Jesień, ja znowu dużo śpię. Usiłuję wstawać po 8 godzinach i ciągle ziewam. W dzień dosypiam godzinę albo i dwie. Czarno widzę moja aktywność, ale mogę sie mylić, bo na razie z wszystkim sie wyrabiam. Najbardziej poszkodowana jest mama, bo nie mam czasu na rozmowę z nią, a raczej na wysłuchiwanie wspomnień i narzekanie. Inna sprawa, że mnie to okropnie nudzi i juz dawno jej mówilam, zeby sobie towarzystwa szukała. Jesteśmy inne i inne mamy zainteresowania i inne potrzeby. Ona żyje przeszlością, a ja teraźniejszością. Szkoda mi tez czasu na wysłuchiwanie po raz setny tego samego. To nie jest kwestia wieku, bo ja lubię towarzystwo starszych osob. Wychowywala mnie babcia i jej dwie siostry. Z babcia miałam o czym rozmawiać i często wolałam rozmawiać z nią niż z koleżankami. Nie nudziłam się wtedy.
Wczoraj poczyniłam kolejną ikonę. Tym razem w srebrze. Nawet mi się podoba. Dziś może zrobię następną. Jeśli chodzi o szkice to minęłam dopiero połowę z tego co sobie zalożylam. Chcę zrobić 100 rysunków typu martwej natury. Z postępów jestem raczej zadowolona. W najbliższym czasie ma byc lekcja o cieniowaniu. Bardzo na nia czekam.
Z dietą mi juz nie po drodze, bo jestem okropnie głodna. Dokładam po trochu kalorii. Na razie jest około 1000. Nie liczę i to może byc błąd. Cały czas sie ważę. Przytyłam około kilograma i nie mam prawa więcej. Dziś dwie porcje zupy fasolowej, serek homogenizowany i jajecznica z pomidorem. Pieczywo dołoże poźniej.
Jest chłodno i koty wróciły na kanapę. Już nie bardzo mam gdzie lezeć, ale uwielbiam ich bliskość, miękkie futerka i mruczenie...:)