Wczoraj była niedziela palmowa. Palmę zrobiłam, ale bardzo skromną. Nie jestem religijna, ale tradycji przestrzegam.
Pogoda ładna, a szykuje się ocieplenie. Martwi mnie tylko brak deszczu. Jest straszna susza. Kiełkuje to co było w ziemi już dawno. Nowo pasadzone rośliny mogą przysychać.
Końcówka tygodnia była pracowita, bo wychodziliśmy do ogrodu. Dziś też chyba pójdziemy. Mam jeszcze sporo plewienia i sadzenia. Wczoraj skończyłam przygotowywać kolejna rabatkę. Zerwałam darń i zyskałam około 3m 2 miejsca. Rosną w tym miejscu krzewy owocowe i bez o dwubarwnych liściach, ale są jeszcze małe. Można obok posadzić kwiaty tylko trzeba nanieść trochę ziemi... Powinnam wyjść do plewienia na ulicę, ale się trochę obawiam. Nie wiem co na ziemi znajdę, a plewię bez rękawiczek. Chcę kupić jeszcze trochę roślin, ale dopiero za około dwa tygodnie. Problem jest z prymulkami, bo jeszcze nie kwitną, a chcę kupić w kilku kolorach. Moze też kupię inne kwiaty u tej samej osoby. Wpadły mi w oko rośliny na skalniaki. Krzewy i drzewka kupię jesienią...
Dziś będzie oczywiście praca w ogrodzie. Do tego dojdzie obraz akrylami i akwarela, może wiersze do antologii o przemijaniu. Chcę wysłać juz do wydawnictwa materiały do antologii kociej. Trzeba też upiec chleb. Mam w zasadzie ochotę na bułki z czarnuszką i otrębami, ale nie wiem czy Krzysiek się zgodzi. Kończymy porządki przedświateczne, ale jeszcze trochę zejdzie. Nie będzie ekstra posprzatane, bo sprzatać nie lubię i nigdy się do tego nie przykładam.
A na koniec wczorajsze magnolie...