Czekam na chłody i deszcze, bo mam dość gorąca. Nic teraz prawie fizycznego nie robię. Pracy sporo czeka. To przede wszystkim plewienie. Jedna rabata prawie zarosła. W ogródku warzywnym w tym roku porażka. POmidorów na krzakach po 5. Papryk tez mało. Kalarepy nie wiążą zgrubień. Brokuły też kiepskie. W przyszłym roku już warzywnika nie będzie. Koniec z sentymentem i przyzwyczajeniem, wspomnieniami i tradycja domu. Wygoda i rozsądek wazniejsze.
Wczoraj o mało nie doszło do nieszczęścia. Mikuś wziął ze stołu zapalniczkę, schował sie z nia pod kanapą i gryzł. Dobrze, że była bez gazu. Już nie wiem co z nim robić. Zbiera rzeczy ze stołu choć wie, ze nie wolno. Jest nieposłuszny. Wszystko trzeba chować.
Megusia chora. Po badaniach wyszły problemy z wątrobą, bakterie, niedocukrzenie krwi i tarczyca. Dostała leki. Mam lek na biegunkę i antybiotyk i na wzmocnienie watroby i na tarczycę. Trzeba podawać w odstępach czasu, bo jest starsza i moze być osłabiona. Nie widać tego, bo wprawdzie schudła ale czuje sie dobrze. Skacze, je dużo.
Była awantura z mama. Chciała wezwać policję, bo Sebastian zakłocał jej spokój koszeniem podwórka. WEdług niej nie mam prawa kosić nawet na swojej części. Ona wymaga by ktoś kosił kosa ręczna lub sierpem. Miała też pretensje, że sobie kupiłam książkę i pierwsza ją czytam. Nazwała mnie totalną egoistką. Uważa, ze powinnam dać jej, bo ona nie ma co czytać. Czasem, coraz częściej mam jej dość i jest dla mnie ciężarem.
Wczoraj poszłam do sypialni, a Krzysiek nie zauważył, ze MIkuś je poduszke welurową i gąbkę. Gdy przyszłam zjadł około 15 cm. Musiłam mu podać wodę utlenioną. Zwrócił i oby wszystko. Krzyśka oczywiście wyzwałam, bo już nie mam do niego cierpliwości. Zajmie sie krzyżówkami albo drzemie na fotelu i nic go nie interesuje.
Sebastian znalazł 3 duże prawdziwki...