Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1500485
Komentarzy: 54652
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 26 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 maja 2017 , Komentarze (9)

Kolejny dzień pracy. Wstałam wcześniej niż zwykle, bo czekam na kuriera. Do tej pory go nie było niestety. Niepotrzebnie wstałam. Pośpię za to po południu. Dziś muszę trochę dom ogarnąć i podlać też muszę kwiatki. Trochę ich mam. Teraz aby o nich nie zapomnieć znaczę sobie podlewanie w kalendarzu. To doskonale zdaje egzamin. Po południu może coś namaluję. Posiedzę też pewnie nad angielskim i na Facebooku w grupach gdzie się wróży. Powinnam też dać ogłoszenie do czasopisma o tym, że wróżę. Za jakiś czas chyba też zacznę przyjmować na wróżby w domu. Wróżyć chcę w kuchni, a tam kuwet kocich nie ma to i wpadki nie będzie. Przyszły rok będzie dobry na wróżenie itp sprawy, bo to mój rok numerologiczny 7. Energetycznie zacznie się według niektórych numerologów już we wrześniu. Czas się na to przygotować. Karty wskazały, że to by mogła być moja kolejna wymarzona praca. Zobaczymy... Kupiłam trzy talie tarota. Wszystkie kocie.

Od jutra wolne. Będzie się po woli szykować na warsztaty pasteli suchych. Odbędą się w poniedziałek po południu. Już się nie mogę doczekać. Bardzo lubię tą technikę i chętnie ja lepiej poznam. Marzę też o warsztacie malowania portretów. Był taki niedawno ale daleko i nie miałam jak dojechać. Prowadziła babeczka, która maluje akwarelami i jest członkiem SAP. Maluje pięknie.

Dieta trwa. Nadal jem 1000 kalorii. Waga spada. Chcę ten miesiąc być na takiej diecie, a od czerwca już na pewno dieta dr Dąbrowskiej. Chcę w tym roku 85 kg zobaczyć albo i mniej i będę próbować wszelkimi sposobami... Dziś zjem fasolę czerwoną z puszki i kotlety z kaszy gryczanej z sosem grzybowym oraz gulasz angielski i pomarańczę.

4 maja 2017 , Komentarze (13)

U mnie już po świętach czyli wstałam wcześnie i już jakiś czas pracuję. Nawet mi idzie. Dieta też. Wczoraj znowu udało mi się zjeść mało i dziś to na szczęście widać na wadze. Cieszy mnie to. Dziś też będzie mało do jedzenia. Nie powinnam 1000 kalorii przekroczyć. Ciekawe dokąd waga będzie spadać. Ile kilogramów w tym rzucie spadnie. Oby jak najwięcej. Chciałabym już mieć osiemdziesiąt parę kilogramów na stałe. Ulżyło by mi psychicznie. Zastanawiam się jaki by tu prezent sobie kupić gdy 85 kg osiągnę. W tej chwili się nie zdecydowałam. Ciuchy mnie nie ciągną, kosmetyki mam, książki czekają te co jakiś czas temu kupiłam. Miała być opaska sportowa ale ćwiczyć przestałam na razie. Kursy z gatunku zawodowych przestały mnie kusić odkąd pracę wymarzoną podłapałam. Poza tym uczę się przecież nadal angielskiego, malowania i kart lenormand. Mam takie dwa zakupy, które mnie kuszą - maszynka na wykrawania scrapków i ratlerek albo miniaturowy york itp. Raczej ratlerek z tych najmniejszych do 2 kg. Ma być do kochania, a nie na wystawy.  Maszynkę chyba kiedyś kupię i pieska też ale jeszcze nie teraz, bo Pikuś by był pewnie zazdrosny. Nie chcę by cierpiał, bo jest kochany, bardzo pogodny i miły. Wczoraj spytałam karty i wyszły bardzo dobre o ile by to była sunia. Krzysiek się jednak zdecydowanie sprzeciwia. Jeden Pikuś mu wystarczy. Jego zgoda jest potrzebna, bo to on by z nim na dwór wychodził, a nie chce tego robić. No to trudno...

Dziś muszę chyba na chwilę do miasta jechać. Mam być na poczcie. Próbuję namówić Krzyśka by jechał i może mi się to uda. Wysyłka jest pilna i nie może czekać do poniedziałku.

Ostatnio zainteresowałam się hipnozą. Wbrew pozorom nie tylko taką na odchudzanie. Interesuje mnie też sesja na relaks i na motywację w kierunku osiągnięć np. nauki angielskiego. Na razie dostałam sesję darmową mającą wprowadzić w dobry nastrój. Odsłuchuję od kilku dni i chyba faktycznie to działa  na mnie. Jestem bardziej odprężona, zmotywowana. Chce mi się coś robić. Teraz zastanawiam się czy kupić sesje płatne. To koszt niecałe 60 zł za trzy w tym odchudzanie,  motywacja do pracy i sukcesu oraz radość życia. Ta sesja odchudzająca nie bardzo mi leży, bo jest w niej duży nacisk położony na ćwiczenia i aktywny tryb życia, a ja ćwiczyć nie zamierzam. Nie ma w moim życiu czasu na coś innego poza 20- 30 minut jogi góra i to nie co dziennie. Mam inne ciekawsze rzeczy do zrobienia na które mi brak po prostu czasu. Może indywidualne, ułożone pode mnie sesje by były lepsze? To jednak chyba dość kosztowna sprawa jest? Muszę się zorientować jeszcze...

3 maja 2017 , Komentarze (28)

Dietę 1000 kalorii trzymam nadal. Nie podjadam. Nawet nie mam za bardzo co. Niby mam ochotę jeść ale się powstrzymuję, bo mam ochotę na tuczące rzeczy typu mięso lub frytki np. Zjadłabym i to sporo. To nie głód, bo tego nie czuję, a łakomstwo albo zwykła ochota na sprawienie sobie przyjemności. Staram się być ciągle zajęta by o jedzeniu nie myśleć i na razie mi się to udaje. Tłumaczę też sobie, że jedzenie powinnam postrzegać w kategoriach konieczności, a nie przyjemności ale to już mi nie wychodzi. Od zawsze jedzenie było dla mnie przyjemnością i tak jest teraz. Dlatego nie potrafię diety na stałe zmienić na tą modną zdrową i bez smaku. Mnie jedzenie musi smakować, bo inaczej nie będę jadła wcale. Wybieram zazwyczaj przepisy  z gatunku normalnych. Nie leżą mi ani lekkie ani te bardzo kaloryczne, ciężkostrawne. Słodyczy praktycznie nie jadam. Jedyne przestępstwa to frytki, majonez, boczek i chipsy od czasu do czasu. Na razie waga trochę spada i mam nadzieję raczej szybko balast po świętach zrzucić, a może i coś więcej spadnie. Motywacja wróciła...:) Jadłospis do końca tygodnia przygotowałam. Zakupy nie będą zrobione na zapas to pokus nie będzie. To najlepsza metoda na mnie. Zawsze byłam łakoma i potrafiłam z 1800 kalorii pożreć na raz  gdy było to co lubię np. kabanosy albo gulasz angielski ostatnio...

Im więcej angielskich słówek rozumiem gdy czytam tym trudniej mi rozumieć zdania mówione. Pojedyncze słowa niektóre jeszcze rozumiem czasem. Zdania nigdy. Chyba tego nie pojmę i pogodzę się z tym, że będę tylko czytać z czasem. To jest w zasadzie to o co mi chodzi. Jako osobie stroniącej od ludzi zależy mi na książkach, stronach internetowych i czasopismach. Nie mam zamiaru ani za granicę jeździć ani z nikim gadać to po co mi rozmowa? Z drugiej strony może by się przydało to pojąć ze względu na filmy? Mam też problem z gramatyką i będę pisać łamanym językiem w stylu ja być murzyn. To jednak mi idzie coraz lepiej raczej. Uczę się nadal ale czy wytrwam?

2 maja 2017 , Komentarze (21)

Dziś wstałam dość późno. Dla mnie to kolejny świąteczny dzień. Mimo to mam zamiar popracować i opowiadanie napisać. Oprócz tego będzie nauka kart i angielskiego jak co dzień. Może też coś namaluję.

Wczoraj byłam na dworze i trochę porobiłam w ogródku. Dziś może Krzysiek warzywnik, a raczej jego drugą część skopie. Jeśli tego dziś nie zrobi to ja z tego rezygnuję. Wcale mnie ta praca w ogrodzie w tym roku nie cieszy. Za dużą mam przyjemność w leżeniu i ogólnie w przebywaniu w domu. Nie lubię fizycznych zajęć i to żadnych i nigdy nie lubiłam. Nudzą mnie i frustrują. Próbowałam ostatnio ćwiczyć jogę ale nadal mnie w stawach łupie i zrezygnowałam. Teraz ruchu nie mam znowu wcale i całe dnie spędzam praktycznie leżąc na kanapie, bo wtedy mnie tylko nie boli. Nawet na leżąco pracuję. Trudno. Sprawnością się przestałam przejmować. Moja mama też leży i sprawna jest, a 80 ma na karku. Będę sprawna jak schudnę, a chudnie się nie od jogi, a od  diety...

Od wczoraj jem 1000 kalorii i wytrzymuję. Dziś też tyle przewiduję. Będą tylko dwa posiłki. Obiad i kolacja. Śniadań jadać nie będę, bo całe życie nie jadłam i dobrze było. Nie znoszę jeść tuż po wstaniu i zmuszać się nie zamierzam. Będzie jajecznica z piórkami z cebuli i kapusta z makaronem. Przez ten makaron pewnie nie spadnie ani dekagram. Ech... Dziś spadek o ponad  kilogram. Już pasek dogoniłam i przegoniłam. Niech sobie będzie woda ale mniej jest i to cieszy...


1 maja 2017 , Komentarze (15)

Doszłam do wniosku, że jestem strasznie tępa jeśli chodzi o angielski. Tak to jest jak wzrokowiec chce się uczyć języków. Zawsze miałam z językami problem. Z rosyjskiego była trója, bo miałam bogate słownictwo, ale pisać wcale nie umiałam, a z niemieckiego były poprawki. Dziś nie potrafię już nic. Nawet alfabetów. Z angielskiego ciągle zapominam słówka, nie potrafię pisać ze słuchu po angielsku, nie rozumiem co się do mnie mówi. Dobrze za to tłumaczę z angielskiego na polski to co czytam. Wczoraj miałam się nauczyć zaimków dzierżawczych typu ich, twój nasz itp i się nie nauczyłam, bo mi się wszystko myli. O czasach nawet nie myślę jeszcze. Zaczynam za to powoli myśleć, że porwałam się z motyką na słońce. Dziś jeszcze będę dalej to ćwiczyć o ile się nie wkurzę i nie zabiorę się za słówka. Potrzebuję jakiegoś małego sukcesu. Jakiegoś punktu zaczepienia. Sebastian się ze mnie śmieje i każe mi to rzucić w diabły. Sam się uczył kilka lat i nic ponoć nie umie. Krzysiek też miał angielski w technikum i niewiele pamięta. Przecież na kurs nie pójdę, bo angielski to fanaberia. O korepetycjach też nie myślę.

Dieta to znaczy jedzenie mało, mi idzie. Nie chudnę jednak i chyba nie schudnę do puki się nie zawezmę na jakąś restrykcyjną dietę. Na razie się z sobą cackami i grzeszę na potęgę. Jem co chcę i co mam byle mało ale nie bardzo mało. Wagę trzymam. Może trzeba jeść z 1000 kalorii zamiast 1200? Przy 1200 już nie chudnę. Dziś Spróbuję i zobaczę jak mi pójdzie. Wyboru nie mam, bo w lodówce pustki. Dieta dr Dąbrowskiej będzie dopiero w czerwcu jak pojedzie Sebastian. Przyjedzie chyba 17 V i zostanie kilka dni. Ma mi pomóc malować siatkę i wytnie mi niepotrzebne drzewa i odrosty  w ogrodzie.

Wczoraj wreszcie kupiłam następne kwiatki doniczkowe i szafkę na buty. Czaiłam się na nią już jakiś czas tylko pustki były na koncie. Teraz chcę jeszcze kupić kufer do łazienki w tym stylu. Tylko coś zarobię. Mebelki to nie antyki, ale nowe drewniane. Drogie nie są. Nie uznaję za stosowne drogich rzeczy kupować.

30 kwietnia 2017 , Skomentuj

Dziś Walpurgia to znaczy w noc dzisiejszą. Nie mam zamiaru jakoś specjalnie świętować. Ogniska nie będzie. Zapalę tylko świece. Mam nadzieję, że wielka bogini matka się nie obrazi. Postaram się też medytować i zjednoczyć duchowo z tymi, którzy będą świętować tak jak trzeba. Zawsze marzyłam o tym by wziąć udział w sabacie. Nie dane mi to było jednak. Ci moi znajomi, którzy świętują mieszkają daleko, a ja mobilna nie jestem i nie będę raczej.

Nad kartami i angielskim siedzę nadal. Sporo się uczę, ale z angielskim ciężko idzie jak diabli. Co prawda coraz więcej pisanego rozumiem ale sama pisać raczej nie potrafię, a tym bardziej mówić. Tego co ktoś mówi nie rozumieć wcale. Mam też tendencję do zapominania słówek. Moje ambicje nie sięgają by być w tym bardzo dobrą i rozmawiać swobodnie. Marzę sobie po cichu by z czasem czytać książeczki dla dzieci po angielsku i pisać na Interpalsie. Można też z czasem znaleźć partnera do konwersacji na skype. Co prawda to przeważnie panowie z krajów arabskich ale i z nimi można pogadać o ile nie zaczną do romansów dążyć. Ważne, że zaczynam gramatykę trochę łapać.

Dietę wczoraj zachowałam. Jadłam samo białko plus jabłko, gruszkę i pomarańcza. Sporo tych owoców było. Waga się obraziła i nie zechciała spaść. Dziś będą warzywa i białko w postaci kalafiora, a konkretnie zapiekanki oraz jajek z siedmiolatką. Może też zjem ogórki kiszone i jakieś owoce ale mało. Może coś jutro będzie mniej. Wypadało by, bo wyzwanie na forum się kończy i trzeba by tydzień zamknąć lżejsza o 0,5 kg co najmniej. Wtedy 10 punktów zarobię. To ostatnie wyzwanie skończę z wagą wyższą niż zaczęłam. Wstyd...

29 kwietnia 2017 , Komentarze (8)

Z diety nisko węglowodanowej zrobił się dukan. Dziś znowu nie przewidują w menu węglowodanów. Będą jajka i tuńczyk i kotlet mielony. Warzywa trzymam na poniedziałek, bo tak na 50% przejdę jednak na dietę dr Dąbrowskiej teraz. Trochę już się z nią zapoznałam i to wygląda obiecująco. Łatwo mi jednak nie pójdzie. Mam nadzieję, że wytrwam 6 tygodni. Strasznie boję się zimna. Na zimno narzekają ci którzy na diecie byli i trochę się obawiam, że mogę dietę z tego powodu przerwać. Tak marzłam gdy byłam wegetarianką i dlatego z powrotem zaczęłam mięso jeść. Pamiętam, że gdy byłam przez dwa tygodnie na diecie warzywnej kilka lat temu to schudłam 7 kg. To nie była dieta dr Dąbrowskiej, bo jadłam trochę ziemniaków i pieczywo chrupkie. Na diecie kapuścianej w tydzień zrzuciłam 1,8 kg. Tego typu dieta jest ponoć dla mnie odpowiednia, bo mam grupę krwi A. Jestem więc wręcz stworzona do bycia wegetarianką. No zobaczymy. Ważne, że motywacja wróciła i znowu o diecie myślę.

Wczoraj zjadłam 3 duże ogórki kiszone i bułkę i dziś 2 kg więcej prawie. To niemożliwe przecież...

Od dwóch dni próbują się uczyć angielskiego. Idzie tak sobie. Słówka pamiętam natychmiast, a na drugi trzeci dzień już mniej. Gramatyka to tragedia. Nie łapię w ząb. Mówić nie potrafię i piszę gorzej niż kiepsko. Ech... W zasadzie nie jest mi to do niczego potrzebne. Rozmawiać, a raczej pisać na Interpalsie nie bardzo planuję, bo nie chcę Sebastiana denerwować. Z drugiej strony chciałabym się nauczyć tak dla siebie. Fajnie by było czytać książki po angielsku. Kiedyś natrafiłam na interesujące pozycje. Swoją drogą strasznie dużo nauki potrzeba. Wątpię bym wytrwała. Jeśli już to raczej będę tylko rozumieć na zasadzie ja być murzyn. O mówieniu i pisaniu raczej muszę zapomnieć. Zwłaszcza o mówieniu, bo słuchu nie mam.

28 kwietnia 2017 , Komentarze (15)

Postanowiłam od czerwca o ile nie wcześniej przejść na 6 tygodni na dietę dr Dąbrowskiej. Może choć z 5 kg zrzucę. Ludzie chudną o wiele więcej więc to rewelacyjny wynik nie jest. Kusi mnie przejść już teraz ale w maju ma przyjechać Sebastian, a przy nim trzymanie diety raczej odpada. Będę brała też Libramed to głód zniosę. Teraz będę jeszcze na tej diecie co byłam czyli nisko węglowodanowej z tym, że odejmę trochę kalorii i będę jeść około 1000 tylko. No i zobaczymy. Tej diety dr Dąbrowskiej trochę się boję. Nie za bardzo lubię, a raczej wcale nie lubię warzyw bez dodatków w postaci majonezów, panierek, tłuszczu. Smaku dla mnie nie mają. Dobrze, że chociaż sól i przyprawy są dozwolone. No ale 6 tygodni powinnam wytrzymać. To nie całe życie przecież. Powinno wtedy być ciepło to marznąć nie będę. Ostatnio zarejestrowałam się na forum tej diety, bo miałam kilka pytań, a tu w grupie księżniczki nie raczyły odpowiedzieć. Coraz mniej mi się na Vitalii podoba. Są co prawda wspaniałe dziewczyny ale jest też sporo wredot nieżyczliwych i kochających hejt. Chyba całkiem przestanę na forum wchodzić...

Dziś będzie do jedzenia tuńczyk, jajka i może kotlety sojowe i serek homo. Od wczoraj 50 dkg mniej...Jeszcze trochę i odetchnę, bo świąteczny balast zrzucę...

Poza tym ostatnio zrobiłam porządek z kosmetykami pielęgnacyjnymi i co nieco wyrzuciłam. Wyrzuciłam mleczko do zmywania makijażu i tonik. Mleczko miało chemiczny zapach, a tonik stracił ważność. Teraz do usuwania makijażu używam oleju kokosowego albo z pestek winogron, a jako tonika octu jabłkowego albo soku z kapusty kiszonej. Też się sprawdzają. Kupiłam jednak krem do twarzy sandałowy z Orientany, mleczko do twarzy z Korany oraz krem do rąk propolisowy i krem do stóp  miodowy też z Korany. To są kosmetyki  z rodzaju naturalnych. Już innych w zasadzie nie używam... Nie lubię tych chemicznych. Ważne jest też dla mnie by kosmetyki nie były testowane na zwierzętach.

27 kwietnia 2017 , Komentarze (8)

Ostatnio nie ma wylegiwania się w łóżku do 11. Zrywam się rano przed ósmą, bo czekam na kilka przesyłek z kwiatkami. Jeszcze nie wszystkie do mnie dotarły. Dziś może ostatnia dotrze... Jeszcze kilka mam zamiar kupić. Wszystkie wybieram odporne i nie lubiące za dużo wody. Nie mam zamiaru ich pryskać i podlewać bez przerwy. Lubię mieć dużo kwiatów w domu, a to dbanie o nie zbyt dużo energii by mnie kosztowało. Na razie zebrałam kolekcję sukulentów. Mam ich koło 20 chyba i jeszcze kupię. To bardzo wdzięczne roślinki i koty się za nie nie biorą. Ja też nie mam wyrzutów sumienia, że za mało serca wkładam w ich pielęgnację. Rosną dobrze, a raczej trwają, bo rosną powoli. Z innych może kupię figowca beniamina, kliwię, filodendrona pnącego, aspidistrę i może szeflerę drzewiastą. Jeszcze trochę miejsca w domu mam. Kwiatki oczywiście kupuję za swoje pieniądze, bo Krzysiek kwiatków nie lubi i nie widzi potrzeby ich posiadania.

Od kilku dni znowu myślę o diecie. Motywacja chyba wraca. Od nowego tygodnia coś zacznę. Będzie to dukan, dieta Dąbrowskiej, Kwaśniewskiego albo 10 dniowa. Najpewniej Dąbrowskiej. Później może 10 dniowa. Mam do zrzucenia jeszcze 10 kg w tym roku o ile się uda. Jeszcze kilka lat temu nie było zastanawiania się czy się uda. Organizm współpracował i podczas diety waga spadała. Regularnie i jak w zegarku. Szybko. Teraz to już proste nie jest niestety i moje chcenie  i staranie nie ma tu nic do rzeczy. Chyba bym musiała z 600 kalorii jeść by waga zechciała spaść, a to za mało nawet dla mnie. No i ile by spadła? Pewnie znowu z 3 kg może. No i co by było dalej?

Dziś dieta białkowa. Schudłam 40 dkg...

26 kwietnia 2017 , Komentarze (4)

Od kilku dni pracuję trochę nad swoją złością, bo moje reakcje są nieadekwatne do sytuacji. Co mnie w zasadzie obchodzi jakie tematy poruszane są na forum. Mają prawo być poruszane nawet te, które wydają mi się nudne, płytkie, mało ważne, głupie. Po to jest forum. No i to jest tylko moje zdanie, że tak te tematy oceniam. Innym mogą leżeć. Mnie to nie powinno wzruszać i nie powinnam się tym denerwować. Teoretycznie mogę na forum nie wchodzić by się nie wkurzać ale nie tędy droga. Chcę by wrócił mój spokój wewnętrzny i swoista obojętność. Tak musi się stać i stanie się. Bliskie osoby nie powinny mieć wpływu na mój nastrój, a co dopiero obce. Mars wszedł do bliźniąt i posiedzi miesiąc. Nie mogę wciąż się wściekać przez ten czas...

Dzisiaj się okaże czy Krzysiek ma dalej urlop czy już nie. Wcale tego urlopu nie wykorzystał. Nic w domu zrobione nie jest. Koło domu też prawie nie. No i dobrze. Nic nie zrobił to nie. Odpoczął za to. To też korzyść. Mnie chęć na urlop przeszła i pracuję pilnie. Urlop będzie pewnie dopiero w maju gdy Sebastian przyjedzie. Od maja wybieram się na warsztaty pasteli suchych. Będą cztery spotkania po trzy godziny. Technikę znam i lubię ale chcę poznać warsztat. Oby tylko ta babeczka mnie zapisała, bo zapisywałam się przez telefon i mogła zapomnieć.

Dziś dieta typu dukana. Nie będzie wcale węglowodanów. Będą jajka, tuńczyk i schab. Spróbuję tak przez tydzień i liczę na to, że do ósemki z przodu zejdę. Oby... Przez tydzień czy dwa z zakwaszenia organizmu przecież nie umrę...


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.