie odzyskałam. To znaczy odzyskałam w domu, bo w mieście nadal jestem klapnięta, ale tak mam całe życie. Miasto źle na mnie wpływa i już. Jutro mam wyjazd i pewnie wrócę padnięta...Jak zawsze albo prawie zawsze. Trochę lepiej jest, gdy jadę w obie strony samochodem. Co mi się rzadko zdarza. Nie lubię podróżować autobusem. Za duży tłok...
Od dziś Krzysiek ma urlop do piątku włącznie. Trochę pracy w ogrodzie się podgoni o ile pogoda będzie. Ostatnio lubię jak jest w domu i nawet mi nie przeszkadza. Może dlatego, że mało telewizję ogląda, bo dłużej czyta. Jest spokój. Dziś pojedzie na zakupy.
Dzień piąty. Motywacja znowu wysoka. Dieta ok. Dziś będzie kotlet mielony z otrębami plus mizeria i 1 ziemniak, jabłko, pomidor z cebulą, jajko z tuńczykiem, jogurt. Nieźle idzie, bo po 4 dniach zeszło 1,7 kg. Wiem, że to początki i pewnie woda, ale jestem zadowolona. Już nie czuję takiej ochoty do jedzenia. Teraz te około 1200 kalorii zupełnie mnie zaspakaja. Jadę dziś do miasta to dla pewności kupię chrom. Kiedyś mi pomógł i dzięki niemu przestałam mieć ochotę na słodycze. Będę go brała jak mnie napadnie chęć na ciasto, które wkrótce będę piec, bo rabarbar okazały wyrósł. Chrom dobrze też ponoć działa na pracę trzustki. Kupię też jod, żeby wspomóc tarczycę. Mam też zamiar kupić czasopismo Natura i ty. Ciekawa go jestem, ale nie wiem czy w kiosku będzie. Być może trzeba będzie się postarać o prenumeratę.
Ostatnio sporo się ruszam, bo w ogrodzie plewienia masa. Zbieram też zioła, a nie wszystkie rosną na podwórku. Mniej za to ćwiczę więc bilans ruchu jest taki sam. Dziś czeka mnie plewienie pod ogórki, które mam zamiar kupić w środę, bo mnie z wysianych wzeszły 4 sztuki. Muszę też wyplewić w kabaczkach. Powinnam wysiać więcej kopru i rzodkiewki i słoneczniki ozdobne. Powinnam przepikować selery zanim je koty zjedzą. Krzysiek będzie kopał pod poziomki, ale może dopiero jutro.
Dieta w porządku. Pilnie liczę kalorie i głodna nie chodzę. Jem sporo, ale to co ma mniej kalorii. Apetyt też wreszcie zaczął się zmniejszać. Zrzuciłam następne 20 dkg. Piję błonnik witalny i bardzo dobrze trawię. Czekam na dietę Allevo. Kupiłam też Prolavię. Mam zamiar tak ostro pociągnąć około miesiąca. Później może dieta dr. Dąbrowskiej, żeby ewentualne szkody naprawić. Dziś będzie jogurt, zapiekanka z kaszy gryczanej, twarogu i pieczarek/4 łyżki/, surówka z marchwi i selera, jabłko i 2 jajka na twardo. Waga musi spaść. Oby mi waga jak najszybciej spadła poniżej 90 kg. Teraz żałuję, że zachciało mi się słuchać rad i zaczęłam więcej jeść. Mogłam sobie trwać na diecie 1200 kalorii i przeczekać zastój albo zejść niżej. Mogłam przejść na dwa tygodnie na dietę dr Dąbrowskiej. Byłam naiwna... Zdrowe jedzenie...Kurczę i boje od nowa. Teraz mi pewnie z dwa miesiące zajmie dojście do tych 88 kg, które już miałam.
Dziś niedziela więc nie wolno mi nic robić i muszę odpoczywać. Nie bardzo mi to pasuje, bo troche mnie nosi. Wolałabym coś pożytecznego zrobić, ale kłócić się z Krzyśkiem nie chcę. Może znajdę jakiś film. Może coś narysuję. Czytać nie bardzo mi się chce...Może uda mi się pospać. Jutro mam wyjazd na pocztę z ułożonymi krzyżówkami. Ciekawe jak długo jeszcze uda mi się współpracować z tym wydawnictwem bez programu do układania krzyżówek, a programu kupić nie ma gdzie...
Wczoraj tak sobie pomyślałam, że może spróbować z dietą 1000 kalorii w końcu dieta Allevo jest skuteczna, a nie przekracza podobno 800. Wiem, że to bardzo mało, ale coś musi w końcu pomóc. Jeśli to nie pomoże to zejdę jeszcze niżej. Koniec z traktowaniem łaskawym swojego organizmu. Koniec z rozpieszczaniem się. Zdrowa dieta spowodowała, że nabrałam ponad 6 kg. Gdy byłam młoda i się odchudzałam po ciąży schudłam na diecie jajecznej czyli 6 jajek dziennie plus serek topiony. Wiem, że to niezdrowe, ale skuteczne. Miesiąc odchudzania i 10 kg mniej. Później przerwa dwa miesiące i następne 10 i po otyłości. I spokój na 20 lat. Nie to co teraz cackanie się z sobą już 5 rok. Wczoraj zjadłam zupkę Allevo, kawałek pasztetu z soczewicy/10 dkg/, kromkę chleba z pomidorem, 2 jajka i jabłko. Prawie kilogram mniej. Niech sobie to będze woda, ale mobilizująco to działa... Głodna fizycznie nie byłam, ale psychicznie umęczyłam się okropnie. Zamówiłam też w końcu dietę Allevo - 11 posiłków. Może następnym razem zdecyduję się na koktaile Almased choć na kilka dni. To pozwoli mi może sprawić, że apetyt z powrotem się zmniejszy i przestanę marzyć o jedzeniu. W końcu je się po to, żeby żyć, a nie żyje po to, żeby jeść. Szkoda, że wycofali Meridię. Skuteczna była. Zmieniłam plany co do odchudzania. Już nie myślę o sześćdziesięcu paru kilogramach, ale o 75. Myślę, że to mnie zadowoli. Miałabym nadwagę nie otyłość, a to już coś.
Wczoraj nastawiłam pączki sosny na nalewkę i wysuszyłam dwie porcje liści brzozy. Już piję...Piję też ocet jabłkowy i forsycję...Dziś wyściółkuję kartofle słomą. Plewić nie będę, bo mokro...Może też kupię aparat do masażu taki z funkcją podczerwieni. Przyda się do masażu kręgosłupa...
Wczoraj prawie cały dzień padał deszcz. Lubię taka pogodę, bo jestem wtedy błogo wyciszona i zrelaksowana. Lubię też wtedy pospać. Tak było i wczoraj. Spałam po południu 2 godziny. Później siedziałam nad kursem Rysunku i malarstwa, bo przyszła nowa lekcja. Coś ostatnio mało maluję, mało piszę. Przestałam też tak dużo czytać. Ciągnie mnie za to na dwór. W ogródku wszystko pięknie rośnie, chwasty też więc jest co robić. Jest też sporo ziół do zebrania.
Wczoraj udało mi się zachować dietę około 1200 kalorii. Zjadłam jogurt, jabłko, placuszki dukana z sera i otrąb, sałatkę z tuńczyka i 5 kopytek. Waga drgnęła w dół. Nie jest źle, ale spada tak powoli, że lat trzeba, żeby spadła. Pewnie też niedługo zaczną się przestoje. Chyba jednak sobie sprawę ułatwię środkami typu Allevo czy Almased. Trochę kosztują, ale wyniki są szybsze co dobrze wpływa na moją motywację. Na diecie Allevo chudłam 1 kg na 5-7 dni. Almased podobno jest bardziej skuteczny tyle, że mnie na niego nie bardzo stać, bo to wydatek rzędu 800,00 zł miesięcznie. O ile dobrze zrozumiałam. Troche dużo dla mnie. Co później? Wygląda na to, że albo całe życie dieta około 1200 kalorii, albo 1500 przez 5 dni i przez dwa dni w tygodniu z 800, żeby to co się nabierze zrzucić...Raczej marna perspektywa dla kogoś kto lubi i gotować i jeść.
Wczoraj zjadłam duże jabłko, jogurt owocowy, 2 jajka z odrobiną majonezu, 3 paluszki rybne z surówką z kapusty kiszonej i 3 placki ziemniaczane z otrębami i schudłam 30 dkg. W zasadzie nie byłam głodna fizycznie, ale psychicznie miałam ochotę na więcej. Dużo więcej. Może tu jest pies pogrzebany, że po prostu lubię dużo jeść i bardzo mnie męczą ograniczenia. Chętnie zjadłabym np. z 10 placków a nie 3, do jajek z 2 kromki chleba i 3 ziemniaki do obiadu. A tu nie wolno, bo tyję. Kiedyś chorowałam na nadczynność tarczycy i wtedy jadłam strasznie dużo. Potrafiłam zjeść 20 pierogów na raz lub 3 talerze frytek i chudłam przy tym. To nie takie dawne czasy, bo kilka lat temu. Psychika to zapamiętała i do tego dąży, bo to mi odpowiadało. Później zaczęłam brać leki, zrobiła się niedoczynność, zmniejszyła się przemiana materii, zaczęło tycie i psychiczne boje, a przez to stres, który schudnięcie utrudnia...No i klops. Leków na zmniejszenie apetytu brać nie mogę, bo podnoszą ciśnienie. Przecież sobie nie każę założyć balonika do żołądka, żeby apetyt stracić...Z drugiej strony strasznie mi ciężko zaakceptować, że już całe życie mam jeść tak mało. Zastanawiam się też czy nie podniósł mi się poziom cukru. Wtedy też może być utrudnione odchudzanie. Chyba jednak będę musiała to zbadać...Na razie od wczoraj piję forsycję...
Dalej tyję, albo to tylko zapchane jelita. Teraz mi szkodzą nawet owoce, a konkretnie jabłka i gruszki. Chleb muszę wykluczyć i kluski i ziemniaki. Najgorszy jest chleb. Co ciekawe słodycze mi nie szkodzą. Już przestałam rozumieć swój organizm, bo po cieście nie tyję, a po bułce owszem. Nie mogę też jeść kaszy np. manny. Wygląda na to, że wszystko co lubię jest zakazane. Jak tak dalej pójdzie dotyje do 100 kg z powrotem. Nie bardzo dociera do mnie teoria, że żeby chudnąć trzeba dużo jeść. Wtedy anorektycy byliby grubi, a nie są. Zamówię chyba znowu diete allevo. Innej rady nie ma albo przejdę na jajeczną. Bardzo już jestem dieta zmęczona i motywacji brak.
Dziś robię mód z mniszka. Wysuszę też pierwszą partię liści z brzozy. Działają one odwadniająco i poprawiają przemiane materii. Zobaczymy...