Sierpień zaczął się aktywnie. U mnie sporo ruchu. Nie przepadam za tym, ale czasem trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Pogoda pracy w ogrodzie nie sprzyja i obawiam sie, ze w tym roku część prac nie zostanie wykonanych. Chyba zrezygnuje z niszczenia perzu w sadzie. Przełożę to na przyszły rok na wiosnę. W tym roku zniszcze, a właściwie Sebastian zniszczy chaszcze. Ja posadzę może gruszę i śliwę renklodę i może jeszcze zapylacza do niej. Oby sie tylko udało truskawki w tym roku spryskać. Jeśli sie uda to w przyszłym roku posadzę już nowe. Chcę też posadzić poziomki. Sierpień to czas na przetwory, ogród i kurs malarstwa sztalugowego. Będzie więc pracowity i oby był owocny. Wrzesień też taki będzie. Jeśli uda się to co zamyślam to będę bardzo z roku zadowolona.
Upały powróciły i niestety jeszcze potrwają jakiś czas. Dokuczą mi, bo chcę chodzić na kurs i kilka wyjazdów będzie. To jednak już końcówka. Tak się pocieszam. Jeszcze pare tygodni i wrzesień, który juz kocham. Przetrwam jakoś. Pracę w grodzie typu robienie rabat niestety odłozyłam na czas gdy będzie trochę chłodniej. Nie mam teraz siły i o Krzyśka się boję. Chcę by po przyjściu z pracy dużo odpoczywał.
Wczoraj Krzysiek musiał zniszczyć gniazd os i cztery go ucieły. Dałam mu wapno, ale drżałam o jego zdrowie.
Dziś jak sie uda naprawić to wreszcie będzie woda. Kąpiel będzie rozkoszą. Wczoraj myłam się w misce i przez to nie czułam sie świeża. Przez chwilę byłam tak zdesperowana, ze chciałam iść do rzeki.
Z wagi nie jestem zadowolna, bo nie spadła poniżej 90 kg do końca lipca. Dziś zupa koperkowa i zupa curry.