Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1559573
Komentarzy: 55773
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 16 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 87.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 maja 2017 , Komentarze (4)

Angielskiego uczę się nadal, bo niespodziewanie zaczęłam coś jednak mówionego rozumieć i jakoś poziomy zaliczam. Przechodzę dalej. Teraz mam zgryz, bo ćwiczę zaimki dzierżawcze i inne tego typu słówka. Strasznie mi to ciężko idzie - mylę się, zapominam i po woli głupieję od tego. Z utęsknieniem czekam na  ubrania, które będą następne. Tego się nauczę bez problemu pewnie. Nadal się zastanawiam po co mi to jest potrzebne. Rozmawiać raczej z nikim nie będę, bo z kim. Z granicę się nawet na urlop nie wybieram, bo podróży nie znoszę. Na Interpals wchodzić nie chcę, bo wprawdzie Krzyśkowi  to obojętne, bo pewnie ma mnie gdzieś tak jak twierdzi Sebastian ale za to ten ostatni o Interpals się wścieka. Jest zazdrosny i daje temu wyraz. No i na co mi ten angielski? Czas tracę, a jak przestanę używać to i tak zapomnę tak jak zapomniałam rosyjski i niemiecki. No ale lubię się uczyć. Szkoda, że wcześniej mi się nie chciało. Z drugiej strony czego? Poza malowaniem nic mnie nie interesowało. Do stałej pracy i tak bym nie poszła przecież. Kto by mi kazał codziennie rano wstawać, malować się, stroić i jeździć. Kto by mi kazał 8 godzin gdzieś siedzieć? Mam teraz pracę, którą kocham i realizuję się w niej. Dorabiam też przyjemnie. Żyć nie umierać. No i pracuję leżąc na kanapie z kotem na kolanach w rozciągniętym dresie i bez makijażu tak jak lubię... Czasu na pasje i leniuchowanie też mam dużo. Strasznie jestem wdzięczna losowi i siłom wyższym za moje życie...:)

Wczoraj znowu działałam farbami do witraży. Z efektów jestem zadowolona choć świeca z czerwonym woskiem wyszła gorzej. Dziś może kupię jakieś szklane przedmioty do malowania. To jutro też podziałam. Trzeba coś robić, bo dawno paczki na bazarki kocie nie wysyłałam.

Dziś Krzysiek pojechał na zakupy i będzie obżarstwo, od jutra ścisła dieta proteinowa. Po południu mam warsztaty. Przy okazji wydrukuję sobie z kilka wzorów na obrazy, bo mam zamiar znowu zacząć akrylami malować. Do 50 w tym roku jeszcze trochę mi brakuje. Kiedy do wprawy dojdę jak nie ćwiczę. Może coś po wakacjach ruszy jak mi się uda na zajęcia do ośrodka kultury załapać. Oby.

Jutro już w domu będę siedzieć i pewnie będę intensywnie pracować, bo na szafę chcę w tym miesiącu zarobić, a i inne wydatki mnie czekają. Plastyczne np. Poza tym myślę o chodnikach ludowych tkanych w pasy i o żaluzjach drewnianych do trzech okien. Potrzebuję je, bo sąsiedzi pewnie mają kino jak nago spaceruję przy zapalonym świetle. Zdarza mi się to po kąpieli, bo szlafroków nie znoszę i już nago śpię z powrotem.

7 maja 2017 , Komentarze (12)

Z nauki angielskiego na Duolingo chyba będę musiała zrezygnować, bo z upływem czasu mi coraz trudniej. Zapominam przedrostki i nic, kompletnie nic nie rozumiem ze słuchu. Słyszę zupełnie inne słowa. Ze zwierząt robię słonia np. Z chleba ptaka z kaczki psa. Aby przejść dalej trzeba pisanie ze słuchu zaliczać, a tu postępów nie ma żadnych. Bardzo dużo natomiast słów pamiętam i bardzo dobrze tłumaczę z angielskiego na polski to co jest napisane. To jednak za mało by o angielskim myśleć. W dodatku próbowałam tłumaczyć fragmenty książki o tarocie tłumaczem i się nie da. Nie sprawdziłam jeszcze wielu stron, ale pewnie też niektóre nie, bo opcja kopiuj nie będzie działać. Jak dobrze bym musiała znać angielski by przetłumaczyć to co chcę. To kilka lat nauki przecież i to intensywnej. Korzyścią z tego ponad tygodnia nauki jest to, ze przestałam mieć przed angielskim opory. Teraz już jak będę coś potrzebować to sobie przetłumaczę i już. Oczywiście krótkie teksty, bo długich tłumacz nie daje rady. Wczoraj znalazłam stronę anglojęzyczną z nauką tarota, przetłumaczyłam po kawałku tłumaczem gogle. Nie trzeba znać języka.Trzeba być otwartym, a ja teraz jestem dzięki tej nauce. Dziś jednak jeszcze poćwiczę. Może ruszy. przynajmniej ten napis rozumiem...

Jutro mam warsztaty z pasteli suchych. Ostatnio podjęłam też decyzję, że jednak na warsztaty z pasteli olejnych się wybiorę. Będą w czerwcu. To niezbyt popularna technika i obrazów aż tak dużo nie widziałam. Nie podobały mi się też za bardzo. Ostatnio jednak znalazłam w internecie cudne obrazy malowane tą techniką. do tego stopnia mnie zachwyciły, ze chcę się z nią bliżej zapoznać. Muszę jednak by coś ładnego zaczęło mi powstawać kupić lepsze pastele. Moje to zestaw dla dzieci. Nienaturalne jaskrawe kolory, a ja oczywiście chcę malować pejzaże i kwiaty. Tymi pastelami nie wyjdą.

Wczoraj po południu zabrałam się wreszcie za zdobienie szkła farbami. Farbki zostały mi od czasu kursu malarstwa. Miałam wtedy zrobić coś w rodzaju witrażu ale nie zrobiłam, bo nie miałam skąd szkła wziąć. Teraz je wykorzystałam. Zrobiłam lampion. Technika mi się spodobała. Chyba jednak tego szklarza w mieście poszukam, bo witrażyki na dwa okna chcę sobie zrobić. Zaczęłam też zdobić dwie świece. Będą na bazarki kocie...

Co do diety to hmmm. Przestała waga spadać. Od poniedziałku proteinki. Będą tylko jajka i tuńczyki, bo jeszcze kilogram ma szybko spaść zanim Sebastian przyjedzie czyli do 17 V prawdopodobnie. Sebastian jest ostatnio bardzo przygnębiony. Chciałby być na stałe ze mną. Namawia mnie na rozwód. Zarzuca mi, że jest zbyt mało ważny dla mnie. No i co ja mam zrobić? Z Krzyśkiem rozwodu nie chce. Krzysiek na to by Sebastian z nami mieszkał tylko w innym mieszkaniu zgody nie daje. Jest mieszkanie po babci przecież. Ja się miotam. Sebastian cierpi, a Krzysiek się wścieka...

6 maja 2017 , Komentarze (8)

Weekend u mnie zaczął się od awantury z Krzyśkiem. Poszło o to, że nie chciałam wstać, a trzeba było zrobić obiad. Musiał być szybko, bo Krzysiek idzie po południu do pracy. W porządku moja wina. Ja będę coś działać ale nie wiem tak na pewno co. Pokusy mam - angielski, karty, malowanie, decu, kartki. Mam też pomysły na dwa opowiadania. Pewnie też będę wróżyć na portalu. Jeśli chodzi o angielski to nadal ćwiczę i nadal słuchowo mi nie idzie. Dobrą stroną jest to, że przestałam się angielskiego bać. Efekt jest taki, że odważyłam się i kupiłam angielskie talie tarota. Są cudne i od dawna miałam na nie ochotę ale powstrzymywała mnie to, że są z angielskimi napisami. Teraz już oporów nie mam. Wiem, że się tego nauczę jak zechcę. Kupiłam też karty i podręcznik Kippera. Może kiedyś je opanuję. To zawsze jakieś urozmaicenie. Poza tym kupiłam spore szczotki- ametystu i kwarcu różowego. Mają cudowne wibracje i bardzo mi się przydadzą. Kamienie mam od dawna i z nimi pracuję czasem w medytacjach. Kwarc wpływa na miłość ale tą czułą nie zmysłową i otwiera czakrę serca. Ametyst wpływa pozytywnie na rozwój duchowy. Obie szczotki chcę położyć obok miejsca gdzie w dzień przebywam. Niech promieniują i wspierają mnie.

Dieta trwa i  bez trudu przychodzi mi dostosować się do jej wymogów. Ze spadków nie jestem jak na razie zadowolona. Co do stylu życia aktywnego i Fit jestem na nie i tak pozostanie. To nie moja bajka. Co prawda widzę konieczność dbania o zdrowie ale w inny sposób niż rygorystyczna dieta i wyczerpujące ćwiczenia. Przecież nie tylko te drogi prowadzą do celu. Moje to Reiki, zioła, medytacje czasem zabiegi bioterapii i uzdrawiania pranicznego. Czasem litoterapia i joga. Moja mama pali, denerwuje się, leży prawie po całych dniach, a dzięki bioterapii i ziołom mimo 80 lat na karku jest zdrowa, bo lekarzy nie odwiedza i leków nie bierze na stałe żadnych. Kondycję przy tym ma świetną i dwa wiadra węgla na raz z komórki do domu niesie, a to około 20 metrów jest i schody. Gdyby o sferę psychiczną też zadbała np. dzięki Reiki czy medytacjom czy aniołom to by i nerwowa tak nie była.

5 maja 2017 , Komentarze (9)

Kolejny dzień pracy. Wstałam wcześniej niż zwykle, bo czekam na kuriera. Do tej pory go nie było niestety. Niepotrzebnie wstałam. Pośpię za to po południu. Dziś muszę trochę dom ogarnąć i podlać też muszę kwiatki. Trochę ich mam. Teraz aby o nich nie zapomnieć znaczę sobie podlewanie w kalendarzu. To doskonale zdaje egzamin. Po południu może coś namaluję. Posiedzę też pewnie nad angielskim i na Facebooku w grupach gdzie się wróży. Powinnam też dać ogłoszenie do czasopisma o tym, że wróżę. Za jakiś czas chyba też zacznę przyjmować na wróżby w domu. Wróżyć chcę w kuchni, a tam kuwet kocich nie ma to i wpadki nie będzie. Przyszły rok będzie dobry na wróżenie itp sprawy, bo to mój rok numerologiczny 7. Energetycznie zacznie się według niektórych numerologów już we wrześniu. Czas się na to przygotować. Karty wskazały, że to by mogła być moja kolejna wymarzona praca. Zobaczymy... Kupiłam trzy talie tarota. Wszystkie kocie.

Od jutra wolne. Będzie się po woli szykować na warsztaty pasteli suchych. Odbędą się w poniedziałek po południu. Już się nie mogę doczekać. Bardzo lubię tą technikę i chętnie ja lepiej poznam. Marzę też o warsztacie malowania portretów. Był taki niedawno ale daleko i nie miałam jak dojechać. Prowadziła babeczka, która maluje akwarelami i jest członkiem SAP. Maluje pięknie.

Dieta trwa. Nadal jem 1000 kalorii. Waga spada. Chcę ten miesiąc być na takiej diecie, a od czerwca już na pewno dieta dr Dąbrowskiej. Chcę w tym roku 85 kg zobaczyć albo i mniej i będę próbować wszelkimi sposobami... Dziś zjem fasolę czerwoną z puszki i kotlety z kaszy gryczanej z sosem grzybowym oraz gulasz angielski i pomarańczę.

4 maja 2017 , Komentarze (13)

U mnie już po świętach czyli wstałam wcześnie i już jakiś czas pracuję. Nawet mi idzie. Dieta też. Wczoraj znowu udało mi się zjeść mało i dziś to na szczęście widać na wadze. Cieszy mnie to. Dziś też będzie mało do jedzenia. Nie powinnam 1000 kalorii przekroczyć. Ciekawe dokąd waga będzie spadać. Ile kilogramów w tym rzucie spadnie. Oby jak najwięcej. Chciałabym już mieć osiemdziesiąt parę kilogramów na stałe. Ulżyło by mi psychicznie. Zastanawiam się jaki by tu prezent sobie kupić gdy 85 kg osiągnę. W tej chwili się nie zdecydowałam. Ciuchy mnie nie ciągną, kosmetyki mam, książki czekają te co jakiś czas temu kupiłam. Miała być opaska sportowa ale ćwiczyć przestałam na razie. Kursy z gatunku zawodowych przestały mnie kusić odkąd pracę wymarzoną podłapałam. Poza tym uczę się przecież nadal angielskiego, malowania i kart lenormand. Mam takie dwa zakupy, które mnie kuszą - maszynka na wykrawania scrapków i ratlerek albo miniaturowy york itp. Raczej ratlerek z tych najmniejszych do 2 kg. Ma być do kochania, a nie na wystawy.  Maszynkę chyba kiedyś kupię i pieska też ale jeszcze nie teraz, bo Pikuś by był pewnie zazdrosny. Nie chcę by cierpiał, bo jest kochany, bardzo pogodny i miły. Wczoraj spytałam karty i wyszły bardzo dobre o ile by to była sunia. Krzysiek się jednak zdecydowanie sprzeciwia. Jeden Pikuś mu wystarczy. Jego zgoda jest potrzebna, bo to on by z nim na dwór wychodził, a nie chce tego robić. No to trudno...

Dziś muszę chyba na chwilę do miasta jechać. Mam być na poczcie. Próbuję namówić Krzyśka by jechał i może mi się to uda. Wysyłka jest pilna i nie może czekać do poniedziałku.

Ostatnio zainteresowałam się hipnozą. Wbrew pozorom nie tylko taką na odchudzanie. Interesuje mnie też sesja na relaks i na motywację w kierunku osiągnięć np. nauki angielskiego. Na razie dostałam sesję darmową mającą wprowadzić w dobry nastrój. Odsłuchuję od kilku dni i chyba faktycznie to działa  na mnie. Jestem bardziej odprężona, zmotywowana. Chce mi się coś robić. Teraz zastanawiam się czy kupić sesje płatne. To koszt niecałe 60 zł za trzy w tym odchudzanie,  motywacja do pracy i sukcesu oraz radość życia. Ta sesja odchudzająca nie bardzo mi leży, bo jest w niej duży nacisk położony na ćwiczenia i aktywny tryb życia, a ja ćwiczyć nie zamierzam. Nie ma w moim życiu czasu na coś innego poza 20- 30 minut jogi góra i to nie co dziennie. Mam inne ciekawsze rzeczy do zrobienia na które mi brak po prostu czasu. Może indywidualne, ułożone pode mnie sesje by były lepsze? To jednak chyba dość kosztowna sprawa jest? Muszę się zorientować jeszcze...

3 maja 2017 , Komentarze (28)

Dietę 1000 kalorii trzymam nadal. Nie podjadam. Nawet nie mam za bardzo co. Niby mam ochotę jeść ale się powstrzymuję, bo mam ochotę na tuczące rzeczy typu mięso lub frytki np. Zjadłabym i to sporo. To nie głód, bo tego nie czuję, a łakomstwo albo zwykła ochota na sprawienie sobie przyjemności. Staram się być ciągle zajęta by o jedzeniu nie myśleć i na razie mi się to udaje. Tłumaczę też sobie, że jedzenie powinnam postrzegać w kategoriach konieczności, a nie przyjemności ale to już mi nie wychodzi. Od zawsze jedzenie było dla mnie przyjemnością i tak jest teraz. Dlatego nie potrafię diety na stałe zmienić na tą modną zdrową i bez smaku. Mnie jedzenie musi smakować, bo inaczej nie będę jadła wcale. Wybieram zazwyczaj przepisy  z gatunku normalnych. Nie leżą mi ani lekkie ani te bardzo kaloryczne, ciężkostrawne. Słodyczy praktycznie nie jadam. Jedyne przestępstwa to frytki, majonez, boczek i chipsy od czasu do czasu. Na razie waga trochę spada i mam nadzieję raczej szybko balast po świętach zrzucić, a może i coś więcej spadnie. Motywacja wróciła...:) Jadłospis do końca tygodnia przygotowałam. Zakupy nie będą zrobione na zapas to pokus nie będzie. To najlepsza metoda na mnie. Zawsze byłam łakoma i potrafiłam z 1800 kalorii pożreć na raz  gdy było to co lubię np. kabanosy albo gulasz angielski ostatnio...

Im więcej angielskich słówek rozumiem gdy czytam tym trudniej mi rozumieć zdania mówione. Pojedyncze słowa niektóre jeszcze rozumiem czasem. Zdania nigdy. Chyba tego nie pojmę i pogodzę się z tym, że będę tylko czytać z czasem. To jest w zasadzie to o co mi chodzi. Jako osobie stroniącej od ludzi zależy mi na książkach, stronach internetowych i czasopismach. Nie mam zamiaru ani za granicę jeździć ani z nikim gadać to po co mi rozmowa? Z drugiej strony może by się przydało to pojąć ze względu na filmy? Mam też problem z gramatyką i będę pisać łamanym językiem w stylu ja być murzyn. To jednak mi idzie coraz lepiej raczej. Uczę się nadal ale czy wytrwam?

2 maja 2017 , Komentarze (21)

Dziś wstałam dość późno. Dla mnie to kolejny świąteczny dzień. Mimo to mam zamiar popracować i opowiadanie napisać. Oprócz tego będzie nauka kart i angielskiego jak co dzień. Może też coś namaluję.

Wczoraj byłam na dworze i trochę porobiłam w ogródku. Dziś może Krzysiek warzywnik, a raczej jego drugą część skopie. Jeśli tego dziś nie zrobi to ja z tego rezygnuję. Wcale mnie ta praca w ogrodzie w tym roku nie cieszy. Za dużą mam przyjemność w leżeniu i ogólnie w przebywaniu w domu. Nie lubię fizycznych zajęć i to żadnych i nigdy nie lubiłam. Nudzą mnie i frustrują. Próbowałam ostatnio ćwiczyć jogę ale nadal mnie w stawach łupie i zrezygnowałam. Teraz ruchu nie mam znowu wcale i całe dnie spędzam praktycznie leżąc na kanapie, bo wtedy mnie tylko nie boli. Nawet na leżąco pracuję. Trudno. Sprawnością się przestałam przejmować. Moja mama też leży i sprawna jest, a 80 ma na karku. Będę sprawna jak schudnę, a chudnie się nie od jogi, a od  diety...

Od wczoraj jem 1000 kalorii i wytrzymuję. Dziś też tyle przewiduję. Będą tylko dwa posiłki. Obiad i kolacja. Śniadań jadać nie będę, bo całe życie nie jadłam i dobrze było. Nie znoszę jeść tuż po wstaniu i zmuszać się nie zamierzam. Będzie jajecznica z piórkami z cebuli i kapusta z makaronem. Przez ten makaron pewnie nie spadnie ani dekagram. Ech... Dziś spadek o ponad  kilogram. Już pasek dogoniłam i przegoniłam. Niech sobie będzie woda ale mniej jest i to cieszy...


1 maja 2017 , Komentarze (15)

Doszłam do wniosku, że jestem strasznie tępa jeśli chodzi o angielski. Tak to jest jak wzrokowiec chce się uczyć języków. Zawsze miałam z językami problem. Z rosyjskiego była trója, bo miałam bogate słownictwo, ale pisać wcale nie umiałam, a z niemieckiego były poprawki. Dziś nie potrafię już nic. Nawet alfabetów. Z angielskiego ciągle zapominam słówka, nie potrafię pisać ze słuchu po angielsku, nie rozumiem co się do mnie mówi. Dobrze za to tłumaczę z angielskiego na polski to co czytam. Wczoraj miałam się nauczyć zaimków dzierżawczych typu ich, twój nasz itp i się nie nauczyłam, bo mi się wszystko myli. O czasach nawet nie myślę jeszcze. Zaczynam za to powoli myśleć, że porwałam się z motyką na słońce. Dziś jeszcze będę dalej to ćwiczyć o ile się nie wkurzę i nie zabiorę się za słówka. Potrzebuję jakiegoś małego sukcesu. Jakiegoś punktu zaczepienia. Sebastian się ze mnie śmieje i każe mi to rzucić w diabły. Sam się uczył kilka lat i nic ponoć nie umie. Krzysiek też miał angielski w technikum i niewiele pamięta. Przecież na kurs nie pójdę, bo angielski to fanaberia. O korepetycjach też nie myślę.

Dieta to znaczy jedzenie mało, mi idzie. Nie chudnę jednak i chyba nie schudnę do puki się nie zawezmę na jakąś restrykcyjną dietę. Na razie się z sobą cackami i grzeszę na potęgę. Jem co chcę i co mam byle mało ale nie bardzo mało. Wagę trzymam. Może trzeba jeść z 1000 kalorii zamiast 1200? Przy 1200 już nie chudnę. Dziś Spróbuję i zobaczę jak mi pójdzie. Wyboru nie mam, bo w lodówce pustki. Dieta dr Dąbrowskiej będzie dopiero w czerwcu jak pojedzie Sebastian. Przyjedzie chyba 17 V i zostanie kilka dni. Ma mi pomóc malować siatkę i wytnie mi niepotrzebne drzewa i odrosty  w ogrodzie.

Wczoraj wreszcie kupiłam następne kwiatki doniczkowe i szafkę na buty. Czaiłam się na nią już jakiś czas tylko pustki były na koncie. Teraz chcę jeszcze kupić kufer do łazienki w tym stylu. Tylko coś zarobię. Mebelki to nie antyki, ale nowe drewniane. Drogie nie są. Nie uznaję za stosowne drogich rzeczy kupować.

30 kwietnia 2017 , Skomentuj

Dziś Walpurgia to znaczy w noc dzisiejszą. Nie mam zamiaru jakoś specjalnie świętować. Ogniska nie będzie. Zapalę tylko świece. Mam nadzieję, że wielka bogini matka się nie obrazi. Postaram się też medytować i zjednoczyć duchowo z tymi, którzy będą świętować tak jak trzeba. Zawsze marzyłam o tym by wziąć udział w sabacie. Nie dane mi to było jednak. Ci moi znajomi, którzy świętują mieszkają daleko, a ja mobilna nie jestem i nie będę raczej.

Nad kartami i angielskim siedzę nadal. Sporo się uczę, ale z angielskim ciężko idzie jak diabli. Co prawda coraz więcej pisanego rozumiem ale sama pisać raczej nie potrafię, a tym bardziej mówić. Tego co ktoś mówi nie rozumieć wcale. Mam też tendencję do zapominania słówek. Moje ambicje nie sięgają by być w tym bardzo dobrą i rozmawiać swobodnie. Marzę sobie po cichu by z czasem czytać książeczki dla dzieci po angielsku i pisać na Interpalsie. Można też z czasem znaleźć partnera do konwersacji na skype. Co prawda to przeważnie panowie z krajów arabskich ale i z nimi można pogadać o ile nie zaczną do romansów dążyć. Ważne, że zaczynam gramatykę trochę łapać.

Dietę wczoraj zachowałam. Jadłam samo białko plus jabłko, gruszkę i pomarańcza. Sporo tych owoców było. Waga się obraziła i nie zechciała spaść. Dziś będą warzywa i białko w postaci kalafiora, a konkretnie zapiekanki oraz jajek z siedmiolatką. Może też zjem ogórki kiszone i jakieś owoce ale mało. Może coś jutro będzie mniej. Wypadało by, bo wyzwanie na forum się kończy i trzeba by tydzień zamknąć lżejsza o 0,5 kg co najmniej. Wtedy 10 punktów zarobię. To ostatnie wyzwanie skończę z wagą wyższą niż zaczęłam. Wstyd...

29 kwietnia 2017 , Komentarze (8)

Z diety nisko węglowodanowej zrobił się dukan. Dziś znowu nie przewidują w menu węglowodanów. Będą jajka i tuńczyk i kotlet mielony. Warzywa trzymam na poniedziałek, bo tak na 50% przejdę jednak na dietę dr Dąbrowskiej teraz. Trochę już się z nią zapoznałam i to wygląda obiecująco. Łatwo mi jednak nie pójdzie. Mam nadzieję, że wytrwam 6 tygodni. Strasznie boję się zimna. Na zimno narzekają ci którzy na diecie byli i trochę się obawiam, że mogę dietę z tego powodu przerwać. Tak marzłam gdy byłam wegetarianką i dlatego z powrotem zaczęłam mięso jeść. Pamiętam, że gdy byłam przez dwa tygodnie na diecie warzywnej kilka lat temu to schudłam 7 kg. To nie była dieta dr Dąbrowskiej, bo jadłam trochę ziemniaków i pieczywo chrupkie. Na diecie kapuścianej w tydzień zrzuciłam 1,8 kg. Tego typu dieta jest ponoć dla mnie odpowiednia, bo mam grupę krwi A. Jestem więc wręcz stworzona do bycia wegetarianką. No zobaczymy. Ważne, że motywacja wróciła i znowu o diecie myślę.

Wczoraj zjadłam 3 duże ogórki kiszone i bułkę i dziś 2 kg więcej prawie. To niemożliwe przecież...

Od dwóch dni próbują się uczyć angielskiego. Idzie tak sobie. Słówka pamiętam natychmiast, a na drugi trzeci dzień już mniej. Gramatyka to tragedia. Nie łapię w ząb. Mówić nie potrafię i piszę gorzej niż kiepsko. Ech... W zasadzie nie jest mi to do niczego potrzebne. Rozmawiać, a raczej pisać na Interpalsie nie bardzo planuję, bo nie chcę Sebastiana denerwować. Z drugiej strony chciałabym się nauczyć tak dla siebie. Fajnie by było czytać książki po angielsku. Kiedyś natrafiłam na interesujące pozycje. Swoją drogą strasznie dużo nauki potrzeba. Wątpię bym wytrwała. Jeśli już to raczej będę tylko rozumieć na zasadzie ja być murzyn. O mówieniu i pisaniu raczej muszę zapomnieć. Zwłaszcza o mówieniu, bo słuchu nie mam.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.