33 dzień stabilizacji z 40 i jak do tej pory nie przytyłam. Za tydzień wracam do intensywnego odchudzania. Trzeba by następne 4 kg zrzucić tylko nie wiem czy już organizm się rozruszał, bo przestoi nie znoszę...
Dziś dzień pracowity, ale praca jest typu fizycznej nie umysłowej, bo w ogródku. Mam sporo plewienia. Powinnam też wysiać koper. Zobaczymy co zdziałam, ale zbyt dużo schylania na raz mój kręgosłup nie wytrzyma to pewnie część zrobię dziś, a część zostawię na jutro. Praca nie ucieknie, a warzywniak idealny być nie musi. Trochę chwastów mu nie zaszkodzi...Coraz częściej łapię się na tym, że z mojego perfekcjonizmu nic nie zostało. Spokojnie podchodzę do trawy na grządkach, kurzu na toaletce czy kociej sierści na dywanie. Kiedyś te moje niedociągnięcia wynikające z wrodzonej niechęci do tego typu prac, nie pozwalały mi odpocząć. Ciągle byłam psychicznie nakręcona, ciągle myślałam o tym co mam jeszcze do zrobienia. Na szczęście to już przeszłość. Teraz potrafię odpoczywać czy medytować i zlew pełen garnków mi w tym nie przeszkadza. Można to przecież zrobić później albo i jutro...
Wczoraj zrobiłam kilka par kolczyków w tym jedne dla mnie( te z muszlami i ametystem)a resztę na bazarki dla potrzebujących kotów. Przymierzam się do robienia biżuterii z elementami srebrnymi i miedzianymi to wszystkie ,,nieszlachetne" metalowe elementy muszę wykorzystać. Będzie zysk dla kotów i frajda z robienia dla mnie...Dziś tez coś podłubię...