Dziś będzie typowy dzień - pisanie, wróżenie i malowanie. Jakiś atrakcji ekstra nie przewiduję. Lubię rutynę nawet, bo wprowadza do mojego życia pożądany spokój. Dziś po południu Krzysiek może umyje ostanie okno, a ja wsadzę resztę fasoli. Może też po południu upiekę ciasto z rabarbarem, bo rabarbar buja. Ciasto nie będzie jakieś wymyślne oczywiście. Ot zwykłe lane na oleju. Piec nie lubię to i nie uczę się nic wykwintnego robić. Poza tym za słodyczami nie przepadam. Zjem, bo zjem. Kiedyś lubiłam gotować. Teraz i to jest przeszłość odkąd przytyłam. Kiedyś kupowałam książki o gotowaniu i zbierałam przepisy. Teraz już tego nie robię ale czasem coś z przepisu gotuję jak mnie najdzie ochota na zmiany. Ostatnio jednak gotowanie to mój wróg. Ciekawe kiedy mi to przejdzie.
Na warsztatach oczywiście wczoraj byłam. Wróciłam wieczorem bardzo zadowolona. Przywiozłam obrazy. Teraz nie wiem co z nimi zrobić. Kilka z nich chciałabym oprawić i powiesić na ścianie. Oprawa tania chyba nie będzie, bo formaty duże. Muszę jednak jakoś pieniądze zebrać, bo nie chcę by obrazy się zniszczyły. Podobają mi się. Ciekawe gdzie je powieszę. Miejsca na ścianach trochę mi brakuje, a moja nauka się dopiero w zasadzie rozpoczęła na dobre...