Niedzielny poranek powitał mnie słońcem wyglądającym zza chmur. Położyłam się z powrotem i pospałam do 11. Dzień postanowiłam potraktować ulgowo. Nic robić nie będę. w końcu jest niedziela, ale planować mogę. Po pierwsze czeka mnie odchwaszczanie sadu i wszystkich miejsc, w których rosną agresty i porzeczki. Trzeba by później wysypać korę, a kory nie ma jak przywieźć. Po drugie przetwory czyli dżemy i ogórki na początek. Dżemy będę w tym robić ze śliwek, jabłek i gruszek, bo obrodziły w tym roku. Ogórki będą głównie kiszone, bo takie mogę jeść w czasie diety. Zrobię też parę słoików chutney i może fasolki szparagowej. Może też skuszę się na sosy z dodatkiem pomidorów. Trzeba by też już pomału posprzątać w spiżarni. Sprzątania będzie sporo, bo bytowały w niej myszy i rządziły po swojemu. Powinnam też przyciąć porzeczki i agresty, a później zrobić z porzeczek sadzonki i ukorzenić je. Nie chcę porzeczek kupować, bo wolę stare odporne odmiany. No i sporo pracy przede mną...
Dietę trzymam, ale po dniu warzywnym przytyłam 50 dkg. Nic to zrzucę...