Wczoraj na warsztatach byli sami psycholodzy. Niektorzy pracują w ośrodkach interwencji kryzysowej. Warsztat był ciekawy i wiedza mi sie przyda aczkolwiek warsztat otworzył mi oczy i zrozumiałam, że nie jest to do końca to co bym chcialam robić. Nie wyobrażam sobie pracy z dziećmi, a to by mogło być konieczne, bo często pomoc trzeba calej rodzinie. Tak bywa np. w przypadku śmierci ojca i męża Obawialabym sie pracy z osobami zagrożonymi samobójstwem, bo bym musiała sie skonfrontować z moim emocjami, wspomnieniami. Sama miałam wyrzuty sumienia, ze nie pomogłam kiedyś i osoba bliska samobojstwo popelnila. To zaważyło na całym moim życiu. Teraz bym się bala odpowiedzialności. Nie wiem czy bym potrafila być wystarczająco ciepła i wspolczująca w przypadku kontaktu z osobą w żalobie. Obawiam się też agresywnych klientow. Jednak bardziej widzę się w nalogach choć to też nie jest łatwa praca. Znowu wrociła ochota by pojść na studia. To malo realne. Zwłaszcza ukończenie. Zastanawia mnie tylko to czemu wszyscy wrożbici z konkurencji twierdzą, że studia skończę. Ja w to już absolutnie nie wierzę.
Wczoraj przyszlo jedzenie dla Filusia. To karma feline specjalna dla nerkowcow. Suchej nie chce na razie, ale mokra mu bardzo smakuje. Wczoraj zjadł od razu na raz pol puszki, a to bardzo duzo jak na niego. Moze coś przytyje. Gdyby ważył choć 3,5 kg. Cóż trzeba mieć nadzieję.
Od dziś zaczyna się większy luz, bo cały tydzień z domu nie wyjdę. Jutro tylko do sklepu, bo trzeba mamie zrobić zakupy. W tygodniu trzeba będzie psychicznie odpocząć. Mam jeszcze zmianę pościeli, pieczenie pierniczków i robienie pierogow. Dziś chcę umyć lodówkę, ale to wszystko w domu w spokoju. Za tydzień przyjedzie Sebastian i pewnie ruch mnie zmęczy. Inna sprawa, że ostatnio mniej pije u mnie i tak gadatliwy nie jest.