Wczoraj Sebastian nic prawie nie robił cały dzień. Skręcił tylko półkę. Sporo za to spał. Raczyli sie też z Krzyśkiem piwem. Dziś juz cos zrobi ale nie wiem co. On nie lubi gdy mu sie cos narzuca i go kontroluje. Nauczyłam sie już, że trzeba mu powiedzieć co jest do zrobienia, a on czas wybierze sam. Do tego co miał zrobic doszło wycinanie części malin, cięcie gałęzi i skopanie ogrodu pod ziemniaki. Oby w tydzień sie wyrobił. Musi, bo go do domu nie puszczę.
Krzysiek dziś jedzie do miasta na zakupy. Trzeba kupić jedzenie i opłacić rachunki.Trochę mu z tym zejdzie. Nie wiem czy w tym tygodniu jeszcze raz pojedzie. Trzeba iść do banku po pieniądze na wegiel. Węgiel mamy kupić może w przyszłym tygodniu. Na razie wykańczamy ten co jest i drewno. Mało opalu poszło w tym roku, ale za to spora będzie niedopłata za prąd.
Dziś odstępstwo od diety. Zamierzone, bo liczę, że organizm trochę oszukam. Chcę zjeść zamiast zupy krokieta i bułkę z gulaszem angielskim. Do tego kefir i pomarańcza albo banan. Będzie około 900-1000 kalorii, a więc więcej niż normalnie. Jeszcze wczoraj narzekałam na spadki w ubiegłym tygodniu, a pożegnałam 0,5 kg. To chyba nie tak mało. Gdyby w tym tygodniu spadło tyle samo to byłabym usatysfakcjonowana. Byle do 83 kg. Od wczoraj trochę mniej...:) Chyba sie ostatnio miotam i z waga i z pracą. Trzeba by sie wyciszyć...