Wczoraj byliśmy sprawdzić kartofle i kompetnie nie obrodziły. Tak myślałam, bo sadzeniaki były jakieś dziwne, różowe i krzaki wybujały. W przyszłym roku chyba nic nie posadzę. Będzie za to bób w gruncie, a inne uprawy w skrzyniach i donicach. Na pewno będą sałaty, kalarepy, kapusty w skrzyni. Posypię oczywiście trucizna na ślimaki, bo w tym roku wszystko mi zjadły. Nie będzie zmiłuj się. Posypię tylko w skrzyniach, żeby jeze nie weszly. Kusi mnie spróbować buraków na botwinkę. Na pewno będzie papryka w donicach, bo w tym roku sie udała. Rośnie w donicy i pięknie poszła na nawozie krowim. W przyszłym roku posadzę kilka sadzonek. Na pewno będzie cebula na piórka i koper doniczkowy. Moze juz jesienia posadzę czosnek. Sprobuję moze kabaczka. Nie wiem co z pomidorami. Sebastian skręci sprzynie w październiku, a my z Krzyśkiem je przygotujemy tzn. wsypiemy ziemię/kupną/ i damy nawoz. Jestem dobrej myśli.
Chciałam wyjść dziś do ogrodu to i owo popryskać, ale nie bardzo mi sie chce. Miał być deszcz. Kocham deszcze, ale nie teraz. Teraz chcę pokończyć prace w ogrodzie. Wkrotce kupię kwiaty i krzewy. Za miesiąc zamknę sezon. Wcześniej nacieszę się jesienią - babim latem, kolorami, liśćmi. Będą spacery, robienie zdjęć. Będą ogniska i pieczenie kiebasek na patykach. Pamiętam ten okres z dzieciństwa - wykopywanie kartofli, ogniska i dymy snujące się nad polami, zapachy, zbieranie wszystkiego z ogrodu, kiszenie kapusty, grzybobrania, wyprawy do lasu na jezyny. Pamiętam ich wyborny smak w herbacie. Ciocia Resia robiła z nich soki. Były pyszne.Teraz olbrzymia kępa rośnie koło mamy schodów, ale owoce chyba nie zdążą dojść, bo jeszcze sa malutkie. Są tez jeszcze kwiaty. Jesień może byc wcześniej, bo moje koty chcą mnie zjeść. Daję tyle jedzenia co zawsze, a one patrzą z pretensją i za chwię już się kręcą po stole i pod nogami. To oznaka, że chca jeść. Kajtek ich nie objada, bo je osobno coby nerwow nie bylo.
A tu Kajtek w komitywie z Majką. Zawieszenie broni jest chwilowe, bo Majka gdy tylko na nia spojrzy, natychmiast syczy. Dotykać ciałkiem jej może. Patrzeć nie wolno... :)
Dziś powinnam skończyć pisanie ikony. Nie wiem czy się uda, bo połozyłam zbyt jasny sankir i trzeba dać więcej warstw. Długo zeszło, bo duzy format. Od jutra może zacznę robić ikony decoupage. Kolejne ikony pisane moze dopiero koło 10 IX, bo wtedy będą pieniądze na podobrazia. Trochę ich trzeba, bo jedna ma byc w duzym formacie. Na razie mam pomysły na dwie i tyle powstanie.
Znowu myślę o terapii. To będzie albo sydrom DDD, albo współuzależnienie. Nie wiem, bo się waham. Problem jest z tym, że w zasadzie akceptuję swoje podejście do związkow i do Sebastiana. Lubie pomagać innym, także materialnie i dobrze się z tym czuję. Nie czuję się wykorzystywana. Moze dlatego, że nie mam zbyt duzych potrzeb i nie jestem zachłanna jeśli chodzi o pieniadze. Wychodzę z założenia, że aby otrzymać trzeba dać. Ja z resztą daję też i na koty i ulicznym grajkom np.. No i Sebastian sie odwdzięcza. Pracuje przecież u mnie. Pomaga mi w pracy koło domu. Problem mam tylko z konfliktami w relacjach, przemocą czasem. Trafiam na osoby, które chcą mną rządzić i stąd konflikty. Inna sprawa, że i ja mam naturę raczej dominującą, niepokorną. Lubię niekonfliktowych, zgodnych, a nawet uległych mężczyzn. Nie dane mi jednak z takimi być, ale moich relacji nie chcę zakończyć. Znalazłam też kurs da osob z syndromem DDD nie radzących sobie w związkach... Trochę boję się bałaganu w głowie i emocjach, bo może pod wpływem terapii runąć istna lawina i poczuję sie gorzej niż teraz... Teraz jestem pogodzona z sobą i dobrze mi jest.
deszcz
wciąż pada i
pada
kropla za
kroplą miarowo bębnią
w co się da
spływają
kaskadą po liściach murach chodnikach
kapią z
dachów
kałuże rozlane
jak jeziora
już utopiły odziany
w szarą pelerynę dzień
łowię w głębi
moje posmutniałe oczy
dusza w
półśnie wzdycha ciężko
myśli
nasączone melancholią płyną leniwie
niebo
zamknęło słońce
w klatce z
chmur i wypuścić nie chce
wciąż pada i
pada