Dziś wstałam przed 8. Niby nie powinnam tak późno, ale się stało. Gdzie jednak te czasy gdy się wylegiwałam do południa. Wtedy miałam dobry nastrój gdy wstawałam. Teraz tak wcześnie się wściekam. Nie wiem czy mi to minie z czasem. Zmiana planu dnia jest trudniejsza niż mi sie wydawało. Niby zasypiam, niby wstaję, ale nie przynosi mi to radości tylko złość rano. Później jestem zadowolona, bo wcześniej jestem wyrobiona.
Zastanawiałam się wczoraj czemu wolę ćwiczyć wieczorem i przyczyny są dwie - sztywność poranna i zapchany nos. Ze sztywnością sobie radzę no i nie jest ona aż tak duża. Gorszy jest zapchany nos. Całe życie z zapchanym nosem wstaję i to mija w ciągu godziny. Teraz jednak ćwiczę wcześniej i mam problem z oddychaniem, bo muszę oddychać częściowo ustami. Łapę powietrze jak ryba i nie jest to za bardzo oddychanie jogina. Frustruje mnie to...:(
Od niedawna staram się być bardziej ruchliwa. Nie licząc spacerów chcę na codziennych zajęciach robić do 1000 kroków. Robię zwykle około 500. Nie wiem czy mi się to uda. Pracy nad tym będzie sporo, bo trzeba by częściej wstawać z kanapy, a tego nie lubię.
Mam jeszcze w jednym miejscu do zniszczenia chmiel. Lubię go, ale mi niszczy jałowiec. Jodełkę już zadusił.
Wczoraj Mikuś pogonił kotkę od sąsiadki. Gdyby nie zabezpieczenie pod bramą toby wyleciał na ulicę. Krzyczałam za nim, ale nie słuchał. Dopiero Krzysiek z a nim pobiegł i go od bramy odgonił. Gałgan jest nieposłuszny... Chyba za bardzo rozpieszczony...Krzysiek ma do mnie pretensje, że na wszystko mu praktycznie pozwalam i go nie karcę. Efekt taki, że pies robi co chce.