Od dziś do niedzieli będę jeść nieco więcej kalorii. Dołożę około 100. Mam nadzieje, że nie przytyje. W przyszły poniedziałek i wtorek znowu zniżka. Mam zamiar tak robić regularnie. Liczę, że ten rytm pomoże walczyć z przestojami. To coś jak post przerywany. Z przemiany Moniki Honory oczywiście nie rezygnuję. Nie mam tylko cierpliwości ze spokojem przestoi znosić. Waga powoli spada. Myślę, że gdy do ósemki z przodu zejdę to się uspokoję i wrzucę na luz. Strasznie nerwowo do tego odchudzania podchodzę tym razem i to jest złe. Zrzucić muszę, a raczej chcę koszmarnie dużo i mogę się wypalić psychicznie. Na razie staram się zająć czymś innym. Odchudzanie nie powinno zajmować zanadto moich myśli. Myślę jednak o nim obsesyjnie. Na razie od początku zupek schudłam 4,5 kg ale to początki.
Dziś Krzysiek idzie do pracy, a ja do ogrodu. Rabatka na chmiel już prawie skończona. Dziś muszę też podlać i może zacznę plewić pokrzywy w porzeczkach. Około 15 m jest do wyplewienia. Kilka dni to zajmie. Chciałabym to skończyć do czasu remontu w kuchni. Oby się udało.
Menu: kapuśniak z słodkiej kapusty, zupa z batatów, fasoli i tuńczyka, ogórkowa. Wczoraj mi Krzysiek kupił mleko kokosowe. Mam je pierwszy raz... Kawa z nim jest przepyszna.
Wczoraj przyszły mi kwiatki do doniczek. Jak Krzysiek zobaczył ile, to się wściekł i klął chyba z 10 minut. Piękne są, rozrośnięte i niektóre już kwitną. Źle policzyłam i kupiłam za dużo. Muszę szybko po dwie donice długie jechać. Jeszcze tyle kwiatów przed domem nie miałam. Tak się kończy zapewnienie, że z ogrodu w tym roku rezygnuję:)))) Przyszła też wreszcie azalia. Roślinka jest bardzo ładna i ma chyba z 60 cm wysokości. Posadzę ją dopiero za jakiś, bo najpierw muszę chwasty w tym miejscu zniszczyć.
To mi wpadło w oko:))