Wczoraj urosłam o 3 cm, a w zasadzie zmierzyłam się, bo wcześniej tego nie zrobiłam i wpisałam na oko. Okazało sie, ze mam 3 cm więcej i tym samym już mam nadwagę, a nie otyłość. Jestem szczęśliwa...:)
Kolejny dzień w domu, bo wyjść do ogrodu się nie da z powodu zimna. Jest tak zimno, ze Pikuś grzeje sie na termoforze. Tej wiosny roboty posuwaja sie powoli. Podejrzewam, ze może nagle przyjść upał i już wtedy nie zrobię co trzeba. Z pracą typu remontów też czekam na Sebastiana i licho wie jak długo jeszcze. Jutro już kwiacień. Po 20 miał być robiony ogródek i chyba nic z tego nie wyjdzie. W maju chciałam robić ogrodzenie i tez chyba nic z tego...Ech... Jeśli jesienia z pracami się nie uwiniemy, rok będzie zmarnowany...
Piszę ostatnie wiersze do kociej antologii. Chcę wysłać kilka białych i kilka tanek albo tanka, bo nadal nie wiem jak się pisze... Jeśli chodzi o antologie to wszystko idzie ładnie. W tym roku wyjdą 3 komercyjne w tym dwie z opowiadaniami. Wyjdą też jeszcze na pewno dwie inne, a moze i cztery. Nie wiem czy jesienią wyjdzie antologia z serii Spieszmy się kochać bliskich. Jeśli tak to chyba wyślę do niej tanki. Kusi mnie zapisać sie jeszcze do antologii o przyrodzie. Też bym chciała zamieścić tanki.
Dobrze idzie malowanie obrazów akrylami. Mial być jeden obraz na miesiąc i jestem na dobrej drodze, bo maluję piąty, a jeszcze maja nie ma. Miał być jeden portret na tydzień i niestety mam opóźnienia, ale małe. Opóźniło sie też wszystko jeśli chodzi o oleje. Przez koronawirusa maszynki do scrapek koleżance nie wysłałam, a za nią miałam kupić farby olejne.
Mało czytam, malo ogladam filmów i niestety mało sie uczę. Powinnam przerabiać kurs u Krissa Wieliczko, bo jeszcze kilka lekcji mi zostało. Nie skończyłam kursu grafiki, ale to chyba przełożę na przyszly rok. Moze na zimę...
Forsycja wreszcie kwitnie i na dworze. Zrobiłam jeszcze zdjęcie rabatki z ziołami, ale wyszło zamazane co zauwazylam dopiero w domu. Zrobię więc innym razem. Wczoraj malowałam akrylami rumianki. Powstała też akwarela...