Kończy się pierwszy tydzień września. Pogoda juz jesienna co mnie cieszy, ale nie tak do końca, bo nie wszystko w ogrodzie zrobione. Znowu nie spryskałam wszystkich chwastów. Sad nawet nie ruszony i posadzenie krzewów owocowych trzeba będzie odsunąć w czasie. Perz jeszcze jest i musi być wcześniej zniszczony. Sad jest wykoszony i w tym roku juz go nie spryskam. Spryskam za to przed domem, bo preparat jeszcze jest. Po jednej stronie juz ogród prawie gotowy. Drzewa sa przycięte i winobluszcz. Placyk jest zrobiony, róża podpięta. Jest jednak jeszcze troche pracy zanim uzyskam akceptowalny stan. Idealnie nie będzie nigdy. Druga strona nie ruszona, bo mama nie pozwoli. Chyba tylko po kryjomu wytnę dąb, bo buja coraz większy. Szkoda mi go, ale musi byc usunięty, bo rośnie zbyt blisko domu i może uszkodzić fundament. Jest do usunięcia jeszcze jedno duże drzewo. Nie wiem co to jest, ale rośnie tuż przy płocie od sasiada i gałęzie wchodzą w przewody elektryczne. Drzewo jest dość grube, to będzie troche opału jak wyschnie.
Dziś dzień trochę spokojniejszy dla mnie, bo mam świadomość, że nikt nie przyjdzie. Jestem więc wyciszona i poświadomie nie czuwam. Krzysiek ma za to ciężką dniówkę. On sprząta na targu. Nie jest to praca marzeń, ale sobie radzi i musi to ciągnąć. Ja zaraz włącze czat na portalu z wróżbami. Poza tym będzie trochę pracy w domu typu sprzątania...:( Muszę. Będzie też akwarelka i pewnie pisanie wiersza. Sprzedałam koleją akwarelkę i dwie książki, ale tanie. Chcę kupić poszewki do pokoju dziennego. U mnie jest wersalka rozłozona na stałe i leżą na niej poduszki. Dużo poduszek w tym normalne duże, bo mamy mieć wygodę. Na nie właśnie chcę kupić poszewki. Niszczą sie bardzo, bo wylegują się i koty i Pikuś. Trzeba ciągle prać. No i pazury też robią swoje.
Kolejne logo i zdjęcie z mojej łazienki. Co roku wieszam rośliny na ścianach. Lubię suszki w okresie jesienno-zimowym. Tu chmiel... Szyszki są dekoracyjne po wyschnieciu.
Dziś dwa wiersze - wariacje do utworu Mirona Białoszewskiego Krowa. Zdobyam drugie miejsce na warsztatach...
być kotem
warto
istnieniem raz mruczeć słodko
raz syczeć
wściekłością tygrysa prychać
i spadać
miękko na cztery łapy
gdy upadek
tchnie trwogą
warto się skradać
cichcem
jak
koszmarny sen
tkwienie
przy mysiej dziurze
nieruchomo
na wzór statuy wykutej w kamieniu
też nie
zachęca
chyba
pozostanę sobą
ludzka skóra
tak niedoskonała ma zalety
choć nie jest miękka jak futro kota
Być zającem
czy warto
skokami
gonić wiatr
a kicanie
jest przyjemne
nie cierpną
nogi nie bolą stopy
a uszy
tak długie
uszy
nie bywają
zawadą
chyba ciążą
a zimą tęsknią za szalikiem
och nie
a może
driadą
śnić
szmaragdowo
i tańczyć
wśród liści
nie też nie
może jednak
nie będę tęsknić
za inną
skórą przytulę swoje istnienie
i odetchnę
tym co bliskie
może…