Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1490761
Komentarzy: 54555
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 listopada 2020 , Komentarze (13)

Czuję zimę. Już śpię pod koldrą i kocem, a na nogach mam drugi koc. Jest mi ciepło. W sypialni jeszcze nie grzejemy. Jest około 16 stopni. Problem jest troche z jogą, bo ćwiczę w sypialni na podłodze. Trochę ciągnie i marzna mi dłonie. Chłodno mi tez w czasie zabiegów Reiki. Ręce przecież nie mogą byc pod kołdrą. Chcę kupić dmuchawę, bo myślę o ogrzewaniu sypialni tuż przed zabiegiem lub ćwiczeniami. Teraz problemem nie są pieniądze, a praca, bo nie ma kto węgla do piecokuchni nosić. Trzeba by ją sprawdzić. Może jutro. Trzeba kupić jeszcze jedno wiadro na węgiel. W pokoju dziennym gdy jeszcze sie nie pali, dogrzewam grzejnikiem, a nogi termoforem... Nie myślę o większym komforcie cieplnym, bo go praktycznie nigdy nie miałam. Centralne gazowe było używane tylko z 3 lata gdy żył dziadek, a on miał rentę inwalidy wojennego. Trzydzieści lat temu. Mnie by nie było stać, a pracować więcej nie zamierzam. Wolę mieć chłodniej w domu i więcej czasu na to co lubię.

Dziś chcę upiec ciasto z jabkami. Dodam kakao. Moze zrobię zdjęcie. Poza tym trzeba napisać tekst na portal. Będzie też praca i czytanie, kurs u Krissa Wieliczko tym razem ćwiczenie akwareli - perspektywy powietrznej. Tak wyszło wczorajsze...

Powinnam kupić ostatnie płotki z wikliny do ogródka przed domem. Chcę kupić naczynia i inne rzeczy do fotografii kulinarnej. Już mam wybrane w sklepie Garneczki...Taki talerz też. Uważam, że jest świetny i kusi mnie kupić komplet...

Wczoraj podczas medytacji w stanie alfa, oczami duszy zobaczyłam mężczyznę. Był niebrzydki ciemnowłosy i ciemnoki. Nie znam go. Nie wiem czy to przeszłość z poprzedniego życia czy przyszłość, ale raczej przyszłość. Niestety był bardzo poważny i nie miał ciepła w oczach. Moze mnie z nim los zetknąć, ale jeśli nie będzie miał dobrego serca, zetknie mnie na chwilę... Romans wykluczony, bo jest Krzysiek...Myślenie na ten temat nic nie da.

Moja podświaomość zna karty klasyczne. Widzę w snach ich rozkady. Problem w tym, że ja kart klasycznych praktycznie nie znam. Zapamiętuję trochę i sprawdzam w książce. Wszystko mi się pokazuje na problemy z miłością. ostatnio wyszły mi trzy trójki obok siebie, a to oznacza, ze problemy sie kończą.

Śnla mi się bezlistna jabłoń z pięknymi jabłkami u mnie na podworku. Jabłka były czerwone. Gdy je widziałam byłam zdziwiona, że w zimie jeszcze wiszą. Myślałam, że są niesmaczne, ale okazały się dobre. To dobry znak...:)

27 listopada 2020 , Komentarze (23)

Moja dieta, nie dieta trwa już tydzień. Schudłam co mnie cieszy. Głodu już nie czuję. Nadal jednak mam problem z podświadomością, bo ona jest przekonana, ze dieta wymaga wysiłku. To nie jest prawda. Dieta moze być nieuciążliwa i waga i tak będzie spadać.  Mam też probem z przekonaniem jej do schudnięcia do normanej wagi. Nie bardzo jest motywacja, bo nasuwa mi się pytanie po co? Swój wygląd już w zasadzie akceptuję, ciśnienie spadło, ruszam się łatwiej. Pewnie zdrowie by było jeszcze lepsze i może kręgosłup by mniej bolał. Muszę ten temat rozważyć, przemyśleć i podziałać... Swoją drogą gdy jem więcej węglowodanow jestem lekko nabrzmiała jakby, a konkretnie brzuch. Teraz wiele nie schudłam, a brzuch zauwazalnie jest mniejszy i palce cieńsze.

Inny temat do przepracowania to wygląd. Akceptuję się i swój wiek też w zasadzie akceptuję. Przestało mi jednak zalezeć. Gdy był Sebastian zależało mi bardziej. Chciałam wyglądać nieźle, względnie młodo. Teraz mi to obojętne. Nikogo już nie szukam i obawiam się, że ta obojętność mi zostanie. Krzysiek sam nie wygląda młodo i jest starszy ode mnie. Teraz chcę juz wyglądać tylko schludnie. Niby ciuchy kupuję, niby maluję paznokcie i robię lekki makijaż codziennie, ale tak jakoś bez przekonania. Może to błąd, bo ostatnio Krzysiek stwierdził, ze moja znajoma wygląda na 30 lat, a ma 50.

Inna sprawa, ze mnie ostatnio na niczym aż tak bardzo nie zalezy. Nie ma juz przebierania nogami, szaleństwa, spiny w niczym. Moze to teraz norma dla mnie - wyciszenie, spokój. Nie szaleję, a robię swoje. To nie ma nic wspólnego z depresją. Nie jestem przygnębiona.

Nakupowałam książek i teraz czytam po  kolei. Teraz kończę pozycję o rodzinie średniowiecznej i zabiorę się za W łożu z Tudorami. Skończyłam kolejną pozycję o fotografii kulinarnej, ale błedy nadal robię z tym, ze je wychwytuję po czasie... Wracam do pozycji psychologicznych.

26 listopada 2020 , Komentarze (8)

Tydzień powoli zmierza do końca. Był aktywny i sporo mi sie udało zdzialać. Dziś i jutro chcę skończyć działać w sieniach. Oby się udało, bo Krzysiek ma rąbanie drewna. Inne sprawy idą swoim trybem. Teraz najważniejsze są: kurs parapsychologiczny, książka o fotografi kulinarnej, bo traktuję ją jak kurs, portrety. 

Ostatnio stałam sie jeszcze większym mrukiem niż byłam. Nie lubię rozmawiać z nikim. Rozmawiam tylko służbowo z bliskimi i to mi wystraczy. Żyję sobie w swoim świecie i dobrze mi z tym. Rozmowa na tematy, które mnie nie interesują to czas stracony. Do mamy nie chodzę więc rozmów praktycznie nie ma. Krzysiek rozmowny nie jest i Adrian też nie bardzo. Pięknie sobie dziczeję, co mi nie przeszkadza. Szkoda mi mojej mamy, bo jest sama. Niby chce być, bo twierdzi, że ludzi nie znosi i rozmów tez nie, ale te osoby ktore do niej przychodzą, trochę czasu jednak u niej spędzają. Chyba więc z nimi rozmawia. Wdaje sie w dyskusję ze wszystkimi. Nawet z listonoszem. Później mnie probowala mówić, co uslyszała, ale mnie to zwykle nudzi. Twierdzi, że jestem ciężko chora psychicznie. Ja twierdzę, że to introwertyzm, a to nie choroba.

Okropnie mnie denerwuje mój aparat.Jest na baterie, które po pobycie w sypialni marzną i nie chca działać. Muszę je wyciągać i kombinować - chuchać, pocierać. Boję się, że przez to mechanizmy szybo siądą. W cieple pory roku nie ma problemu. W pokoju dziennym nic od czasu włamania nie trzymam. Wczoraj przeczytałam, ze prawie wszystkie aparaty z trudem działaja zimą, ale zimy jeszcze nie ma.

Dzisiejsze menu: kluski kładzione z warzywami i fasolą, serek wiejski i sałatka z ziemniaków i fasolki szparagowej z dodatkami.

A tu moje szczęście w nieszczęściu...:)

i ostatnie zdjęcia późnej jesieni. Tym razem telefonem, bo aparat sie  z zimna zawiesza i nie mam do niego cierpliwości...:(

25 listopada 2020 , Komentarze (16)

Ostatnio jestem wyciszona i rozuźniona i ten stan chce zachować mimo chęci schudnięcia. Nie będę się mobilizować i spinać. Jem mniej węgowodanów. Sposob odżywania chcę wprowadzić na stałe. No przynajmniej do czasu aż waga spadnie do szostki z przodu. Nie będę dumać jak ale chcę ważyć 69 kg jak najszybciej. To nieco ponad 10 kg. Teraz pracuję nad podświadomością i robię afirmacje, że ważę 58 kg:) To by był ideał/chyba/, bo już nie pamiętam jak przy tej wadze wygladalam. To 20 kg mniej niż teraz. Wymiary około 95/79/97. Wszystko do akceptacji poza talią. Książka o odchudzaniu jest da mnie dziwna. Nie wszystko mi z niej odpowiada. Nie szukam np. siły ani nie chcę ćwiczyć silowo, a o tym autorka wspomina.

Kupiłam taką bluzkę. Mam na oku jeszcze dwie. Niby nie mam gdzie ich wkładać, ale ja ciuchy zmieniam rzadko. Lubię luźne i nawet jeśli schudnę będę nosić. Na razie z ciuchami koniec i z książkami raczej też. Teraz muszę kupić płotek i opaskę sportową. Czeka mnie fryzjer. Tym razem chcę balejaż, bo fryzjera przewiduję dopiero na wiosnę, a miedziany szybko sie zmywa. Wpadły mi w oko kolejne lakiery do paznokci. Jeden lakier wyladował pod kanapą i nie ma czym wyjąć więc wysechł. Moze coś w zamian kupię.

Dziś praktycznie działalności w domu nie będzie, bo Krzysiek pracuje po południu. Będzie praca zawodowa. Może portret lub obraz. Będzie nauka i czytanie. Moze wiersz.

W tym roku z powodu bólu ręki Krzyśka odpuściam kopanie w ogrodzie. Dokładnie w jednej części. Krzysiek skopie wiosną. Ma tam rosnąć bób.

Tu jest jedyne zdjęcie z rozmytym tłem, które zrobi aparat. Chyba coś jest nie tak z nim, bo próbowałam powtórzyć i sie nie udaje. Aparat się często wiesza...

Tu wczorajsze zdjęcia w trybie portret. Nie wyszło bardzo rozmyte  tło...

24 listopada 2020 , Komentarze (46)

Wczoraj zrealizowałam prawie wszystkie plany. Dziś już siedzę w domu. Będę działać. Planuję sprzątnąć w drugiej sieni. Zostałby ganek, ale on jest najbardziej zagracony, bo stoją narzędzia, piły, kosy. Zrobimy moze w czwartek, piątek. Trzeba by skopać resztę miejsca pod bób, ale nie wiem czy się uda, bo Krzyśka boli ręka. Na szczęście lewa. Boli go już z miesiąć albo dużej i przejść nie chce. Do lekarza nie pojdzie.

Moja kotka Onka ma świerzbowca i uszy ją chyba swędzą. Niestety z leczeniem problem, bo to kotka bojowa i uszu jej nie wyczycimy. Nie pozwoli, bo gryzie i drapie. Niby można kupić Advokat na kark, ale ona waży tyle, że dawki sie nie dobierze. No i później też trzeba uszy wyczyścić. Chyba trzeba będzie dać jej spokoj. Do innych kotow sie nie zbliża, ale chorobę może rozsiewać. Ostatnio problem był znowu z Filusiem, Józkiem i Kajtkiem. Pewnie złapały od niej. Już są zdrowe.

Dieta niskowęgowodanowa mi idzie. Nie przekraczam 100 g. Dziś kopytka z klopsami w sosie grzybowym, serek wiejski i jajecznica z pieczarkami. Nadal robię wizuaizacje, że jestem szczupła. Apetyt straciłam i juz nie podjadam. Skończyło się podjadanie bezwiedne... To zawsze był mój problem. Waga spada... Chwalić się będę przy 75 kg. Mam książkę... Ponoć ważenie jest zakazane.

Mój aparat podobno robi jednak rozmyte tło. Nie potrafię dojść jak:(

23 listopada 2020 , Komentarze (5)

U mnie tydzień zaczyna sie wyjazdem do lekarza. Poźniej będzie działaność w sieni. Chcę koniecznie w jednej sprzatnąć już na gotowe. Teraz jest graciarnia, bo Krzysiek wszystko co mu każe wyrzucić, zostawia. W lecie chciałabym w niej pomalować.

Kończę książkę o fotografii kulinarnej.Ja jestem z postępow zadowolona i będę praktykować z tym, że aparatu na lustrzankę nie zmienię i z trybu automatycznego nie wyjdę. Wiem, ze moje zdjęcie nie są idealne. Wiem, że profesjonalistom i tym ktorzy do perfekcji dążą, moje zdjęcia się nie podobają. W grupie fotograficznej jestem często krytykowana i tak pewnie pozostanie, bo podejścia nie zmienię. Nie ma na moich zdjęciach rozmytego tła, nie ma zamrożonego ruchu, ani wykwintnych potraw typu konserwowane rzodkiewki, owoce morza czy roladki z łososia. Nie ma też drogich pólmiskow, garnków czy sztućcow. Stawiam na prostotę i oszczędność i mnie podoba się już większość zdjęć mojego autorstwa. Lubię prostotę i rustykane albo retro klimaty i to w moich zdjęciach widać. Ostatnio pracuję nad światłem i nad takim przedstawieniem potraw by były apetyczne.

Zerknęłam do 3 lekcji kursu parapsychologicznego i materiał jest dla mnie bardzo trudny. Nie dam rady przerobić w tydzień. To o wizualizacji. Miałam z nią problem. Teraz potrafię, ale nie jest to doskonałe. Będę ćwiczyć, a do swojej codziennej praktyki włączę wizuaizację szczupłości...:) Wczoraj były pierwsze, a dziś głodu nie czuję i na wadze mniej.  Z czasem dodam afirmacje.

Wczoraj demon wstąpił w mojego Mruczka. Kocurek ma 15 lat, ale nie bardzo po nim wiek widać. Jest bardz o żwawy. Wczoraj najpierw pogonił Puńkę. Poźniej usilował wylać wodę z miski, a na koniec zostawił mokry prezent pod drzwiami od kuchni. Miałam ochotę zdzielić go ścierką po ogonie, ale że go uwielbiam, dałam spokoj...

22 listopada 2020 , Komentarze (24)

Wolne i wykorzystałam to na spanie do oporu.

Wzięlam sie na całego za kurs parapsychologiczny. Wczoraj czytałam drugą lekcję. Jest bardzo interesująca. Ćwiczenia robię jednak nadal z pierwszej lekcji. Oczywiście zdaję sobie sprawę, ze nie muszę na codzień wykonywać kiedyś wszystkich ćwiczeń. Poza tym znam inne metody osiągnięcia tego celu, w jakim ćwiczenie wykonuję. Przećwiczę wszystko i do codziennej praktyki wybiorę to co mi najbardziej odpowiada. W drugiej lekcji między innymi było o stresie i sposobach radzenia sobie z nim. Jest między innymi trening Shultza, ale nieco zmodyfikowany. Metodę w oryginanej formie znałam i stosowałam. Jest też o falach alfa i są ćwiczenia jak w stan wejść. Ja najlatwiej w ten stan wchodzę, słuchając muzyki no i codzienne medytuję po minimum 15 minut. Jest też wchodzenie w odmienne stany świadomości i szamaniźmie. To praktykowałam kika lat, ale uzywałam psychodelików. To nadszarpnęło moja psychikę, bo robiłam to nieumiejętnie, bez nauki u szamana i miałam zbyt wiele kontaktow z negatywizmem, ciemnymi siłami. Byłam roztrzęsiona i śnily mi sie koszmary. Skończyłam z tym i nikomu tej metody nie polecam. Teraz idę prawidłową drogą, drogą świata i staram się przeprogramować.

Udało się. Jem mniej węglowodanów. Dziś sałatka z tuńczyka i ogórka, barszcz czerwony z 1 ziemniakiem i jajkami na twardo oraz sałatka z makaronu. Kiedyś na podobnej diecie schudłam latwo 10 kg. Moze i teraz się uda coś zrzucić. Moje marzenie to 73 kg. Na razie:) Na razie muszę zmienić moje myślenie. Mam w głowie, że chudnąć będę z trudem i że teraz sie nie uda, ze potrzebuję nowej diety. Trzeba szybko coś z tym zrobić, bo jak wiadomo jakie myśi takie życie.

Inne myśli, przekonanie, ktore mnie prześladuje to to, że mama na złość drugiej polowy domu mi nie przepisze. Twierdzi, że mnie nienawidzi i się może zemścić. Nie bardzo jestem sobie w stanie wyobrazić obcych ludzi w sieni i na podwórku. Inna sprawa, że Krzysiek nic by koło mojej mamy nie robił, gdyby nie zapis. Mama mnie wykorzystywala także finansowo przez cale zycie. Twierdzi, że mi wszystko zostawi, ąle ja jej nie ufam.

A na koniec wczorajszy portret...:)

21 listopada 2020 , Komentarze (31)

Weekend i dobrze. Dziś Krzysiek idzie po południu do pracy. Nie ma też Adriana. Ja będę pracować zawodowo, ale w domu juz nic robić nie będę. Kolejne porzadki od poniedziaku. Trzeba działać w sieniach.

Narzuciłam sobie dyscyplinę z jedzeniem. Staram się nie przekraczać 100 g węgowodanów. To duża przykrość dla mnie, bo je kocham. Nie chodzi tu o słodycze, ale o konkrety - domowe pieczywo, kluski, ziemniaki, kasze. Lubię uczucie nasycenia, pełności, a węgowodany to dają. Nie liczę, że schudnę, ale chcę powstrzymać tycie. Nie mam prawa przekroczyć 80 kg, bo to oznacza powrot otyłości. Juz nigdy to nie może sie zdarzyć. Dziś będzie zapiekanka ziemniaków i twarogu, serek wiejski, pomarańcza i jajecznica z pieczarkami. Obawiam się glodu...

Ostatnio jestem senna. Gdy śpię mniej niz 10 godzin, ziewam i okropnie się męczę. Z drugiej strony szkoda mi czasu na tak długie spanie, ale zawsze o tej porze roku dużo śpię. Obudzę się wiosną. Nie lubię spać tyko w upały. Wyskakuję wtedy z łóżka szybko, bo się pocę i pościel gorąca. Jak tu wtedy spać.

Kajtek strasznie rwie się na dwór. Trzeba uważać, bo czai sie pod drzwiami i umyka jeśli mu się uda. Często pod drzwiami miauczy żałośnie. Szkoda mi go. Zastanawiam sie czy nie kupić szelek i dlugiej smyczy i nie zacząć z nim wychodzić. Trochę by to dziwne było, bo z kotem nigdy nie wychodziam. Sąsiedzi też by pewnie mieli coś do powiedzenia, a już i tak mają mnie za dziwaczkę. Józek też wcześniej chciał wychodzić, ale nie miauczał i aż tak się nie rwał.

i zdjęcie z ktorego jestem zadowolona...:)

20 listopada 2020 , Komentarze (19)

Mam kurs parapsychologii. Miałam mu dać na razie spokój, ale nie dalam rady i juz sie uczę. Pierwsza lekcja świetna. Zupenie inne spojrzenie i coś nowego dla mnie. Sama esencja. Daje sobie czas na każdą lekcję okolo tygodnia. Chcę ćwiczyć do 30 minut dziennie.

Dziś koniec prac domowych. Chcę sprzątnąć w pracowni i w łazience. Krzysiek może wyniesie trochę rzeczy na strych. Wczoraj nie wszystko zrobiam, bo miam duże zlecenie w pracy. Chodziło o sprawy miłosne w przyszłym roku. Była wróżba z tarota, horoskop wenus i tranzyty wenus. Trochę trzeba było nad tym posiedzieć, ale już planuję zakupy:). Na razie tylko książka...:)

Przyszedł syfon i trzeba by sprobować go zamontować. Dawniej gdy nie miałam Krzyśka ogarniałam takie rzeczy sama i radziłam sobie. Odkąd jest oczekuję, że to on zrobi, bo w końcu jest facetem. Niestety on sobie z tym nie radzi albo nie chce sobie poradzić. Nawet nie próbuje. To chyba wynika z choroby. Ot choćby wczoraj. Dzwoniam do niego i zamiast odebrać włączył latarkę. Nie umiał wyłączyć i wyłączyl kartę SIM. Dziś z tym musiał jechać do punktu. W Playu mu nie chcieli ustawić i musiał tam skasować numer. Wykupił w Orange.

Przyszły mi książki. Wyglądają interesująco. Czekam na jeszcze jedną. W tym miesiącu kupię może jeszcze dwie i będzie koniec. Zdecydowanie koniec.

Znowu mam problem z kręgosłupem. Niby ćwiczę codziennie jogę i mam materac z gorczycy, ale odkąd przestałam brać ketonal, siniejsze bóle powrocily. Niby robię wszystko, ale boli. Mam też ostatnio mniej energii. Chodzę wolno i ostrożnie. Psychicznie też od wczoraj kiepsko, bo były u Adriana panie z MOPSu i moje poczucie wartości poleciało na łeb na szyję. Zastały mnie w podkoszulce, bo spałam. Dom nieogarnięty, kuwety też nie. Licho wie co pomyślały, ale nic dobrego, bo spytały mnie czy nie potrzebuję pomocy. Chyba faktycznie muszę nad moim poczuciem wartości popracować.

19 listopada 2020 , Komentarze (22)

Denerwuje mnie waga. Mam prawie 80 kg, a to oznacza że zaraz otyłość. Nie wiem czy teraz by waga spadła gybym pomyślała o jakiejś krótkiej diecie. Do świąt jest trochę czasu. Chciałabym zrzucić z 3 kg. Przytyałm, bo było za dużo węgolwodanów. To byly kluski, ziemniaki i zdecydowanie za dużo pieczywa, bo nieraz na 3 posiki. Jem trzy posiłki, ale było podjadanie i dobijaam w niektóre dni do 1600 kalorii. No i narosło. Powinnam się trzymać na 1300 góra. Nie powinnam jeść więcej niż 2 kromki chleba plus np dwa ziemniaki na obiad. Niestety węglowodany kocham i mnie kuszą. Szczególnie jesienią. Całe życie tyłam w tym okresie i w Boze Narodzenie. Narastało wtedy około 5 kg, które zrzucaam od stycznia i tak co roku. Dziś już wprowadzam restrykcje, ale to nie dieta i pewnie zahamuję dalsze tycie, ale od tego nie schudnę. W przyszym roku powinnam zrzucić z 10 kg, ale nie bardzo mam pomysł jak. Organizm się buntuje i waga bardzo szybko przestaje spadać. Normalne diety typu obniżenie kalorii nie dziaają. Musi być mniej węgowodanow. W grę wchodzi dieta plaż południowych, Dukan albo zupowa. Wszystko z obnizona kalorycznością. Te diety działają, ale obawiam się, że zrzucę 5 kg i waga przestanie spadać, a przestoju ja nie przetrwam, bo u mnie trwa strasznie długo. Potrzebuję czegoś nowego. Czegoś czego organizm nie zna i co będzie dla niego szokiem. Wtedy jest szansa, że 10 kg spadnie. No chyba jednak to musi być coś typu Herba..life...

Takie bluzki mnie kuszą i jeśli pieniądze zdobędę to kupię i nie będę się przejmować wiekiem. Moze i powinnam nosić klasyczne, poważne rzeczy, ale nie chcę i fatalnie się w takich czuję. Nie mam garsonek, kostiumow, bluzek koszulowych ani kapeluszy i nie kupię. To nie moj styl. Wolę wyglądać jak dzidzia piernik niż nobliwa pani z klasą. To nie kokieteria, bo swojego wieku nie kryję przed nikim i nie stosuję specjalnych zabiegow coby :) sie odmłodzić..

Wczorak Krzysiek usiłował naprawić zlew. Ponoć gwint od syfonu zepsuty. Kupiam nowy, ale już sie zastrzega, że sobie z nim rady nie da. Trzeba będzie jednak tego fachowca poprosić by przyjechał. Krzysiek już sie wścieka. Robić nie i płacić też nie...:(

Ostatnio trochę myślałam nad związkiem. Faktycznie jest tak, ze nie oczekuję od mężczyzny romantyzmu. Nie zależy mi, żeby mi robił prezenty, patrzył w oczy, prawił komplementy i zabierał na romantyczne wyjazdy czy kolacje. Nie zależy mi na ekstra seksie, długich rozmowach, wspolnych pasjach.. Mnie mężczyzna jest potrzebny do towarzystwa i do spraw praktycznych. Oczekuje, że mi ułatwi życie, że rozpali w piecu, przyniesie węgiel, skopie ogrodek, że przyniesie trochę pieniędzy do domu i pomoże go ogarnąć. Życie w pojedynę jest trudne. Zwłaszcza gdy żyje sie po wiejsku. Według starych standartow oczywiście. Krzysiek to wszystko prawie robi, ale nie bez trudu. Trzeba podgonić, bo on np. oczekuje, że wytrzymam w zimnie coby opału zaoszczędzić. Wczoraj mnie rozczuił, bo przed wyjściem do pracy przygotował mi piec, a ja spalam...Miewa przebłyski, które chyba zbyt mao doceniam. :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.