Od jakiegoś czasu robię afirmacje Ja Agata jestem niewinna i w porzadku i pięknie zadziałały. Przestałam sie czuć winna, że nie mam cierpliwości do mamy. Niby dlaczego mam byc cierpliwą i idealna córką skoro moja mama nie jest idealną matką i nie czuje sie winna. Nie tylko ja odpowiadam za nasza relację. Tym bardziej nie powinnam sie obwiniać, ze nawet psycholodzy mi radza ograniczenie kontaktow. Nie jestem też zdania, że przykazanie Czcij ojca swego i matkę swoją zawsze musi byc przestrzegane. Moja mama nie okazywała mi uczucia i stosowała przemoc. Do tego mnie poniżała. Wybaczyłam jej i ją tłumaczę, ale nie mam zamiaru pracować nad relacją by stać się idealna corką. Daję jej to co jestem w stanie dać, bez uszczerbku dla mnie i nie dam nic więcej.
Nie jestem idealną zoną i nad relacją nie pracuję. Wyrzutów sumienia sie pozbyłam. Tak bywam zołzą, ale i Krzysiek bywa trudny. Niby jest chory, ale nie aż tak. Dlaczego to tylko ja mam pracować nad związkiem i ja sie mam dostosować. On na moje niektóre potrzeby nie zwraca uwagi, to i ja nie muszę zwracać na jego. No i komu piewszemu przytrafiły sie fascynacje poza związkiem? Nie mnie. Kilka lat temu wpadła mu w oko kolezanka z pracy. Co prawda do niczego nie doszło, ale ile wzdychania było. Ile gadania. Jaka to ona idealna, szczupła, seksowna i pracowita. Moje uczucia, poczucie wartości nie były ważne. Sebastian to nie jest zemsta. Uważam jednak, że nie tylko ja jestem winna. Sam do tego Krzysiek rękę dolożył, a ja nie jestem z tych co płaczą w kącie.
Jeśli chodzi o moje winy w stosunku do Adriana to już za nie zapłaciłam. Był bardzo trudnym dzieckiem i odpowiedzialność za niego to był koszmar. Dał mi popalić i to była pokuta. Juz dość. Nawet za morderstwo się całe życie nie pokutuje. Niby od pewnego czasu juz mnie nie krzywdzi, ale i ja mu krzywdy nie robię. Tym bardziej powinnam się pozbyć poczucia winy, że ąż takia olbrzymia nie była. Nie znęcałam się nad nim, nie dręczyłam go, nie poniżałam. Moją winną był dystans emocjonalny i zly przykład, który mu dawałam. Opiekę i serce miał od babć i zaniedbany nie był. Psycholog powiedziała mi, ze dałam Adrianowi tyle ile byłam w stanie mu dać i sporo prawdy w tym jest.
Ja co prawda wychodzę z założenia, że człowiek powinien sie rozwijąć i dążyć do doskonałości, ale to nie oznacza, że ma tkwić w poczuciu winy. To nie oznacza też, ze ma całe zycie podporzadkować innym. Rozwój to nie koniecznie praca nad sobą w kierunku wyznaczonym przez innych. Nie pracuję nad relacjami, bo nie mam na to czasu. Co innego jest dla mnie ważniejsze i uważam, ze to jest w porzadku. Mam prawo rozwijać sie w kierunku wybanym przeze mnie tym bardziej, że przestępstw nie popełniam. No i jestem tylko człowiekiem i nie muszę być idealna... Kieruję się sercem staram się, a to nie jest ideał dla wszystkich. No i muszę kochać też siebie i być dla siebie wyrozumiała. Surowa katolicka moralność nie jest dla mnie.
Co do wyrzutow sumienia i poczucia winy nie powinno sie w tym tkwić. To niszczące. Jeśli sie kogoś skrzywdziło to w miarę możliwości trzeba przeprosić, krzywdę naprawić i odpuścić. Tkwienie w poczuciu winy, może doprowadzić do tego, że podświadomość będzie narzucała cierpienie jako pokutę. To nie jest potrzebne i niczemu i nikomu nie sluży. Każdy odpowie za to co zrobil w przyszłym życiu. Tak dziala karma. Ona wraca i za niewyrownane rachunki przyjdzie zapłacić...
Mam świecznik z selenitu. Piękne światlo daje...
Kupiłam dwa ebooki i bluzkę już letnią... Chcę kupić książkę o moralności, ale nie tej katolickiej, bo bardziej jestem poganka niż katoliczką.