Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1491729
Komentarzy: 54555
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 maja 2017 , Komentarze (6)

Nadal wstaję wcześnie, bo jeszcze wszystko co kupiłam mi nie przyszło. Czekam między innymi na resztę kwiatków. Trochę kwiatów mnie jeszcze kusi ale na razie nic kupować już nie będę, bo na oknach tłok się zrobił. Bardzo o te moje roślinki dbam ostatnio. Dobrze się mają ale jak zwykle obawiam się zimy. W najbliższym czasie chyba zmienię doniczki sukulentom. Rosną w takich małych plastikowych, a ja plastikowych doniczek bardzo nie lubię.

Poza tym nadal siedzę nad kartami. Działam z nową talią tarota i nadal z kartami Lenormand. Tak sobie myślę by kupić też angielską talię Lenormand. Wczoraj wbiłam sobie do aplikacji nazwy angielskie tych kart. Mam zamiar je opanować z czasem. Najpierw jednak tarot, bo z tymi kartami już pracuję.

Wczoraj minęło mi 14 dni nauki angielskiego. Ciężko idzie jak diabli choć już co nieco mówione rozumiem...Po co się uczę nadal nie wiem...

Wczoraj namalowałam pastelami portret. Oczywiście zadowolona nie jestem, bo niby jak. Portrety to nie moja bajka. Za nic wychodzić mi nie chcą. Na warsztatach będzie pewnie wstyd. Kobiety które też w nich uczestniczą malują strasznie wolno, ale raczej nieźle. Mają wprawę to widać. Wszystkie prowadząca zna i widać, że w nie jednych warsztatach brały już udział. A ja co? Kombinowałam i nikt mi błędów nie poprawiał prawie. Kilka prac wysłałam do oceny na kursie i kilka korepetytorom ale w tym był tylko jeden portret. Przydałyby mi się warsztaty portretu oj przydały o ile mam portrety malować. No i co zrobić by podobieństwo było większe?Trzeba będzie popracować chyba nad oczami i ustami, bo nos nawet jest dobry...To w oczach jest dusza i to powinnam uchwycić a nie potrafię i licho wie czy się nauczę...


10 maja 2017 , Komentarze (8)

Wczoraj zabrałam się solidnie za angielski. Wbiłam wszystkie zwroty typu ja, go, oni do aplikacji niebieskie fiszki i uczyłam się zawzięcie. Niby po wszystkim umiałam. Dziś też jeszcze raczej umiem. Ciekawa jestem jak długo to będę pamiętać. Czarno to widzę raczej. Dziś chcę wbić inne podstawowe słówka typu rośliny, zwierzęta, hobby, praca, ezoteryka, posiłki, dom itp. Na pierwszy ogień pójdzie talia tarota...

Od kilku dni działam pastelami suchymi. Kusi mnie podjąć jakieś postanowienie typu wykonania np. 50 obrazków w tej technice do końca roku. W tej chwili mam do namalowania około 60 akwarel i 30 obrazów akrylowych. To sporo i nie wiem czy te 50 pasteli dam radę, a w czerwcu dojdą jeszcze pastele olejne. Nie bardzo mam czas by wszystko intensywnie ćwiczyć. To jednak niezbędne jeśli chcę dojść do wprawy. Nie mam jakiegoś powalającego z nóg talentu i ćwiczenia są konieczne. A kiedy tu ćwiczyć rysunek, a właściwie szkice? Nie bardzo mam czas. A kiedy kartki, decu, poezja, haiku ? Kiedy pisanie książek. Gdy mi ktoś kilkanaście lat temu powiedział jakie bogate będzie moje życie nie uwierzyłabym. Za nic...:)


Po południu malowałam kwiaty na warsztaty...

Kilka dni temu przygotowałam rozdziały do nowej książki. Ta będzie z dziedziny zdrowia. Troszkę medycyny konwencjonalnej  ale większość terapii naturalnych. Wygląda to obiecująco ale łatwo i szybko jej nie napiszę. Najpierw muszę skończyć książkę dla dzieci z wierszami. Gdybym mniej w internecie siedziała pewnie powstałaby szybciej. Leń jestem wstrętny i tyle. Zamiast pracować 8 godzin pracuję 4 i więcej nie chcę.

Wczoraj mi przyszły talie tarota. Są cudne i czytelne. Od razu z jednymi wczoraj medytowałam. Wybrałam talię pogańskich kotów. Teraz przez kilka dni będę z nią pracować by się z nią zżyć. Przyszły mi też świece zapachowe. Niestety robiąc zakupy nie wszystko kupiłam w tym sklepie. Wczoraj więc zakupy zrobiłam jeszcze raz. Kupiłam trochę kosmetyków naturalnych w tym mydełka. Kupiłam też karty tradycyjne z kotami oraz jeszcze jeden tarot. Tym razem to tarot bardziej tradycyjny. Lubię mieć sporo talii, bo każda ma inny przekaz i wzbogaca interpretację. Kusi mnie jeszcze kilka talii ale na razie dość. W przyszłym miesiącu może kupię jakieś talie z tych delikatnych i subtelnych. Może anielskie, może syren, może bogiń, a może wszystkie...Jeszcze nie wiem...


9 maja 2017 , Komentarze (11)

Nie mogę teraz długo pospać, bo przychodzą paczki i muszę to kontrolować. Dziś znowu wstałam o ósmej. To środek nocy dla mnie wręcz. Teraz ziewam i ziewam. Poczekam aż Krzysiek z pracy wróci i położę się spać. Muszę odespać przecież. Ostatnio oduczyłam się prawie zakupów w sklepach stacjonarnych robić. Przez internet jest wygodniej. Nie muszę nigdzie jeździć, nie narażam się na niedogodności, ruch, hałas. Kurier przywozi do domu i po krzyku. Nie lubię tylko książek przez internet kupować, bo lubię do książki zajrzeć i chociaż w poradnikach rozdziały przeczytać. W powieści też lubię do środka zerknąć i styl podpatrzeć. Dziś przyszły minerały, karty Kepplera i kosmetyki z Korany. Karty są wspaniałe i na pewno z nimi kontakt złapię. Kosmetyki mają cudny zapach. Z przyjemnością będę używać.

W najbliższym czasie powinnam jechać do miasta i załatwić fryzjera. Później muszę iść zrobić zdjęcie i złożyć dokumenty na nowy dowód osobisty, bo stary się kończy. Już teraz się denerwuję, że to muszę załatwić. Coś czuję, że fryzjera jeszcze teraz nie zaliczę i dowód będzie wyrobiony ze zdjęciem z zaniedbanymi włosami. Ostatnio w ogóle nie mam parcia na atrakcyjny wygląd. Nie chcę się podobać. Wyglądam jak wyglądam i w pełni to akceptuję. No prawie w pełni. Denerwują mnie tylko włosy na twarzy i połamane paznokcie. Już nie wiem co z włosami robić. Depilacja mechaniczna odpada, bo bólu nie lubię. Lasera się boję, bo też boli. Pozostaje golenie chyba jak ten nowy krem do depilacji, który kupiłam nie pomoże. Krem jest dla mężczyzn i opinie ma dobre. Zobaczymy. Z paznokciami też jest problem, bo sama nie potrafię sobie z nimi porządnie zrobić, a jeździć do miasta mi się nie chce. Teraz robię tylko okazjonalnie. Maluję sama i to też tylko wtedy gdy mam gdzieś wyjście.

Wczoraj na warsztatach było bardzo fajnie. Dużo się nauczyłam. Na początek powstała moja pierwsza martwa natura i do tego na wielkim formacie. Gdy zobaczyłam co będziemy malować zdrętwiałam, bo martwej nie znosiłam. Do wyboru były garnki, dzbanki, manekiny, słoneczniki i gitara. Wybrałam manekin i jestem zadowolona. Pani która warsztaty prowadziła też uznała, że nieźle wyszło. Chyba zacznę malować martwą ]:>Następny obrazek był malowany do fragmentu wiersza. Do domu mam zadane namalować trzy obrazy-portret, kwiaty i pejzaż lub architekturę. Zapisałam się na warsztaty z pasteli olejnych, a w wakacje może będzie ikona. Oby...


8 maja 2017 , Komentarze (4)

Angielskiego uczę się nadal, bo niespodziewanie zaczęłam coś jednak mówionego rozumieć i jakoś poziomy zaliczam. Przechodzę dalej. Teraz mam zgryz, bo ćwiczę zaimki dzierżawcze i inne tego typu słówka. Strasznie mi to ciężko idzie - mylę się, zapominam i po woli głupieję od tego. Z utęsknieniem czekam na  ubrania, które będą następne. Tego się nauczę bez problemu pewnie. Nadal się zastanawiam po co mi to jest potrzebne. Rozmawiać raczej z nikim nie będę, bo z kim. Z granicę się nawet na urlop nie wybieram, bo podróży nie znoszę. Na Interpals wchodzić nie chcę, bo wprawdzie Krzyśkowi  to obojętne, bo pewnie ma mnie gdzieś tak jak twierdzi Sebastian ale za to ten ostatni o Interpals się wścieka. Jest zazdrosny i daje temu wyraz. No i na co mi ten angielski? Czas tracę, a jak przestanę używać to i tak zapomnę tak jak zapomniałam rosyjski i niemiecki. No ale lubię się uczyć. Szkoda, że wcześniej mi się nie chciało. Z drugiej strony czego? Poza malowaniem nic mnie nie interesowało. Do stałej pracy i tak bym nie poszła przecież. Kto by mi kazał codziennie rano wstawać, malować się, stroić i jeździć. Kto by mi kazał 8 godzin gdzieś siedzieć? Mam teraz pracę, którą kocham i realizuję się w niej. Dorabiam też przyjemnie. Żyć nie umierać. No i pracuję leżąc na kanapie z kotem na kolanach w rozciągniętym dresie i bez makijażu tak jak lubię... Czasu na pasje i leniuchowanie też mam dużo. Strasznie jestem wdzięczna losowi i siłom wyższym za moje życie...:)

Wczoraj znowu działałam farbami do witraży. Z efektów jestem zadowolona choć świeca z czerwonym woskiem wyszła gorzej. Dziś może kupię jakieś szklane przedmioty do malowania. To jutro też podziałam. Trzeba coś robić, bo dawno paczki na bazarki kocie nie wysyłałam.

Dziś Krzysiek pojechał na zakupy i będzie obżarstwo, od jutra ścisła dieta proteinowa. Po południu mam warsztaty. Przy okazji wydrukuję sobie z kilka wzorów na obrazy, bo mam zamiar znowu zacząć akrylami malować. Do 50 w tym roku jeszcze trochę mi brakuje. Kiedy do wprawy dojdę jak nie ćwiczę. Może coś po wakacjach ruszy jak mi się uda na zajęcia do ośrodka kultury załapać. Oby.

Jutro już w domu będę siedzieć i pewnie będę intensywnie pracować, bo na szafę chcę w tym miesiącu zarobić, a i inne wydatki mnie czekają. Plastyczne np. Poza tym myślę o chodnikach ludowych tkanych w pasy i o żaluzjach drewnianych do trzech okien. Potrzebuję je, bo sąsiedzi pewnie mają kino jak nago spaceruję przy zapalonym świetle. Zdarza mi się to po kąpieli, bo szlafroków nie znoszę i już nago śpię z powrotem.

7 maja 2017 , Komentarze (12)

Z nauki angielskiego na Duolingo chyba będę musiała zrezygnować, bo z upływem czasu mi coraz trudniej. Zapominam przedrostki i nic, kompletnie nic nie rozumiem ze słuchu. Słyszę zupełnie inne słowa. Ze zwierząt robię słonia np. Z chleba ptaka z kaczki psa. Aby przejść dalej trzeba pisanie ze słuchu zaliczać, a tu postępów nie ma żadnych. Bardzo dużo natomiast słów pamiętam i bardzo dobrze tłumaczę z angielskiego na polski to co jest napisane. To jednak za mało by o angielskim myśleć. W dodatku próbowałam tłumaczyć fragmenty książki o tarocie tłumaczem i się nie da. Nie sprawdziłam jeszcze wielu stron, ale pewnie też niektóre nie, bo opcja kopiuj nie będzie działać. Jak dobrze bym musiała znać angielski by przetłumaczyć to co chcę. To kilka lat nauki przecież i to intensywnej. Korzyścią z tego ponad tygodnia nauki jest to, ze przestałam mieć przed angielskim opory. Teraz już jak będę coś potrzebować to sobie przetłumaczę i już. Oczywiście krótkie teksty, bo długich tłumacz nie daje rady. Wczoraj znalazłam stronę anglojęzyczną z nauką tarota, przetłumaczyłam po kawałku tłumaczem gogle. Nie trzeba znać języka.Trzeba być otwartym, a ja teraz jestem dzięki tej nauce. Dziś jednak jeszcze poćwiczę. Może ruszy. przynajmniej ten napis rozumiem...

Jutro mam warsztaty z pasteli suchych. Ostatnio podjęłam też decyzję, że jednak na warsztaty z pasteli olejnych się wybiorę. Będą w czerwcu. To niezbyt popularna technika i obrazów aż tak dużo nie widziałam. Nie podobały mi się też za bardzo. Ostatnio jednak znalazłam w internecie cudne obrazy malowane tą techniką. do tego stopnia mnie zachwyciły, ze chcę się z nią bliżej zapoznać. Muszę jednak by coś ładnego zaczęło mi powstawać kupić lepsze pastele. Moje to zestaw dla dzieci. Nienaturalne jaskrawe kolory, a ja oczywiście chcę malować pejzaże i kwiaty. Tymi pastelami nie wyjdą.

Wczoraj po południu zabrałam się wreszcie za zdobienie szkła farbami. Farbki zostały mi od czasu kursu malarstwa. Miałam wtedy zrobić coś w rodzaju witrażu ale nie zrobiłam, bo nie miałam skąd szkła wziąć. Teraz je wykorzystałam. Zrobiłam lampion. Technika mi się spodobała. Chyba jednak tego szklarza w mieście poszukam, bo witrażyki na dwa okna chcę sobie zrobić. Zaczęłam też zdobić dwie świece. Będą na bazarki kocie...

Co do diety to hmmm. Przestała waga spadać. Od poniedziałku proteinki. Będą tylko jajka i tuńczyki, bo jeszcze kilogram ma szybko spaść zanim Sebastian przyjedzie czyli do 17 V prawdopodobnie. Sebastian jest ostatnio bardzo przygnębiony. Chciałby być na stałe ze mną. Namawia mnie na rozwód. Zarzuca mi, że jest zbyt mało ważny dla mnie. No i co ja mam zrobić? Z Krzyśkiem rozwodu nie chce. Krzysiek na to by Sebastian z nami mieszkał tylko w innym mieszkaniu zgody nie daje. Jest mieszkanie po babci przecież. Ja się miotam. Sebastian cierpi, a Krzysiek się wścieka...

6 maja 2017 , Komentarze (8)

Weekend u mnie zaczął się od awantury z Krzyśkiem. Poszło o to, że nie chciałam wstać, a trzeba było zrobić obiad. Musiał być szybko, bo Krzysiek idzie po południu do pracy. W porządku moja wina. Ja będę coś działać ale nie wiem tak na pewno co. Pokusy mam - angielski, karty, malowanie, decu, kartki. Mam też pomysły na dwa opowiadania. Pewnie też będę wróżyć na portalu. Jeśli chodzi o angielski to nadal ćwiczę i nadal słuchowo mi nie idzie. Dobrą stroną jest to, że przestałam się angielskiego bać. Efekt jest taki, że odważyłam się i kupiłam angielskie talie tarota. Są cudne i od dawna miałam na nie ochotę ale powstrzymywała mnie to, że są z angielskimi napisami. Teraz już oporów nie mam. Wiem, że się tego nauczę jak zechcę. Kupiłam też karty i podręcznik Kippera. Może kiedyś je opanuję. To zawsze jakieś urozmaicenie. Poza tym kupiłam spore szczotki- ametystu i kwarcu różowego. Mają cudowne wibracje i bardzo mi się przydadzą. Kamienie mam od dawna i z nimi pracuję czasem w medytacjach. Kwarc wpływa na miłość ale tą czułą nie zmysłową i otwiera czakrę serca. Ametyst wpływa pozytywnie na rozwój duchowy. Obie szczotki chcę położyć obok miejsca gdzie w dzień przebywam. Niech promieniują i wspierają mnie.

Dieta trwa i  bez trudu przychodzi mi dostosować się do jej wymogów. Ze spadków nie jestem jak na razie zadowolona. Co do stylu życia aktywnego i Fit jestem na nie i tak pozostanie. To nie moja bajka. Co prawda widzę konieczność dbania o zdrowie ale w inny sposób niż rygorystyczna dieta i wyczerpujące ćwiczenia. Przecież nie tylko te drogi prowadzą do celu. Moje to Reiki, zioła, medytacje czasem zabiegi bioterapii i uzdrawiania pranicznego. Czasem litoterapia i joga. Moja mama pali, denerwuje się, leży prawie po całych dniach, a dzięki bioterapii i ziołom mimo 80 lat na karku jest zdrowa, bo lekarzy nie odwiedza i leków nie bierze na stałe żadnych. Kondycję przy tym ma świetną i dwa wiadra węgla na raz z komórki do domu niesie, a to około 20 metrów jest i schody. Gdyby o sferę psychiczną też zadbała np. dzięki Reiki czy medytacjom czy aniołom to by i nerwowa tak nie była.

5 maja 2017 , Komentarze (9)

Kolejny dzień pracy. Wstałam wcześniej niż zwykle, bo czekam na kuriera. Do tej pory go nie było niestety. Niepotrzebnie wstałam. Pośpię za to po południu. Dziś muszę trochę dom ogarnąć i podlać też muszę kwiatki. Trochę ich mam. Teraz aby o nich nie zapomnieć znaczę sobie podlewanie w kalendarzu. To doskonale zdaje egzamin. Po południu może coś namaluję. Posiedzę też pewnie nad angielskim i na Facebooku w grupach gdzie się wróży. Powinnam też dać ogłoszenie do czasopisma o tym, że wróżę. Za jakiś czas chyba też zacznę przyjmować na wróżby w domu. Wróżyć chcę w kuchni, a tam kuwet kocich nie ma to i wpadki nie będzie. Przyszły rok będzie dobry na wróżenie itp sprawy, bo to mój rok numerologiczny 7. Energetycznie zacznie się według niektórych numerologów już we wrześniu. Czas się na to przygotować. Karty wskazały, że to by mogła być moja kolejna wymarzona praca. Zobaczymy... Kupiłam trzy talie tarota. Wszystkie kocie.

Od jutra wolne. Będzie się po woli szykować na warsztaty pasteli suchych. Odbędą się w poniedziałek po południu. Już się nie mogę doczekać. Bardzo lubię tą technikę i chętnie ja lepiej poznam. Marzę też o warsztacie malowania portretów. Był taki niedawno ale daleko i nie miałam jak dojechać. Prowadziła babeczka, która maluje akwarelami i jest członkiem SAP. Maluje pięknie.

Dieta trwa. Nadal jem 1000 kalorii. Waga spada. Chcę ten miesiąc być na takiej diecie, a od czerwca już na pewno dieta dr Dąbrowskiej. Chcę w tym roku 85 kg zobaczyć albo i mniej i będę próbować wszelkimi sposobami... Dziś zjem fasolę czerwoną z puszki i kotlety z kaszy gryczanej z sosem grzybowym oraz gulasz angielski i pomarańczę.

4 maja 2017 , Komentarze (13)

U mnie już po świętach czyli wstałam wcześnie i już jakiś czas pracuję. Nawet mi idzie. Dieta też. Wczoraj znowu udało mi się zjeść mało i dziś to na szczęście widać na wadze. Cieszy mnie to. Dziś też będzie mało do jedzenia. Nie powinnam 1000 kalorii przekroczyć. Ciekawe dokąd waga będzie spadać. Ile kilogramów w tym rzucie spadnie. Oby jak najwięcej. Chciałabym już mieć osiemdziesiąt parę kilogramów na stałe. Ulżyło by mi psychicznie. Zastanawiam się jaki by tu prezent sobie kupić gdy 85 kg osiągnę. W tej chwili się nie zdecydowałam. Ciuchy mnie nie ciągną, kosmetyki mam, książki czekają te co jakiś czas temu kupiłam. Miała być opaska sportowa ale ćwiczyć przestałam na razie. Kursy z gatunku zawodowych przestały mnie kusić odkąd pracę wymarzoną podłapałam. Poza tym uczę się przecież nadal angielskiego, malowania i kart lenormand. Mam takie dwa zakupy, które mnie kuszą - maszynka na wykrawania scrapków i ratlerek albo miniaturowy york itp. Raczej ratlerek z tych najmniejszych do 2 kg. Ma być do kochania, a nie na wystawy.  Maszynkę chyba kiedyś kupię i pieska też ale jeszcze nie teraz, bo Pikuś by był pewnie zazdrosny. Nie chcę by cierpiał, bo jest kochany, bardzo pogodny i miły. Wczoraj spytałam karty i wyszły bardzo dobre o ile by to była sunia. Krzysiek się jednak zdecydowanie sprzeciwia. Jeden Pikuś mu wystarczy. Jego zgoda jest potrzebna, bo to on by z nim na dwór wychodził, a nie chce tego robić. No to trudno...

Dziś muszę chyba na chwilę do miasta jechać. Mam być na poczcie. Próbuję namówić Krzyśka by jechał i może mi się to uda. Wysyłka jest pilna i nie może czekać do poniedziałku.

Ostatnio zainteresowałam się hipnozą. Wbrew pozorom nie tylko taką na odchudzanie. Interesuje mnie też sesja na relaks i na motywację w kierunku osiągnięć np. nauki angielskiego. Na razie dostałam sesję darmową mającą wprowadzić w dobry nastrój. Odsłuchuję od kilku dni i chyba faktycznie to działa  na mnie. Jestem bardziej odprężona, zmotywowana. Chce mi się coś robić. Teraz zastanawiam się czy kupić sesje płatne. To koszt niecałe 60 zł za trzy w tym odchudzanie,  motywacja do pracy i sukcesu oraz radość życia. Ta sesja odchudzająca nie bardzo mi leży, bo jest w niej duży nacisk położony na ćwiczenia i aktywny tryb życia, a ja ćwiczyć nie zamierzam. Nie ma w moim życiu czasu na coś innego poza 20- 30 minut jogi góra i to nie co dziennie. Mam inne ciekawsze rzeczy do zrobienia na które mi brak po prostu czasu. Może indywidualne, ułożone pode mnie sesje by były lepsze? To jednak chyba dość kosztowna sprawa jest? Muszę się zorientować jeszcze...

3 maja 2017 , Komentarze (28)

Dietę 1000 kalorii trzymam nadal. Nie podjadam. Nawet nie mam za bardzo co. Niby mam ochotę jeść ale się powstrzymuję, bo mam ochotę na tuczące rzeczy typu mięso lub frytki np. Zjadłabym i to sporo. To nie głód, bo tego nie czuję, a łakomstwo albo zwykła ochota na sprawienie sobie przyjemności. Staram się być ciągle zajęta by o jedzeniu nie myśleć i na razie mi się to udaje. Tłumaczę też sobie, że jedzenie powinnam postrzegać w kategoriach konieczności, a nie przyjemności ale to już mi nie wychodzi. Od zawsze jedzenie było dla mnie przyjemnością i tak jest teraz. Dlatego nie potrafię diety na stałe zmienić na tą modną zdrową i bez smaku. Mnie jedzenie musi smakować, bo inaczej nie będę jadła wcale. Wybieram zazwyczaj przepisy  z gatunku normalnych. Nie leżą mi ani lekkie ani te bardzo kaloryczne, ciężkostrawne. Słodyczy praktycznie nie jadam. Jedyne przestępstwa to frytki, majonez, boczek i chipsy od czasu do czasu. Na razie waga trochę spada i mam nadzieję raczej szybko balast po świętach zrzucić, a może i coś więcej spadnie. Motywacja wróciła...:) Jadłospis do końca tygodnia przygotowałam. Zakupy nie będą zrobione na zapas to pokus nie będzie. To najlepsza metoda na mnie. Zawsze byłam łakoma i potrafiłam z 1800 kalorii pożreć na raz  gdy było to co lubię np. kabanosy albo gulasz angielski ostatnio...

Im więcej angielskich słówek rozumiem gdy czytam tym trudniej mi rozumieć zdania mówione. Pojedyncze słowa niektóre jeszcze rozumiem czasem. Zdania nigdy. Chyba tego nie pojmę i pogodzę się z tym, że będę tylko czytać z czasem. To jest w zasadzie to o co mi chodzi. Jako osobie stroniącej od ludzi zależy mi na książkach, stronach internetowych i czasopismach. Nie mam zamiaru ani za granicę jeździć ani z nikim gadać to po co mi rozmowa? Z drugiej strony może by się przydało to pojąć ze względu na filmy? Mam też problem z gramatyką i będę pisać łamanym językiem w stylu ja być murzyn. To jednak mi idzie coraz lepiej raczej. Uczę się nadal ale czy wytrwam?

2 maja 2017 , Komentarze (21)

Dziś wstałam dość późno. Dla mnie to kolejny świąteczny dzień. Mimo to mam zamiar popracować i opowiadanie napisać. Oprócz tego będzie nauka kart i angielskiego jak co dzień. Może też coś namaluję.

Wczoraj byłam na dworze i trochę porobiłam w ogródku. Dziś może Krzysiek warzywnik, a raczej jego drugą część skopie. Jeśli tego dziś nie zrobi to ja z tego rezygnuję. Wcale mnie ta praca w ogrodzie w tym roku nie cieszy. Za dużą mam przyjemność w leżeniu i ogólnie w przebywaniu w domu. Nie lubię fizycznych zajęć i to żadnych i nigdy nie lubiłam. Nudzą mnie i frustrują. Próbowałam ostatnio ćwiczyć jogę ale nadal mnie w stawach łupie i zrezygnowałam. Teraz ruchu nie mam znowu wcale i całe dnie spędzam praktycznie leżąc na kanapie, bo wtedy mnie tylko nie boli. Nawet na leżąco pracuję. Trudno. Sprawnością się przestałam przejmować. Moja mama też leży i sprawna jest, a 80 ma na karku. Będę sprawna jak schudnę, a chudnie się nie od jogi, a od  diety...

Od wczoraj jem 1000 kalorii i wytrzymuję. Dziś też tyle przewiduję. Będą tylko dwa posiłki. Obiad i kolacja. Śniadań jadać nie będę, bo całe życie nie jadłam i dobrze było. Nie znoszę jeść tuż po wstaniu i zmuszać się nie zamierzam. Będzie jajecznica z piórkami z cebuli i kapusta z makaronem. Przez ten makaron pewnie nie spadnie ani dekagram. Ech... Dziś spadek o ponad  kilogram. Już pasek dogoniłam i przegoniłam. Niech sobie będzie woda ale mniej jest i to cieszy...


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.