Zastanawiam się w co ja się ubiorę na wieczerzę i stwierdziłam, że cudów na kiju nie odstawię. Będę chyba w getrach i w swetrze. Czasy gdy się ubierałam odświętnie już minęły. Takie Wigilie były gdy byłam dzieckiem, nastolatką i młoda kobietą. Przy stole siedziało po 7 osób. Kolacje trwały długo. Panowie ubierali koszule, krawaty i marynarki, a panie przyzwoite wyjściowe suknie. Często przed świętami odwiedzały fryzjera. Gdy moich bliskich zabrakło Wigilie stały się skromniejsze, a ja przestałam się stroić. Nie śpiewamy tez już kolęd... Gdybym Krzyśkowi kazała włożyć garnitur chyba by padł z wrażenia. Poza tym kiedyś kolacje były w pokoju. Teraz jadamy w kuchni. Czasy się zmieniają, a moi bliscy przewracają się w grobach...
Stół do kuchni mi przyszedł. Jest piękny. Blat w sęki, urokliwy. Stół jeszcze pachnie drewnem. Postawiłam go w kuchni pod oknem i chyba go na razie nie będę przykrywać obrusem. Położyłam tylko podkładki z bambusa. Teraz tylko pieniądze zebrać na takie same szafki. Ciekawe skąd teraz je stworzę...
Na razie mam inny problem, bo wysiadł mi telewizor. Telewizor ma swoje lata. to jeszcze model kineskopowy. Krzysiek chce reperować. Ja się waham, bo to chyba bez sensu jest. Telewizor jednak chyba trzeba będzie kupić, bo Krzysiek czasem patrzy. Nie mogę go tego pozbawić. Jeśli chodzi o mnie to mnie jest zbędny, bo ja prawie wcale nie oglądam.
Dieta ok. Wczoraj przeżyłam za 10 zł i dziś tak ma być. Na razie jest łatwo, bo mam zapasy. Menu: curry z ciecierzycy i batatów, sałatka z tuńczyka i warzyw, ryba, pomarańcza.