Sebastian dziś jedzie, a droga trudna, bo 3 pociągi i autobus. Już się denerwuje. Ja też. Dojedzie wykończony.
Krzysiek jedzie na zakupy i z opłatami rachunków. Płacimy na poczcie, bo mama chce mieć poświadczenie wpłaty na piśmie.
Ja mam pracę koło domu i w domu. Mam już książkę Magiczny dom i zaczynam działać. Sporo rzeczy z domu wyrzucę, a część wyniosę np. na strych. Będzie problem z Krzyskiem, bo on jest chomik. Ja lubię luz. Mam do usunięcia z domu trochę książek, niepotrzebnych ubrań i rzeczy z kuchni. W kuchni mam sporo szkliwa, którego nie uzywam. To pólmiski, miski itp, czyli to co przydatne w przypadku przyjmowania gości. Ja gości nie przyjmuję i przyjmować nie będę. Wszystko to mi zbędne, a w szafkach stoi i sie kurzy.
Jestem na etapie gdy traktuję jedzenie trochę jak wroga, a nie przyjemność. Teraz staram się wpoić sobie, że ono jest bardzo cennym dodatkiem do życia. Jest niezbędne, bo daje energię i to co do życia potrzebne. Chodzi o zdrowie. Nie chcę już jeść sztucznych witamin np. a surówki. Do tej pory np. omijałam posiłek w postaci warzyw, bo to kalorie. Teraz będę jeść, bo to witaminy. Mam ostatnie opakowanie witamin w pudełku i koniec. Będą surówki. Zobaczymy jak będę się czuć, bo nie jestem pewna czy w jednym pomidorze i ogórku czy w połowie marchwi będzie wystarczająca dla mnie dawka witamin. Na razie odstawiłam praparat na watrobę i cerutin. Na woreczek chcę kupić zioła Klimuszki. Przepisy nadal zbieram i będę czasem z nich korzystać. Myślę by jeden posiłek kiedyś robić dla smaku. Mój smak nie oznacza bomby kalorycznej w postaci tłuszczu czy cukru, ale często oznacza węglowodany. Lubię zapiekanki np. a to kasza, makaron albo ziemniaki. Lubię zupy i sosy z dodatkiem śmietany typu koperkowy, grzybowy. Czasem jem zapiekankę na bułce czy pizze. Lubię sałatki z majonezem i kotlety różnego typu. Te warzywne są cenne. Te ziemniaczane juz niekoniecznie. Po tym tyję.
Mikuś chyba rozumie imię, bo przychodzi gdy go się woła...:)