Nowy tydzień, a u mnie od razu ruch. Mam wyjazd z Rozi do weterynarza, bo trzeba skontrolować oczko. Wygląda to dobrze. Koteczka patrzy, ale jest bielmo i chyba nie widzi. Moze conajwyzej światło. Teraz Kajtek jest zamykany na noc w składziku w ganku. Atakuje ją czasem. Tak raz na kilka dni. Boję sie jednak o nią i wolę dmuchać na zimne. Jak długo żyję i mam koty to po raz pierwszy mam tego typu problem. Koty się czasem stawiały na siebie, ale ran nie było. Kajtek jest u mnie ponad trzy lata i Rozi a właściwie kotek nie lubi od poczatku. Nic im do tej pory jednak nie robił. Teraz ważne jest, ze nic koteczki juz nie boli. Leki bierze nadal. Dwa rodzaje kropli plus tabletki do pyszczka. Jest sprawna jak wcześniej, je, skacze, łasi się, mruczy, ugniata łapkami. Jak zawsze z kolan mi nie schodzi. Usunąć oczka jej nie pozwolę, bo koteczka ma 12 lat i moze nie przeżyć oparacji.
Poza tym będzie chyba wsadzanie róż, bo idą i mają dziś przyjść. Idą dwie pnące róże w tym jedna do gruntu i dwie róże zwykłe do donic. Dwie moje róże jeszcze kwitną...
Dziś jeszcze chcę odrobić zadanie domowe z angielskiego. Teraz mam odrabiać podwójnie. Raz mam pisać zdania. Tym razem opis obrazka. Obok mam pisać jak sie wymawia, żeby później prawidłowo przeczytać. Zobaczymy co to da... Czarno to jednak widzę, bo wkuwać nie zamierzam, a to podwójna nauka. Kazde słowo dwa razy.
Poza tym będzie trochę pracy zawodowej i sporo leniuchowania typu czytanie. Teraz czytam powieść. Kończę. Kupiłam drugi tom Matki, żony, czarownice... Zaczyna mnie kusić rysowanie...
Wczoraj szybko doszłam do siebie po spacerze. Kręgosłup nawet mnie nie bolał i po chwili byłam w stanie chodzić, bo efekt miękkich nóg mi minął. Puls po niecałych 30 minutach wrócił do normy. Jest ok. Mikuś po spacerze spał jak zabity. Załatwia sie na dworze tylko w ogródku... Dziś też moze uda się wyjść. Chciałabym pójść na boczną drogę. Jest małouczęszczana. Wiedzie wśród drzew, łąk.