Wczoraj jednak z Rozi nie byłam u weterynarza. Postawiłam karty i wyszły komplikacje. Czułam też straszny niepokój. Jedziemy dzisiaj. Na dziś karty są ok. Pojedziemy taksówką dla pewności, żeby stresów takich nie było. W taksówce torbę otworzę i może nie będzie się tak denerwować gdy ją będę głaskać. Do transportera jej włożyć nie mogę, bo strasznie szaleje i może go otworzyć.
Wczorajszy dzień był nawet udany. Zarobiłam trochę i napisałam parę tekstów na portale. Nastrój mimo niepokoju o Rozi miałam dość dobry. Po południu było dalsze sprzątanie szafy. Tym razem Krzysiek zniósł je spokojnie. Dziś też porządki będą. Skończymy chyba w czwartek albo w niedzielę. To będzie ulga, bo to będzie oznaczało, że w domu są już tylko potrzebne rzeczy. Pozostaną do sprzątania sienie od strony podwórka. Też tam kilka dni zejdzie ale może to zrobię z Sebastianem? To nawet dobra myśl. Po co Krzyśka wkurzać? Niech sobie żyje spokojnie w swoim świecie. Niech czyta i krzyżówki robi skoro ma go kto wyręczyć. Jeśli chodzi o czystość w domu to hm... Z tym jest problem, bo pucować na błysk niczego nie będę. Za nic. Odkurzanie podłóg raz w tygodniu i czyszczenie mebli jeszcze rzadziej musi starczyć. Nie jestem perfekcyjną panią domu i nie mam ambicji nią być, a pani do pomocy kręcąca się po mieszkaniu mnie denerwuje. To już wolę sierść i kurz... Moi goście muszą to zaakceptować albo zrezygnować z odwiedzania mojego domu.