Wczorajszy dzień był dziwny i nic nie toczyło się zgodnie z planem, bo ciągle plany zmieniałam. Miałam czytać a słuchałam muzyki. Miała być wspólna kąpiel z Krzyśkiem, a później masaż olejkami, a była kąpiel solo i maska drożdżowo- mleczna na ciało i włosy. Miałam plewić w ogródku, a wystraszyłam się deszczu. Dziś już wszystko biegnie zgodnie z planem jak na razie. I dobrze. Był więc wyjazd na pocztę z horoskopem i umowami z agencji i był wyjazd Krzyśka na zakupy. Mam nadzieję, że będzie trochę pracy i plewienie, a później medytacja. Może też trochę poczytam. Kusi mnie coś ostatnio farbowanie włosów. Szampon mam. No ale z drugiej strony zawsze wychodziłam z założenia, że oznak starzenia się nie ma sensu ukrywać, bo trzeba się starzeć z godnością. W końcu starość to naturalna kolej rzeczy i trzeba się z nią pogodzić. No i mam zgryz...
Waga bez zmian mimo solidnej porcji bobu wczoraj. Dziś będą kotlety z chleba z chutney. Ciekawe co będzie z wagą jutro...