Koniec tygodnia bardzo mnie cieszy, bo jutro i w niedzielę będę spać do oporu. Brakuje mi ostatnio snu tym bardziej, ze piję ziólka. Bez nich mój sen był przerywany Krzyśka chrapaniem. Teraz śpię jak kłoda do rana. Ziola piję raz dziennie zamiast trzy.
Moje zycie ostatnio jest bardzo proste i proste jest myślenie. Od dawna mój umysł nie szybował wysoko. Czytając wiersz, na wysokim poziomie, nie stawiam sobie pytań co poeta chciał w nim powiedzieć, czego dotknął, nie zajmuje mnie głębia myśli, a raczej kunszt pisania, sprawy techniczne. Widzę metafory, a nie to co w wierszu jest zawarte. To samo jest z obrazem. Nie widzę w nim przesłania, a widzę technikę, kolory, pociągnięcia pedzla. Zrobiłam sie prymitywnym rzemieśnikiem i do artystki mi coraz dalej. Do intelektualistki też. To źle. Trzeba nad tym popracować i otworzyć sie na glębię. Przydałby mi sie ktoś do dyskusji na wyższym intelektualnie poziomie. Tylko skąd go wziąć? Próbowałam porozmawać z Krzyśkiem na temat obrazu Muncha Krzyk i był przerazony i to nie chodziło tu o przesłanie obrazu. Wiedział jaki to obraz. Sebastian zamilkł na dłuzsza chwilę i zmienił temat, a mama z dezaprobatą powiedziała Nie mędrkuj...:( Mama by z chęcią porozmawiala ale o Witkacym, bo miał związek z Zakopanem. Mogłby też być Toulouse-Lautrec. Ten ostatni malarz jest jej bliski, bo czytala biografię. Poza tym odpowiada jej klimat kaberetu, zabawy i domów publicznych.
Wczoraj coś się stało z Krzyśka telefonem i nie mogłam sie dodzwonić. Strasznie sie zdenerwowałam, bo brak kontaktu, a chciałam go wysłać po zakupy. Przy okazji napłynęły wspomnienia. Pamiętam jeszcze czasy gdy był telefon tylko w szkole, w pobliskim zakładzie pracy i u dwóch sąsiadow na ulicy. Kontaktu praktycznie nie było. Z tego powodu zmarła moja ciocia, bo dostała wylewu, a nie było skąd zadzwonić. To była noc. W końcu wpuścili nas na portiernię w zakładzie pracy, ale juz było za późno. Wtedy gdy było coś pilnego należało wysłać telegram. Później już byl telefon u nas i trzeba było w nocy wstawać i wpuszczać sąsiadów gdy mieli coś pilnego. Telefony były drogie i każdy za rozmowę placił. Tak, że postęp ma swoje dobre strony i nawet ja to widzę.
Z angielskiego teraz intensywnie ćwiczę przymiotniki no i cały czas słowka z fiszek. Ostatnio nauczyłam się nowych słow i rozpoznaję juz około 1000. Oczywiśce pisać ich idealnie jeszcze nie potrafię. Moze do końca roku do A2 sie uda dojść. Why, where, when nadal nie pamiętam, ale pamiętam juz how :)
Wczoraj byla pizza z pieczarkami i udała się. Moja pizza nie ma wyszukanej nazwy. Zrobilam z tym co miałam w domu. Była z ketchupem i majonezem, bo sosu brak. Byla lepsza niz kupiona i juz pizzy nie kupię. Przynajmniej wiem co w niej jest. Moja kosztuje około 8-9 zł, a taka sama duża kupiona około minimum 30. Nie opłaca się. Zrobilam też i pierwszy raz zagotowałam boczek w słoiku. Miał być w papryce i majeranku, ale Krzysiek ziół nie kupil i jest z czosnkiem niedźwiedzim.