Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1574023
Komentarzy: 56070
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 29 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 85.20 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 czerwca 2015 , Komentarze (47)

Wczoraj byłam w mieście po kwiatki. Kupiłam szeflerę, cisusa rombolistnego, 2 bluszcze o kolorowych liściach i żyworódkę. Po południu podziałałam trochę w ogrodzie. Poczytałam książkę o ikonach i dalej się uczyłam malować niby ikony tym razem akrylami. Dziś pewnie też będę to robić, bo trzeba dużo malować, żeby sie wprawić. Chętnie bym poszła na kurs pisania ikon, ale nigdzie w pobliżu nie są takie organizowane. Szkoda, bo mam z tego dużą frajdę. Aparat oczywiście nie oddał kolorów i wszystko się zlało. Tło jest złote, a szaty pomarańczowe. Próbowałam trochę zdjęcie poprawić, ale wyszło jak wyszło. W naturze jest lepiej i myślę sobie, że poradzę sobie z tymi ikonami, które chcę mieć w kuchni, ale chyba jednak tempery i złocenia trzeba będzie kupić, by zrobić to jak należy...Najperw spróbuję jednak na podobraziach płóciennych. Tylko kupię.

Z jedzeniem wczoraj zaszalałam. Zjadłam dodatkowo kromkę chleba z serkiem topionym i pół puszki groszku konserwowego. Przytyłam prawie pół kilo, ale to chyba tylko wypełnione jelita. Zaczynam powoli tracić motywację i coś będę musiała zadziałać i to już, żeby te dwa kilo zrzucić. Resztę zrzucę później jak odpocznę i najem się zakazanych rzeczy typu młode ziemniaki, sałatki z majonezem i kluchy. Krzysiek mi dogaduje, że w takim tempie to ja będę 10 lat chudła...

Po południu oprócz malowania pewnie też coś innego zdziałam. Może przesadzę dwa ostatnie kwiatki, a może pójdę zasilać albo plewić. Tego ostatniego nigdy dość, bo wszystko błyskawicznie zarasta. Nie wyobrażam sobie jak się z plewieniem wyrabiają ci co mają duże ogrody. Ja się nie wyrabiam...Chyba nic innego nie robią tylko w ogrodzie siedzą.

17 czerwca 2015 , Komentarze (6)

Mam prośbę do wszystkich dziewczyn które przeczytają mój wpis. Skopiujcie ten link i zamieśćcie w swoich pamiętnikach. I tą samą prośbę zamieśćcie pod swoimi wpisami. Im więcej osób to zobaczy tym większa szansa na pomoc. Mam nadzieję że szanowna VITALIA nie będzie mieć nic przeciwko takiej akcji – tu chodzi o życie młodego chłopaka.  W końcu nie jesteśmy tylko egoistycznymi kobitkami, któ®e mają  o parę kg za dużo – też mamy uczucia i serca i tutaj pokażmy jak wielkie

http://jagatoja.blogspot.com/2015/06/prosze-o-pomoc-i-to-nie-dla-mnie.html

17 czerwca 2015 , Komentarze (4)

Wczoraj wreszcie zrobiłam porządek z kwiatkami w domu. Część przesadziłam. Część pocięłam na sadzonki. Niestety kilka zbyt zniszczonych przez koty, wyrzuciłam. Kilka kwiatków kupiłam. Dałem też ogłoszenia na forum ogrodniczym, że chętnie kupię. Kocham kwiaty, ale u mnie warunki są dość ciężkie, bo ciemnawo i zimą raczej chłodno. No i koty niszczą. To moja wina, bo za mało trawy im sieję, a przeciez na dwór nie wychodzą. Nie wszystkie kwiaty to wytrzymują. Niektóre nie lubią, ale wytrzymują. Kupiłam fatsję japońską o dwubarwnych liściach, laur, fikusa podobnego do monstery, sansewerie, grudnika i kaktusa wielkanocnego, cisusa o barwnych liściach i fikusa beniana i kawę, która pewnie szybko się wykończy. Chciałabym jeszcze mirt, szeflerę o barwnych liściach, bluszcze kolorowe i cisusy, begonię drzewiastą, fikusy w tym lirata, chińską różę i może aloes. Mam geranium, amarylisa, który nigdy nie kwitnie, dracenę, kliwię, agawy w tym jedna o dwubarwnych lściach, grubosza, 2 hoje, bluszcza i zielistkę. Mam też grudnik, ale jest bardzo lichy i pewnie się zniszczy. Rosną mi cytrusy z pestek. Muszę jeszcze kupić kalanchoe.

Dziś zaraz wyjeżdżam do centrum. Będę na poczcie z ułożonymi krzyżówkami, bo wydawnictwo czeka. Chcę też wstąpić do centrum ogrodniczego po nasiona i kwiatki. Może też coś do domu kupię. Po południu będę sprzątać w szafie, plewić i siać fasolkę szparagową. Później może obejrzę jakiś film i coś namaluję. Przyszła mi książka o ikonach. Przejrzałam i wiem już o co mniej węcej w tym chodzi. Jednak na razie ikon wykonanych w oryginalnej technice robić nie będę. Nie mam odpowiednich farb, ani deski, ani płótna czy kleju. Nie mam też złoceń, które są drogie. Spróbuję za to coś pokombinować z akrylami na podobraziu.

Dietę oczywiście trzymam, ale waga się waha...

16 czerwca 2015 , Komentarze (14)

Wstałam dzisiaj późno kompletnie połamana, bo Józkowi chyba było gorąco i wyciągnął się na pół łóżka. Dla mnie został brzeżek. Na śniadanie wcale nie miałam ochoty, ale wmusiłam w siebie serek homogenizowany. Później zabrałam się za pracę. Pisanie dziś mi nie szło i ledwie parę tekstów skleciłam. Za to tarot do mnie mówił jak nigdy. Widocznie to nie idzie w parze. Coś ten rok toczy się jakoś tak leniwie i mniej zarabiam niż zwykle, bo nie biegam za zleceniami. Przyszły będzie chyba bardziej dynamiczny. Kurs rysunku i malarstwa powoli mi się kończy. Jeszcze kilka lekcji. Przydało by się też kilka lekcji w pracowni jakiegoś malarza. Wiele pracy przede mną, bo ja się uczę malując. Zastanawiam się co potem. Kusi mnie decoupage, ale tego już się przez internet nie da. Trzeba by na zajęcia do domu kultury pojechać, a nie bardzo mi się uśmiecha. Czy się to jednak opłaci? Mam do ozdobienia raptem kilka skrzyneczek, a zawodowo się tym zajmować nie chcę. Może kiedyś się na lekcje zdecyduję, ale wolałabym kurs np. weekendowy przez kilka godzin niż jeżdżenie na godzinę po dwa razy w tygodniu.  Są też filmy na You tube. Teraz kuszą mnie ikony i anioły na desce. Na razie ćwiczę pastelami na papierze... Jutro już może spróbuję coś pomalować akrylami. Kupiłam też książkę...

Dietę staram się trzymać, ale wczoraj był grzeszek w postaci dwóch krokietów zamiast jednego. Był też raz ugryziony baton. Za to kolacji nie jadłam. Wyrównało się. Dziś już dieta ścisła. Nie ma zmiłuj się. Waga nadal bez zmian. Powoli dojrzewam do jakiejś zmiany, żeby waga spadła choć kilo, dwa. W końcu tą wyczekiwaną ósemkę z przodu chcę zobaczyć. Jak ja już mam dość tej diety i tego liczenia kalorii. Jak się wkurzę to znowu na dukana przejdę, bo tam nic liczyć nie trzeba. Tylko czy dieta na mnie zadziała skoro ostatnio już waga nie spadała...

15 czerwca 2015 , Komentarze (48)

Wczoraj przeszła wreszcie burza i solidnie popadało. Już po upale. Jest rześko i przyjemnie. Według prognoz taki ma być czerwiec do końca. Oby. Odpoczywam. Dziś mam wyjazd w towarzystwie Krzyśka. Mam kupić czasopisma - Piękno i Pasje, Siedlisko, Werandę Country. Może też kupię coś o ogrodzie. Wstąpimy ponadto do księgarni i do biblioteki. Odwiedzimy też brata Krzyśka Darka. Dzień zejdzie na nicnierobieniu. Nie lubię tak. Wolę gdy coś konkretnego zrobię, a tu nic. Ani ogrodu nie zaliczę, ani szafy nie posprzątam co miałam w planach. Musimy jednak do Darka iść i odsiedzieć kilka godzin. Trzeba ponoć od czasu do czasu do ludzi wyjść i porozmawiać. Nie przepadam jednak za tym. Mnie to by odpowiadały spotkania z osobami o podobnych zainteresowaniach. Wtedy jest o czym rozmawiać. Takie ple, ple, ple przy zastawionym stole i piwie mnie nie nęci...

Wczoraj też nic konkretnego nie robiłam, bo mi Krzysiek w niedzielę pracować nie pozwolił. Podlaliśmy tylko wieczorem warzywnik i tyle. Cały dzień próżnowałam. Trochę działałm pastelami. Napisałam też wiersz. Krzysiek oczywiście cały dzień czytał i rozwiązywał krzyżówki. Nic innego prawie nie robi ostatnio. Ja w sumie nie narzekam, bo jest przynajmniej w domu spokój i cisza.

Dietę trzymam, ale waga się nie zmienia. Poczekam jeszcze trochę i coś zadziałam...Jutro mam do zrobienia wróżbę tarota - układ astrologiczny. Trochę pracy z interpretacją będzie, bo ciągnie się 12 kart. Układ ten doskonale się sprawdza na Nowy Rok lub na urodziny. Może też posiedzę trochę w internecie i pooglądam zdjęcia z Pogórza Przemyskiego z Podlasia, Lubelszczyzny z okolic Zamojszczyzny albo Beskidu Niskiego. Tam mnie ostatnio ciągnie. Najchętniej sprzedałabym domek w Oszczywilku i kupiła gdzieś tam gdzie jest dziko, swojsko i gdzie żyją wilki. Koniecznie muszę jeszcze usłyszeć w naturze ich wycie. Fascynują mnie od dziecka...

14 czerwca 2015 , Komentarze (12)

Wczoraj nadal był  upał. Cały dzień siedziałam w domu gdzie jest chłodniej. Nawet okien nie otwierałam w dzień. Dopiero na noc. Praca koło domu i w ogrodzie czeka. Powinnam też przesadzić kilka kwiatków z domu, bo zapomniałam o nich wcześniej, a ziemia już jest sypka i pylista, co oznacza, że nadaje się tylko do wymiany. Krzysiek był w pracy. Wrócił późno, ledwie żywy. Nie jest już młody i też za dobrze upału nie toleruje. Współczuję mu. Chociaż z drugiej strony nie wiem czy mam czego, bo on oporów przed wyjściem z domu nie ma. Ja po południu zabrałam się za te niby ikony. Użyłam tym razem pasteli suchych. Następne będą akryle na papierze, a później jak nabiorę wprawy kupię dopiero deski. Niektóre kolory akryli mi się kończą i trzeba będzie kupić. Zastanawiam się też nad kupnem książki o ikonach. Znowu wydatki, a w lipcu miałam położyć tacie płytę na grobie...Coś musi poczekać...

Dziś się trochę ochłodziło, ale deszczu jak nie było tak nie ma. Jak tu wierzyć prognozom. Dietę trzymam. Waga bez zmian. Wczoraj zjadłam trochę więcej i nie przytyłam. Cieszy mnie to...Menu na dziś: jogurt, placuszki z cukini, risotto z grzybami suszonymi, surówka z kapusty z koncentratem pomidorowym, pasta z twarogu, papryki i kalarepy. Znowu zbyt mało białka, a za dużo węglowodanów i jak tu chudnąć...

13 czerwca 2015 , Komentarze (34)

Kolejny dzień diety. Trwam i się nie poddaję. Menu na dziś: jogurt owocowy, jajka nadziewane tuńczykiem, makaron z kapustą i pieczarkami, placuszki twarogowe, placki z cukini, 1/2 pomarańczy. Całość 1149 kalorii. Coraz bardziej mnie ciągnie dieta dr Dąbrowskiej. Dwa tygodnie powinnam wytrzymać.

Od kilku dni oprócz pracy z Reiki pracuję też bardziej intensywnie z aniołami. Wczoraj sobie zrobiłam zabieg Engel ki. Dziś medytowałam, a później kupłam sobie amulet anielski. Będę go nosić cały czas, bo podobno działa rewelacyjnie. Wprawdzie anioły już nie raz mi pomogły bez amuletu, ale takie wsparcie się przyda. Poza tym amulet jest całkiem ładny i można go potraktować jako ozdobę. Może mi przyniesie szczęście, bo anioły doskonale wiedzą czego mi do szczęścia potrzeba i chętnie pomagają gdy się o pomoc prosi.

Po południu może coś namaluję. Kusi mnie coś w rodzaju ikony tylko nie napisanej, bo ikony się pisze, a namalowanej na papierze akrylami. Kiedyś chcę namalować akrylami kilka ikon na drewnie. Mam zamiar po remoncie kuchni umieścić je nad drzwiami na półce tak jak to było kiedyś w zwyczaju. Czy to zrobię? Jeszcze nie wiem, bo remont kuchni mi się nie uśmiecha narazie choć już dawno powinnam go zrobić, bo farba się miejscami łuszczy. To będzie remont z gatunku grubszych, bo i szafki trzeba wymienić. Będą drewniane, ponieważ takie są trwalsze, a ja za kilka lat nowych kupować nie zamierzam. Kuchnia będzie rustykalna, przytulna i swojska w starym stylu. Taka jak była modna 30 lat temu, bo nowoczesnych wnętrz zimnych i bez duszy nie cierpię. Białe typu prowansalskich lub shabby chic też mnie odrzucają.

Do ogrodu nie wyjdę, bo za gorąco. Ech lato dopiero idzie, a ja już o rześkich jesiennych porankach marzę...Czekam na burzę, żeby trochę powietrze ochłodziła...Już w nocy miała być i nie było. Teraz też nie wygląda na to, żeby miało padać. Skwar i tyle, a Krzysiek do pracy idzie...Kurczę nie zazdroszczę mu...

12 czerwca 2015 , Komentarze (28)

29 dzień. Waga się waha przez cały tydzień. Nie schudłam na stałe nic. Raz ósemkę z przodu widzę, a raz waga wzrasta. Organizm się buntuje. Trudno. Poczekam jeszcze trochę i decyzję podejmę co dalej. Czy jakieś zmiany, czy podkręcanie metabolizmu. Zejść raczej poniżej 1200 kalorii mi się nie bardzo uśmiecha, bo boję się, że będę chodzić głodna, a tego nie chcę. No chyba, że Allevo albo dieta dr Dąbrowskiej na jakieś dwa tygodnie. Wtedy głodna nie będę, a coś zrzucę i z czystym sumieniem zabiorę się za stopniowe dokładanie kalorii celem przyśpieszenia metabolizmu. Dalsze odchudzanie dopiero późnym latem lub jesienią. Może we wrześniu. Wtedy pójdzie łatwiej jak organizm odpocznie. Nie lubię zaciekłych walk i zmagań i nie funduję ich sobie jeśli nie muszę. Po co się męczyć i stresować jak są inne sposoby?

Wczoraj zadzwonił znajomy z wiadomością, że za tydzień rozpocznie u mnie remont. Zrobić trzeba ścianę zewnętrzną, która zniszczył winobluszcz. Nie będę tynkować tylko do reszty tynk zostanie zbity i będzie położone ocieplenie i na to dopiero tynk. Będzie też poprawiana rynna, bo sa w niej dziury. Poprawiane też będzie wykończenie wokół komina, bo jest zrobione źle i w czasie intensywnych opadów cieknie mi do kuchni i to solidnie. Przy okazji może też trzeba będzie tynk na kominach poprawić i kominy przeczyścić już na zimę. Reszta remontu pod koniec lata. Mam zamiar zrobić łazienkę - tynk, wymienić wannę i zamontować umywalkę. Nie będzie płytek. Będzie ściana z surowej cegły, sporo drewna, tkanin i co nieco pomalowane na biało. Na podłogę dam gumolit, a w części z toaletą na gumolicie będzie ręcznie tkany chodnik. Płytek nie chcę, bo zimne. Do tego troche wikliny i po robocie. Ma być tanio, praktycznie i klimat trochę taki z lat 80 XX wieku. Nic nowoczesnego. Szkoda, że nie mam okna, bo kwiatki w łazience pięknie rosną i koronkowa firanka by mi pięknie pasowała...

11 czerwca 2015 , Komentarze (86)

Koniec czwartego tygodnia diety i spadku nie ma. Zaczyna mnie to denerwować trochę. No ale cóż. Jak tak dalej pójdzie to zrobię stabilizację i od wrześna znowu ruszę z dietą... Wczoraj na znak protestu zjadłam dodatkowo kromkę chleba z serem żółtym i wyrzutów sumienia nie mam. Warto było. Menu na dziś: pasta z makreli plus pieczywo chrupkie, serek homogenizowany, makaron z sosem pieczarko - cukiniowym, surówka z kapusty kiszonej, placuszki z cukini z dodatkami plus 1/2 pomarańczy i może kilka truskawek, bo zaczęły owocować w ogrodzie. Wszystko idzie dobrze poza gnębiącym mnie co jakiś czas kaszlem. Znowu. To już trzeci raz na przestrzeni 3 miesięcy. Tym razem to też kaszel od gardła. Nie mam jednak kataru. Nie wiem co to z licho. Wszystko przechodzi po domowych środkach typu płukanie szałwią i solą, syrop z cebuli czy z sosny, miód z mniszka i po Reiki. Jest dobrze przez kilka tygodni i atakuje od nowa. Tyle tylko dobrze, że każda kolejna choroba ma lżejszy przebieg. Przecież nie polecę z gardłem do lekarza. To by się dopiero zdziwił, że odwiedzm go w tak błahej sprawie. Zazwyczaj chodzę bardzo rzadko i tylko wtedy gdy już bardzo muszę i nic innego nie pomaga. Chyba już z 4 lata nie byłam, bo leki mi wznawia przez telefon, a ja tylko odbieram recepty. Coś bardzo delikatna się zrobiłam ostatnio. Czyżby to sprawka diety? Muszę chyba jednak coś na odporność wykombinować. A może mi się poprawi gdy zjem miód z mniszka. Dobrze, że wiecej syropu z sosny zrobiłam. 

Wczoraj przygotowałam amulety runiczne chroniący przed czarną magią, wspierający miłość i ułatwiający odchudzanie... Tak mnie jakoś naszło to zrobiłam. Chcę jeszcze przygotować dwa na ochronę domu, na zdrowie, szczęście dla kobiet i przynoszący pieniądze. Będzie je przygotować trudniej, bo dwa z nich będą na drewnie, a tego nie mam jak narazie. Najbardziej by mi się podobał taki plaster z nieokorowanego klocka, ale kto utnie? Czym?


10 czerwca 2015 , Komentarze (19)

27 dzień diety. Na razie waga się waha, raz więcej, raz mniej, ale na stałe nie spada. Dziś będzie mniej węglowodanów, a wiecej białka. Może jutro będzie spadek na wadze. Oby, bo już mnie trochę ten przestój frustruje. Obym tylko motywacji nie straciła...Powinnam jeszcze 2 kg w tym etapie zrzucić, a później niech sobie waga stoi jak jej to odpowiada. Poganiać jej za bardzo nie zamierzam przez jakiś czas.

Dzisiaj wstałam stosunkowo wcześnie, bo musiałam zrobić obiad na 11 30. Był sos koperkowy, młode ziemniaki i jajka na twardo. Krzysiek zjadł, przespał się i poszedł do pracy. Ja też zamierzałam pospać, ale nie byłam w stanie usnąć z powodu ruchu na ulicy. Na dodatek sąsiad od kilku dni tnie drewno na zimę i hałas jest od rana do wieczora z małymi przerwami. No trudno. Po południu oczywiście idę podziałać do ogrodu jeśli pogoda pozwoli. Może też coś narysuję i poczytam. Powinnam posprzątać w szafie i umyć okna, ale nie bardzo mi się chce. Poczekam z tą robotą jak Krzysiek będzie w domu to mi pomoże. W końcu na półce ze swoimi ciuchami sam sobie powinien porządek zrobić. Od kilku dni robię porządek w czasopismach. Przeglądam, co potrzebne wycinam, a resztę wyrzucam. Jeszcze mi spora stera została i cały kufer starych typu Wróżka, Gwiazdy mówią, Kwietnik czy Cztery Kąty. Teraz kupuję Wróżkę, Werandę Country, Siedlisko, Sielskie życie, Piękno i Pasje i czasami coś o ogrodzie z tym, ze bardziej o warzywach niż kwiatach. Wczoraj Krzysiek był w mieście i kupił mi dwa czasopisma z zeszłego miesiąca, bo myślał, że ich jeszcze nie czytałam. Chyba będę musiała załatwić prenumeratę.

Jutro powinnam jechać do miasta. Mam wykupić leki i wysłać książki, bo udało mi się sprzedać dwa tomiki z moimi haiku. Dobrze, by było skończyć przepisywanie ułożonych ostanio krzyżówek, ale nie zdążę i trzeba będzie  pojechać innym razem. Na przesłanie ich do wydawnictwa mam jeszcze czas...Muszę też kupić nowe nasiona fasoli szparagowej, bo te co mam wcale mi nie kiełkują. Kiepsko będzie z fasolą w tym roku...Będzie trzeba kupować...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.