Kolejny dzień i 800 kalorii. Dziś sałatka z tuńczyka, marchwi, ogorka kiszonego i piorek cebuli z majonezem, serek wiejski z czosnkiem niedźwiedzim i ogorkiem świeżym i kotlet mielony z pieczarkami.
Dziś mieliśmy jechać do muzeum. Krzysiek dał się przekonać, ale Sebastian też chce zwiedzić i musimy poczekać na niego.:) Będzie za to praca. Będzie podlewanie albo i nie. To zależy od deszczu. Może uda się zrobić drabinę do sieni. Wczoraj było sadzenie szałwi czerwonej, agapantów, cięcie gałęzi sekatorem i wycinanie tego co zbędne w sadzie. Dostałam od koleżanki sadzonki kapusty i muszę posadzić...
Znowu zepsuł się telewizor, a właściwie oba. Tym razem niestety też ten stary. Trzeba chyba kupić nowy. Oczywiście koniecznie bez bajerów i tani. Taki do 1000 zł. Musimy jechać do sklepu, bo nie chcę kupować w internecie. Musi być dostosowany do nowej telewizji naziemnej i do canal+. Jestem źle nastawiona do nowych telewizorow, bo są zbyt delikatne. Stare były solidne i dzialały lata. Teraz wszystko nietrwałe co mnie denerwuję.
Wczoraj znalazłam w internecie kurs terapii behawioralno-poznawczej. Bardzo jestem tego ciekawa i uważam, że to dla mnie cenna wiedza. Mam wprawdzie książkę ale i kurs skończę z tym, że chyba dopiero w lipcu, bo w szkole będą wakacje. Kurs trwa 25 godzin i to sam zarys, bo dla psychologów sa szkolenia kikuletnie.
Jedne z pierwszych zdjęć ptaków po kursie. Łatwo nie dają się robić, bo ptaki są ruchliwe. Miałam z tego sporą frajdę. To nie ostatnie. Myślę o pójściu do lasu, bo może uda się uchwycić sójkę czy nawet dzięcioła. W domu jest szansa na cukrówki i wróbelki. W zimne pory na sikorki. Bywają sroki i kosy... :)