Zimno...Brrr, a tak się juz cieszyłam na wiosnę. Tak sie rwałam do pracy na dworze. Tak mnie słońce i ciepło cieszyło. Tyle mam planów. Niektóre zadania sa pilne do wykonania. Ot chociażby sadzenie czosnku. Cieplo ma być ponoć za kilka dni i wtedy praca sie nawarstwi. W kwietniu trzeba będzie wsadzić kwiaty, które kupiłam. Jest ich sporo. Niestety krzewy chyba kupię jesienią. . Myślę o berberysie, bo bukszpany chorują. Kupię też chyba kilka drzewek owocowych w tym orzech włoski. Chyba też będę mieć szczepki starej odmiany porzeczki białej. Jestem w kontakcie z kobieta z blogera, ktora porzeczki ma. Miała mi przesłać szczepki, ale że teraz to ryzyko, zasugerowała, ze ukorzeni i prześle poźniej. Jeśli się z tego nie wycofa to będę mieć. Czarne i czerwone rozmnozyłam sobie sama z moich krzewów. Mam też agresty, ale na razie pracuję nad nimi, zeby zaczęly owocować.
Kończy się ziarno dla ptakow. Muszę dziś kupić. Zbankrutuję na przesyłce, bo musi przyjść za pobraniem. Trudno. Ptaki muszą jeść... Stołują się wróbelki, cukrówki i kilka gołębi, a także co dziwne sroka. Nie wiem jakim cudem, bo jest przeciez mięsozerna, a tu ziarno. Mama twierdzi, że jeszcze takich cudow nie widziała...
Wczorajsza druga wyprawa do sklepu przebiegła sprawnie. Tym razem już nikogo nie było. Obróciliśmy w pol godziny. Już sie tak bez wcześniejszego telefonu do sklepu nie wybiorę. Nie mam cierpliwości na czekanie w kolejkach ani ochoty na spotkania z ludźmi.
Wczoraj skończyłam obraz. Jest nietypowy, bo nieco abstrakcyjny. Dziś zacznę kolejny, ale jeszcze nie wiem jaki. Obejrzałam wczoraj Pluton... To fim z czasów mojej młodości. Byłam na nim w kinie z pierwszym mężem. On lubił wychodzić z domu i mnie wyciągał. To był głowny powód rozwodu. Brak dopasowania.