Wstałam wcześnie, czekam na Sebastiana i jak zwykle się drogą denerwuję. Chciałabym, żeby już dojechał. Dziś pewnie niewiele zrobię, bo będziemy gadać. Planuję tylko wysuszyć owoce i zioła na porcję herbatki. To będzie mięta, jabłka i śliwki. Dodam później cynamonu, goździków i rodzynek. Zobaczymy co wyjdzie, bo takiej jeszcze nie robiłam. Jak będzie smaczna zrobię w przyszłym tygodniu więcej. Po południu chyba też umyję okno o ile deszczu zbyt dużego nie będzie, a może Krzysiek umyje.
Wieczorem jak mój gość uśnie może poczytam i coś namaluję. Jeśli już to raczej akwarele będą w robocie, bo pastele to kilka pudełek i nie będzie ich gdzie położyć. Ostatnio czytam sporo wierszy. Studiuję antologie i buszuje po portalach poetyckich. Wiersze tez piszę.
Jestem już jakiś czas na diecie 1300 kalorii i przytyłam 1 kg. To chyba wina węglowodanów, które teraz z upodobaniem wcinam czyli domowego chleba, klusek i ziemniaków. Muszę chyba pomyśleć o dukanie albo o nisko węglowodanowej, bo już z trudem buty zapinam. Przecież jeszcze trochę i do setki dobiję co uważam za swoistą tragedię. Teraz jednak na inną dietę nie przejdę. Jeśli już to po Nowym Roku dopiero. Tak jest co rok. Bujam się pomiędzy 90 a 100kg. To chudnę to tyję. Poniżej już chyba nie zejdę, bo musiałabym węglowodany odrzucić na stałe, a ja je kocham.