Dziś miałam mieć zajęcia w szkole do 18, ale myślę, że nauczyciel chory. Krzysiek idzie do pracy, a ja będę działać w domu. Trzeba coś zarobić, bo powinnam kupić trzy krzesła do kuchni. Teraz mam każde inne w tym jedno politurowane z tapicerką, bo moje kuchenne pomalowane na niebiesko zjadly korniki. Krzysiek odkąd uslyszał, że trzeba kupić juz sapie ze złości więc zarobić muszę ja. Krzesla będą drewniane moze sosna, a moze je pomaluję na niebiesko, bo takie mam dodatki w kuchni choć nie wszystkie. Moja kuchnia jest kolorowa, zagracona i wyglądem przypomina wnętrze z lat 80 ubiegłego wieku choć szafki są nowe, drewniane. Mam trochę Wocławka w tym talerze na ścianach, starą polkę na talerze i garnuszki, suszarkę na pokrywki robioną przez tatę i piec węglowy :) Niestety to stalowa piecokuchnia, a armatura nie zdobi. Chciałabym kaflową kuchnię, ale z CO nie zrezygnuję. W przyszłym roku trzeba będzie pomalować i aż się boję kto te drobiazgi ozdobne ogarnie.
Nie wiem czy mi się uda coś na dworze typu plewienia zrobić. Pewnie nie, bo mokro i ciągle coś z góry leci. Moze zrobię trochę porzadku w kuchni - parapet i pod zlewem. Mam do przesadzenia kika roślin pokojowych. Za późno na to ale trudno... Chcę kilka kwiatków kupić. Moze chemedorę i jakieś hoje. Moze drzewko szczęścia, aralię i cissus. Może dracenę. Fikus niestety zmarniał, bo chyba było mu za zimno. Chciałam aspidristę z białym paskiem czyli żelazne liście, ale to teraz bardzo delikatna roślina... Czekam na mirt, rozmaryn, mandarynkę i asparagus i oby wykiełkowały... Trochę się obawiam bo zimno...
Wczoraj przyszły pnącza i trzeba bylo je posadzić. To clematis i wiciokrzew. Miejsce wybrałam w poblizu toalety Pikusia i trzeba było wybrać dużo ziemi i nasypać nowej. Trzeba tez było zastawic drogę Pikusiowi, boby rośliny zniszczył. Clematis ogrodziłam nowym płotkiem. Będzie się piął po jałowcu. Wiciokrzew jest bardziej ciężki i muszę wkrótce kupić kratkę, bo nie chcę by wrósł w siatkę. Też go odgrodziłam płotkiem. Mam nadzieję, że będą ładnie rosły... Dostałam też prezent- różę pnącą w kolorze czerwonym. Ma być odporna. Dałam ja do donicy i oby rosła. Moze osiągnąć do 3,5 metra. Różyczka juz ma listki...
Moja sień jest na ukończeniu. Dzwonki idą. Do zrobienia jest drabina i wieszak na zioła i trzepaczkę, ale musi być cieplej. Powoli myślę o drugiej sieni. Mama dała mi wolną rękę. Problem będzie z kaloryferem i żyrandolem. Kaloryfer jest na szczęście stary, żeliwny. Po prostu go pomaluję. Niestety żyrandol jest nowoczesny, ale na razie zmienić go nie mogę, bo nie chcę urazić brata Krzyśka, który go założyl. W sieni będzie też chyba kosz wiklinowy na pranie rodem z PRL-u i toaletka z lat 50 ubiegłego wieku z tym, że pomalowana na biało. Mam też stare krzesło i może wstawię zamiast kosza. Zainwestować trzeba będzie w farbę kredową do drzwi, bo maja być w przecierki i w dwa dywany. Jeden ma iść na ścianę, a drugi tradycyjnie na podlogę. Na ścianę chcę coś kolorowego typu starego kilimu. Moze mi sie uda kupić coś starego. Na podłogę kupię może coś ze sznurka. Na podłodze jest też gumolit i nie wiem w jakim stanie. Pamięta czasy mojego dzieciństwa. Jeśli jest w złym stanie, trzeba kupić nowy i może być problem by coś w stylu dawnym znaleźć. Zobaczę co pod gumolitem jest i wtedy decyzję podejmę. Może malowany beton, albo podłoga? Ściany będą białe w przecierki. Oczywiście nie będą równane. Dziur nie będzie, bo nie chcę szokować mamy. :) Zastanawiam się nad dodatkami i pomysłu na razie nie mam. Toaletka narzuca nieco styl, choć juz jest bez lustra. Wnętrze musi wyglądać bardziej na przedpokój niż sień. Ma być dość surowe w wyrazie. Będą też malowane szyby w drzwiach, ale muszą być toporne. Filigranowy, uroczy witraż nie będzie pasował, bo to nie ma wyglądać jak wnętrze w eleganckiej kamienicy ani w dworku.