Wczoraj miałam półgodzinny trening tai chi. Po treningu czułam sie wspaniale. Problem był z jedzeniem, bo spaliłam dodatkowe kalorie i powinnam według aplikacji zjeść więcej. Niestety więcej w siebie nie wcisnę. Już 100 g kaszy to dla mnie raczej za dużo, bo jestem przepełniona i ociężała. Nic więc nie dołożę. Moze schudnę... Za to z jogą poszło gorzej, bo mnie kręgosłup łupał i bylo mi zimno. Sypialnia jeszcze nie ogrzewana i dlugo nie będzie, bo stosunkowo cieplo na dworze. Dziś chcę dołozyć piątą serię jogi kręgoslupa.
Dziś miałam jechać na ostatnie zajęcia z malarstwa, ale nie pojadę. Jechać musiał Krzysiek, bo poczta po czasie przyniosła wezwanie na komisję ZUS i trzeba to wyjaśnić. Wszystko sie pewnie przez to odwlecze. Jestem wściekła, bo już mógł od przyszłego tygodnia pracować. Tak jest z moja pocztą, gdy nie trzeba nic podpisywać przy odbiorze to przesyłki przychodzą kiedy chcą. Mama ma co miesiąc problem z rachunkem za telefon.
Dziś chcę zacząć malowanie obrazu. Jeszcze nie sprawdziłam czy mam podobrazie. Jeśli nie, trzeba będzie pokombinować. To będzie pejzaż jesienny, ale taki z początku jesieni. Chcę uchwycić cieple barwy i klimat.
Menu: serek homogenizowany, mandarynka, zupa grochowa, zapiekanka z kiełbasą i serem. Całość okolo 1300 kalorii. Ruch około 250.